Kryzys. Recesja. Bezrobocie. Wiele państw członkowskich UE znajduje się
pod presją dokonywania oszczędności za wszelką cenę. W takiej sytuacji
propozycja europosłów by minimalnie zwiększyć budżet UE – wydaje się być
nieodpowiedzialna. Jest wręcz przeciwnie. Wspólny budżet nie jest
bowiem częścią problemu, jest elementem jego rozwiązania. Może
wyprowadzić Europę na prostą.
Budżet inny niż wszystkie
Budżet UE jest budżetem stricte inwestycyjnym i silnym środkiem
pobudzającym wzrost gospodarczy w Europie. Składa się nań mniej niż 1%
PKB każdego kraju członkowskiego i nie są to pieniądze dla “Brukseli”,
to fundusze dla obywateli UE. 94% Wspólnotowego budżetu trafia
bezpośrednio do państw członkowskich i w postaci zakupu ich towarów czy
usług wraca do płatników składki.
Według danych polskiego Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, każde euro
zainwestowane w nowych krajach UE przynosi starym krajom - średnio 61
eurocentów zysku z dodatkowego eksportu. Dla samych Niemiec oznacza to
powrót do gospodarki nawet 1 euro i 25 centów. W Polsce z każdego
unijnego euro 89 eurocentów trafia właśnie do niemieckich firm, będących
najczęstszymi wykonawcami różnych projektów w Polsce. Stąd,
nieoczekiwanym sojusznikiem Polski w negocjacjach budżetowych mogą
okazać się Niemcy, dla których z jednej strony cięcia w eurobudżecie są
priorytetem, ale z drugiej rozumieją, że mogą pośrednio stracić na
zmniejszeniu funduszy dla Polski. Cięcia w budżecie UE to nie
oszczędności – to podcinanie gałęzi... rozwoju regionów.
Kłótnie na szczycie
To teatr na użytek krajowy. Mówimy o niecałym 1 % PKB każdego kraju, to
powód do darcia szat i pole do realnych oszczędności? Mówiąc
kolokwialnie 1% to margines pomyłki w budżecie, to akceptowalny “błąd
statystyczny”. Po co te kłótnie? To pokaz siły. Kto wygrał – ten rozdaje
karty (w kraju).
Budżet UE nie jest zbyt wysoki, tym niemniej jego łączna wysokość
wywołuje potężny efekt dźwigni – każde unijne euro przyciąga średnio dwa
do czterech euro w inwestycjach. Tego właśnie teraz potrzeba, kolejnych
euroinwestycji, tworzących m.in. nowe miejsca pracy. Prawie 26 milionów
obywateli w UE jest na bezrobociu. W Hiszpanii i Grecji już teraz ponad
połowa młodych ludzi nie ma pracy, zaś w pozostałej części UE młodzi
ludzie “tkwią” w spirali niepłatnych praktyk zawodowych i śmieciowych
umów na czas określony ( jak u nas).
Nie ma wzrostów wydatków w kryzysie?
Są. Warto zauważyć, iż w latach 2000-2010 narodowe budżety krajów UE
wzrosły o ok. 62%, a budżet UE - o 37%. Nawet w ultrakryzysowym 2008 r.
ogólne wydatki publiczne państw członkowskich wzrosły średnio o ponad 2
%, podczas gdy budżet UE zmniejszył się. Proponując zamrożenie czy wręcz
kolejne cięcia wspólnotowego budżetu podejmuje się jednocześnie decyzję
o porzuceniu wspólnotowych strategii rozwojowych, inwestycji w badania
czy wsparcia małych i średnich przedsiębiorstw.
44 laureatów Nagrody Nobla już dziś przestrzega świat przed nadmiernymi
cięciami w dziedzinie badań i rozwoju, w czasie, kiedy Europa bardziej
niż kiedykolwiek potrzebuje innowacji, by móc dotrzymać kroku innym w
globalnej rywalizacji. Obecna polityka UE w dziedzinie badań naukowych
jest prawdziwie udanym projektem, w ramach którego udało się nawet
częściowo odwrócić tendencję odpływu utalentowanych badaczy z Europy do
USA czy tzw. “wschodzących” gospodarek.
