13 listopada 2012

Bitwa o budżet

Walka o unijny budżet na lata 2014-2020 wkroczyła w decydującą fazę. Planowany na 22-23 listopada br. szczyt Rady Europejskiej poświęcony temu zagadnieniu będzie gorący…
Obecna Cypryjska Prezydencja w Radzie UE za swój priorytet uznała osiągnięcie do końca roku kompromisu w sprawie nowej perspektywy finansowej, jednakże przedstawiona przez Cypryjczyków propozycja nie spodobała się nikomu.
Bitwie o liczby towarzyszą ostre słowa, a nawet groźby wyrażane przez europejskich polityków. Brytyjski Premier David Cameron oznajmił na ostatnim październikowym szczycie, że Wielka Brytania zgłosi weto, jeśli wieloletnie ramy finansowe (WRF), będą godzić w interes brytyjskich podatników. Podejrzewam, że miał głównie na myśli zapowiadane cięcia unijnych dopłat dla brytyjskich arystokratów – obszarników*. Z przedstawionej propozycji z innych względów nie jest zadowolony także Parlament Europejski, który wykorzystując swoją niedawno nabytą władzę budżetową (poprzez traktat lizboński) również straszy jej zawetowaniem.
Negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych są skomplikowane i budzą wiele emocji. Podobnie zresztą było przed ośmiu laty, gdy negocjowaliśmy budżet na lata 2007-2013. Wtedy nowa 10-tka państw, które dołączyły do Wspólnoty w 2004 r. dodatkowo nie miała doświadczenia w tego typu negocjacjach. Teraz jesteśmy bogatsi i to nie tylko o wyćwiczone praktyki.
Procedura ustalania następnych ram finansowych rozpoczęła się formalnie 29 czerwca 2011 r., kiedy to Komisja Europejska (KE) przedstawiła swoją propozycję 7-letniego budżetu UE. Punktem wyjścia był poziom obecnego wieloletniego budżetu (976 miliardów euro), po uwzględnieniu inflacji i minimalnego ok. 2% wzrostu – zaproponowano kwotę 1,025 mld euro. Odpowiadając na budżetowy vist Komisji, Parlament Europejski 23 października br. przegłosował raport, w którym uznał tę propozycję za absolutnie niewystarczającą do sfinansowania priorytetów UE.
29 października br. Cypryjska Prezydencja opublikowała tzw. „negotiating box”, prezentując po raz pierwszy ze strony Rady – konkretne liczby odnośnie budżetu na lata 2014-2020. Na dobry początek proponując cięcia rzędu 50 mld euro w porównaniu z propozycją KE. To rozwścieczyło Parlament, który po przeanalizowaniu dokumentu stwierdził, że niektóre programy wspierające szeroko rozumianą innowacyjność zaproponowano umieścić poza wieloletnimi ramami finansowymi (m.in. Galileo, czy ITER) – zatem proponowane cięcia w rzeczywistości wyniosą blisko 70 mld euro. Najbardziej nas dziwi, że cypryjskie „oszczędności” dotykają dziedzin powszechnie uznanych za priorytetowe dla stymulacji konkurencyjności, wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w UE.
Dla Rady jednak propozycja cypryjska jest zbyt… hojna, Brytyjczycy chcą odchudzenia budżetu nawet 200 mld.
Nastroje są dość minorowe. Do tego dokłada się jeszcze kryzys, dotykający południe Unii. Gołym okiem widać, że polityka nadmiernego zaciskania pasa „zabija pacjenta”. Jeśli Grecja się nie podniesie z pomocą Unii, upadnie i to z poważnymi konsekwencjami dla całej Wspólnoty. Nadmierne cięcia nie pozwalają jej na gospodarczy wzrost. Największy kraj Unii – Niemcy próbują teraz grać rolę rozjemcy, ale jak dotąd ze słabym skutkiem. Próbując przełamać „bad image” euroskąpca kanclerz Niemiec – Angela Merkel przybyła 7. listopada br. do Parlamentu Europejskiego. Byliśmy bojowo nastawieni do najbardziej wpływowej kobiety świata, ale po jej wystąpieniu – nagrodziliśmy ją ponadpolitycznym aplauzem. Przeważyły konkrety, którymi Kanclerz przekonała większość parlamentarzystów.
Stanowczo potwierdziła, że strefa euro wymaga gruntownej naprawy. To nowość, żaden kraj strefy euro wcześniej nie chciał tego przyznać. Gdy rozmawiałam z „ojcem euro” Jacquesem Delorsem, który przez dwie kadencje był szefem Komisji Europejskiej, jego największym zmartwieniem było to, że połowa jego nowatorskiego projektu waluty euro – nie została przez kraje członkowskie przyjęta. Ta część, która dzisiaj powoduje najwięcej problemów i wywołuje najwięcej emocji. Brak wspólnotowej kontroli nad budżetami narodowymi, powodującej nadmierne deficyty, zbyt rozbuchane poziomy długów publicznych i brak jakichkolwiek sankcji nieprzestrzegania przez państwa członkowskie tzw. kryteriów z Maastricht. Teraz, w głębokim kryzysie strefa euro przyznaje Delorsowi rację. Późno, ale jeszcze z szansą na uzdrowienie…
Naprawa euro nie będzie bezbolesna i wymaga zmian traktatowych. Ogólnie mówiąc ściślejszej integracji całej Unii, nie tylko tej ze wspólną walutą. To na pewno nie spodoba się za kanałem La Manche.
Wracając jednak do negocjacji budżetowych i groźby weta Brytyjczyków, jeśli nie uda się najpóźniej do połowy 2013 r. osiągnąć porozumienia w kwestii WRM 2014-2020, Unia zacznie funkcjonować w oparciu o tzw. prowizorium budżetowe kalkulowane, jako poziom z ostatniego roku bieżącej perspektywy 2007-2013 powiększony o 2% stopę inflacji. Co to oznacza?
Dla blokującej negocjacje Wielkiej Brytanii – utratę cennego rabatu, z którego korzystają od czasu wejścia do Unii (w 2011 r. wyniósł on 3,5 mld euro na 11,2 mld składki), dla pozostałych członków – skomplikowaną coroczną procedurę budżetową, na którą nikt nie ma ochoty i do tego brak możliwości realizacji wieloletnich projektów. Negocjatorem od stycznia 2013 r. będą przejmujący Prezydencję w Radzie – Irlandczycy, trudno przewidzieć na ile ich historyczne relacje z Brytyjczykami pomogą, czy zaszkodzą w negocjacjach budżetowych…?
Brak wieloletniego budżetu dla wszystkich będzie tak samo niewygodny i wierzę, że to skłoni do szukania kompromisu za wszelką cenę. Poziomu budżetu, który dla Wspólnoty będzie jeszcze do zaakceptowania, a dla Premiera Camerona stanie się dowodem jego siły i zwycięstwa docenionego w Izbie Gmin.
Jeśli chodzi o udział Polski w negocjacjach budżetowych, rząd zapowiedział, że będzie zabiegać o uzyskanie na lata 2014-2020 kwoty 300 mld PLN. Mam nadzieję, że tylko w polityce spójności, bowiem obecny poziom wszystkich środków, jakie pozyskujemy z Unii wynosi grubo ponad 400 mld PLN **, zatem raczej należałoby starać się o więcej niż mniej.
Trzymam kciuki za listopadowy szczyt, bowiem brak porozumienia byłby kolejnym złym sygnałem dla zagranicznych inwestorów i rynków, co wpłynęłoby niekorzystnie na życie unijnych obywateli, np. na ich raty kredytu.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*więcej : http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer
** polecam zabawny filmik o eurofunduszach http://www.youtube.com/watch?v=ACx2Pxexfms

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz