27 czerwca 2012

Czy coś to Państwu przypomina?

Czy Pamiętają Państwo konflikt, którym kilka lat temu żyła cała Polska, a przynajmniej krajowe media? Prezydent – śp. Lech Kaczyński chciał reprezentować nasz kraj na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, ale ten przywilej zachował dla siebie również premier – Donald Tusk. Rozgorzała gorąca dyskusja, kto powinien, kto może i jak ma reprezentować Polskę. Sprawa otarła się o dość groteskowe kwestie, takie jak liczba dostępnych miejsc (foteli przy stole) dla polskiej delegacji. Jak się okazuje, nie tylko w Polsce konflikty i napięcia na linii prezydent-premier elektryzują opinię społeczną. Obywatele Rumunii też coś o tym wiedzą...

Rumunia – kraj, który przed II wojną światową był przez krótki czas naszym sąsiadem (mieliśmy wspólną granicę). To do Rumunii udały się władze Rzeczpospolitej, kiedy kampania wrześniowa chyliła się ku upadkowi. Przez lata kojarzona z rządami Ceausescu, ponurymi obrazkami biedy i konfliktami na tle narodowościowym. Rumunia przeszła transformację, dołączyła do wspólnoty europejskiej, jest członkiem Unii Europejskiej. Dziś mam okazję przebywać w Bukareszcie i obserwować m.in. sytuację na scenie politycznej. To interesujące doświadczenie, ponieważ w Polsce nadal zbyt mało wiemy o Rumunii i odnoszę wrażenie, że kierujemy się czasem błędnymi uprzedzeniami. Jednak, jak się okazuje,  podobieństwa łączą nas także na tle konfliktów politycznych. W Rumunii natrafiłam właśnie dobrze znaną z polskiego gruntu rozgrywkę: konflikt prezydent-premier.

Kto pojedzie na szczyt Unii Europejskiej zaplanowany w dniach 28-29 czerwca? Premier – Victor Ponta (Partia Socjaldemokratyczna PSD), czy Prezydent – Traion Băsescu (związany z Partią Demokratyczno-Liberalną PDL)? Oczywiście chodzi o interpretację reguły, kto odpowiada za politykę europejską kraju – głowa państwa, czy szef rządu.

Od czego zaczął się konflikt? Na początku maja rumuński Parlament odwołał gabinet Mihaia Răzvana Ungureanu - popieranego przez prezydenta i jego Partię Demokratyczno-Liberalną (PDL). Warto przypomnieć, że w lutym w Rumunii doszło do wybuchów niezadowolenia społecznego z powodu kryzysu i zapowiadanych cięć budżetowych. To m.in. z tej przyczyny doszło do zmiany rządzących. W tej sytuacji główną rolę na scenie politycznej zaczęła odgrywać centrolewicowa koalicja Unia Społeczno-Liberalna (USL), której kluczowym ugrupowaniem jest Partia Socjaldemokratyczna (PSD), z Victorem Pontą jako liderem. Tyle, że Traion Băsescu władzę prezydencką będzie jeszcze sprawował przez dwa lata. Siłą rzeczy konflikt „wisiał na włosku”. Jak się okazało reprezentowanie kraju na szczycie Unii Europejskiej stało się punktem zapalnym i doprowadziło do tego, że Parlament grozi Prezydentowi odwołaniem, a Prezydent popierany przez Trybunał Konstytucyjny rozwiązaniem Parlamentu.

Premier Victor Ponta uważa, że mając poparcie Parlamentu i potwierdzając swój udział w Szczycie już dwa tygodnie temu, posiada pełen mandat poparcia dla reprezentacji swego kraju.

Jak podają rumuńskie media prezydent Băsescu nie zamierza pozostawać w kraju. Co więcej, źródła związane z Prezydentem informują, że Premier Ponta ma zamiar nie wydawać zgody na wylot prezydenckiego samolotu.

Rumunię w listopadzie czekają wybory parlamentarne. Jak konflikt na linii prezydent-premier przełoży się na ich wyniki? Zobaczymy. Jedno jest pewne – przenoszenie konfliktów krajowych, na poziom międzynarodowy, gdzie liczy się wspólna reprezentacja i stanowisko, jeszcze nigdy nie przyniosły korzyści.

Z pozdrowieniami z Bukaresztu, gdzie przebywam na wyjazdowym posiedzeniu grupy S&D
Lidia Geringer de Oedenberg

Więcej: http://www.nineoclock.ro/basescu-asks-constitutional-court-to-mediate-conflict-with-ponta/

2 komentarze:

  1. Cieszy mnie fakt, że o Rumunii mówi się coraz więcej. Piękny kraj!
    Gunia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wniosek jest jeden, w obu krajach jest bardzo niski poziom demokracji;)

    OdpowiedzUsuń