Ponad sto europejskich osobistości świata sztuki i kultury, gospodarki i
filozofii zwróciło się w liście otwartym o zapewnienie odpowiednich
funduszy na kontynuację programu „Erasmus dla wszystkich”. Unijny
program wymiany studentów od początku swego istnienia, wsparł prawie 3
miliony studentów i nauczycieli, którzy dzięki erazmusowym grantom mieli
okazję studiować i pracować za granicą.
Zerwany szczyt, piękna katastrofa ...
Odbywający się 22-23. listopada br. szczyt nie został zerwany. To część
gry, kompromisu nie osiąga się przy pierwszym spotkaniu o budżetowej
perspektywie na siedem lat. Dramaturgia negocjacji potrzebuje czasu.
Zawsze tak było, tylko nowicjusze wyciągają pochopne wnioski i popadają w
depresję.
Problemy budżetowe Unii nie są związane tylko z trudnościami
negocjacyjnymi siedmioletniej perspektywy na lata 2014 – 2020, ale i z
tegorocznym budżetem korygującym jak i ostatnim z tzw. starej
perspektywy przypadającym na rok 2013. Wszystkie są ze sobą powiązane, a
brak zgody w jednym powoduje kłopoty w następnym.
Na ostatniej sesji plenarnej 12. grudnia br. udało nam się po wielu
trudnych negocjacjach rozwiązać problem kłopotów z płatnościami z
tegorocznego budżetu. Zasadą unijnego budżetu jest brak deficytu,
tymczasem niektóre państwa nieskłonne były do dotrzymywania danych
wcześniej obietnic i usiłowały zmusić nas do przyjęcia budżetu z
długiem. Do spłaty zobowiązań w 2012 r. brakowało 9 mld euro. Kompromis,
jaki w końcu osiągnięto zakłada 6 mld dodatkowych środków teraz i 3 mld
w następnym roku. Parlament zażądał porozumienia na piśmie, nie
dowierzając Radzie...
Jaki budżet na 2014-2020?
Punktem wyjściowym nowej perspektywy finansowej 2014-2020 była czerwcowa
propozycja Komisji Europejskiej skalkulowana z poziomu obecnego
wieloletniego budżetu (976 miliardów euro), z uwzględnieniem inflacji i
minimalnego ok. 2% wzrostu. Zaproponowano kwotę 1,025 mld euro. Zdaniem
Parlamentu to było za mało dla sfinansowania priorytetów UE. 29
października br. Cypryjska Prezydencja przedstawiła po raz pierwszy
konkretne liczby odnośnie budżetu na lata 2014-2020 ze strony Rady UE.
Ignorując nasz projekt odniosła się tylko do propozycji wyjściowej
Komisji Europejskiej i pomniejszyła ją o 50 mld euro. Po
przeanalizowaniu dokumentu okazało się, że niektóre programy wspierające
szeroko rozumianą innowacyjność umieszczono poza wieloletnimi ramami
finansowymi, zatem proponowane redukcje urosłyby do ok. 70 mld euro.
Dla Rady Europejskiej pod przewodnictwem Hermana van Rompuya oferta
Cypryjska była jednak zbyt hojna. Brytyjczycy zażądali odchudzenia
budżetu o 200 mld, stanęło na razie na cięciach o ok. 90 mld w stosunku
do propozycji KE. Rozmowy toczą się teraz zakulisowo, następny szczyt
zaplanowany został na 7-8 lutego 2013.
Plan B - jednoroczny budżet zamiast siedmiolatki, totalna porażka?
Bynajmniej. Jeśli nie dojdzie do porozumienia do wiosny przyszłego roku i
Wspólnota nie zdąży wdrożyć w życie nowego projektu siedmioletniego
budżetu, Unia zacznie funkcjonować w oparciu o tzw. prowizorium
budżetowe kalkulowane, jako poziom z ostatniego roku bieżącej
perspektywy 2007-2013 powiększony o 2% (stopę inflacji).
Pod względem poziomów nie będzie to takie niekorzystne dla Polski,
jedynie nieco bardziej skomplikowane proceduralnie. Poza tym to nie
żadna tragedia, w końcu wszystkie państwa członkowskie działają w
oparciu o budżety jednoroczne, Unia też wcześniej tak funkcjonowała.
Jednoroczny budżet najbardziej uderzy w Brytyjczyków – oznacza dla nich
utratę cennego rabatu, z którego korzystają od czasu wejścia do Unii (w
2011r. wyniósł on 3.5 mld euro na 11.2 mld składki). Przy wieloletnim
budżecie mogą go znowu wynegocjować, przy jednorocznym nie ma takiej
możliwości. Co więcej roczny budżet można przyjąć bez jednomyślności,
zatem bez ich zgody.
Poza samą wysokością budżetu najważniejsze moim zdaniem jest
wypracowanie mechanizmów gwarantujących możliwość elastyczności
budżetowej, zarówno pomiędzy poszczególnymi kategoriami budżetowymi jak i
z jednego roku na następny. Obecnie w UE działamy na zasadzie
“znaczonych pieniędzy” - możliwych do wydania tylko i wyłącznie na
przewidziany w harmonogramie wydatków cel. Jeśli nie uda się zrealizować
planów – pieniądze wracają do wspólnego budżetu, po czym są odsyłane do
krajów członkowskich w postaci zwrotu części składki.
Skutkuje to tym, że niewykorzystane np. w Polsce środki zasilają w
postaci niespodzianki - budżety najbogatszych krajów, które najwięcej
wpłacają do unijnego budżetu.
By dostosować wspólnotowy budżet do realnych i zmieniających się
warunków politycznych oraz gospodarczych konieczna jest w budżecie
elastyczność. Żaden z rządów państw członkowskich nie mógłby pracować,
bez przesuwania nadwyżek środków w sposób elastyczny z jednej pozycji
budżetowej do drugiej – co obecnie nie jest możliwe w budżecie UE, stąd
stosunkowo liczne zwroty niewykorzystanych środków.
Nasze unijne pieniądze
Następny budżet Wspólnoty będzie najprawdopodobniej ostatnią szansą na
otrzymanie przez Polskę funduszy z UE na obecnym poziomie. Polska jest
największym beneficjentem budżetu z lat 2007-2013 z kwotą ok. 100 mld
euro. Tym razem liczymy na więcej...
Według wyliczeń Komisji Europejskiej, tylko w zeszłym roku dostaliśmy aż
10.97 mld euro co stanowi nieco ponad 3% naszego dochodu narodowego
brutto (już po odjęciu naszej składki na rzecz Unii Europejskiej, która
wyniosła 3,6 mld euro). Pieniądze te przeznaczone zostały na inwestycje
związane z wyrównywaniem różnic rozwojowych: budowę infrastruktury,
naukę, szkolenia dla bezrobotnych, czy dopłaty dla rolników.
Dziwi mnie dlaczego nasz rząd skupia się obecnie w negocjacjach (i
wcześniej w spotach wyborczych) tylko na kwocie 300 mld zł z UE, podczas
gdy obecnie dano nam już do dyspozycji ponad 400 mld zl (100 mld euro).
Dodatkowo możemy aplikować jeszcze:
- o środki w programie Horyzont 2020 na badania i innowacje, z których
nasza nauka ma możliwość uzyskania co najmniej kilku miliardów (z 80 mld
euro dla całej UE),
- o fundusze z instrumentu „Łącząc Europę”(50 mld euro dla UE),
- o dofinansowanie przez Komisję Europejską (15,2 mld euro w UE) na edukację i szkolenia oraz (1,6 mld euro) na kulturę.
Uważam, że w strategii negocjacyjnej Polska powinna zabiegać o
maksymalne fundusze, czyli uzyskanie na lata 2014-2020, nie 300 lecz
niemal 500 mld zł.
cdn.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz