16 października 2012

Flandria skręca ostro w prawo

Nacjonalistom z Nowego Sojuszu Flamandzkiego NV-A udało się zamienić lokalne wybory w rodzaj referendum przeciwko federalnemu rządowi Belgii.

14 października br. NV-A odniósł spektakularne zwycięstwo zdobywając ok. 30% głosów. To praktycznie daje tej partii pierwszeństwo na scenie politycznej we Flandrii i w przyszłości szansę na jej uniezależnienie się od Belgii. Najbardziej symboliczne zwycięstwo odnieśli w Antwerpii (drugim co do wielkości mieście w Belgii), która od dziesięcioleci była w rękach socjalistów. W innych flamandzkich miastach jak Ghent, Hasselt i Ostenda lewica nadal utrzymała swoją pozycję.

Nacjonaliści zyskali najwięcej osłabiając inną extremę prawicową - partię Vlaams Belang, która straciła średnio ok. 2/3 poparcia.

W wyborach, które odbyły się w 589 gminach i 10 prowincjach uwagę mediów skupiał przede wszystkim lider flamandzkich nacjonalistów Bart De Wever ( i przyszły burmistrz Antwerpii), który zapowiedział, że po zdobyciu tego ważnego "przyczółka" będzie przygotować frontalny "atak na federację" za półtora roku, kiedy to odbędą się następne wybory do parlamentów regionalnych i federalnego, połączone z wyborami do Parlamentu Europejskiego (w maju lub czerwcu 2014).

De Wever chce uniezależnienia się bogatszej Flandrii, od biedniejszej francuskojęzycznej Walonii. W kampanii wyłaniającej radnych do gmin - atakował więc przede wszystkim rząd federalny, na czele, którego stoi socjalista z Walonii Elio Di Rupo, zwolennik utrzymania jedności Belgii. Lider N-VA wcześniej znacznie przyczynił się do pobicia przez Belgię rekordu świata w "nieposiadaniu rządu" - wielokrotnie odrzucając propozycje różnych kompromisów, w efekcie czego dopiero po 541 dniach po wyborach ustanowiono nowy gabinet.

Na listach wyborczych do rad gmin było też łącznie w Belgii ok. dwudziestu Polaków, których zmobilizowały tutejsze partie polityczne dostrzegające potencjał w licznej, ponad 100 tys. grupie naszych rodaków mieszkających w Belgii. Przeliczyli się. Polacy w ogóle niechętnie chodzą na wybory, nawet we własnej ojczyźnie, w Belgii dodatkowo odstraszała - w moim przekonaniu - rejestracja, po której udział w wyborach staje się obowiązkowy, a absencja karana jest mandatami.

Wszystkie polskie kandydatury przepadły.

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

2 komentarze:

  1. Ja mam wrażenie, że Belgia to trochę sztucznie stworzony kraj. Przecież to są dwa narody, które niewiele mają ze sobą wspólnego, to po co na siłę je łączyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę pisać więcej o działaniach Polaków w UE, coś co pozwoli nam zobaczyć nas w szerszej perspektywie niż tylko kłótnie na naszym własnym podwórku.

    OdpowiedzUsuń