19 marca 2013

Zyskowne “straty”, czyli jak robić prawdziwy biznes na emisjach CO2

W ostatnich dniach w polskich mediach rozpętała się burza wokół pakietów emisji CO2 i proponowanych związanych z nimi nowych euroregulacji. Posypały się oskarżenia pod adresem kilku europosłów, również moim, iż rzekomo przez nasze “głosy” budżet kraju ma stracić wg jednych ok. 1 mld zł*, wg innych 4 mld**. Jak wygląda stan faktyczny?

Po pierwsze - głosowanie nie dotyczyło legislacji, tylko długoterminowej propozycji strategii w dziedzinie ochrony środowiska. Zatem nie było żadnych wiążących ustaleń, a tym bardziej możliwych do oszacowania na ich podstawie “strat”. Była za to mowa o zyskach...
Po drugie - każde państwo członkowskie UE ma przydzielony limit emisji CO2, jeśli go nie wykorzysta może go odsprzedać innym krajom, które przekraczają normę. Polska nie wykorzystuje swoich limitów. Handlujemy nadwyżkami. Jeśli na skutek naszego głosowania ich ceny wzrosły - to uzyskujemy teraz więcej przychodu...

Po trzecie - ogólny zamysł limitów emisji CO2 miał (strasząc karami) zachęcać kraje do przechodzenia na pozyskiwanie energii ze źródeł odnawialnych. W polskim przypadku skończyło się tylko na liczeniu zysków ze sprzedaży nie wyemitowanych ilości CO2 – kuriozum, nie mające nic wspólnego z rzeczywistą dbałością o środowisko naturalne. W istocie “dzięki” temu dochodzi do relokacji zanieczyszczeń, a nie do ich faktycznej redukcji.

Po czwarte - Polska nie przyjmując do wiadomości konieczności rozwijania alternatywnych źródeł pozyskiwania energii tkwi w unijnej ariergardzie, nie wspierając wystarczająco (za unijne pieniądze) proekologicznych rozwiązań. Zapasy węgla kamiennego kiedyś się wyczerpią, a nowoczesnych, czystych i efektywnych rozwiązań w Polsce wciąż brak. Czy ważniejsza jest przyszłość naszych dzieci i wnuków, czy krótkoterminowe zasilenie kasy państwowej? Cóż, polskie władze najwidoczniej wyznają pełną hipokryzji rzymską zasadę pecunia non olet...

Europosłowie świadomi bezsensu starej regulacji w większości opowiedzieli się za częściowym odebraniem w przyszłości trucicielom możliwości wykorzystywania emisyjnego paradoksu prawnego. Komisja Europejska ma przygotować projekt regulacji, który ewentualnie dopiero w przyszłej kadencji będzie debatowany w PE.

Zmiany klimatyczne są faktem. Jeśli możemy je spowolnić ograniczając emisje CO2 – to powinniśmy spróbować, tym bardziej, że Unia wspomaga taką transformację. Możemy przy wsparciu unijnych środków przejść do “klubu niskoemisyjnego” modernizując jednocześnie naszą gospodarkę i tworząc nowe “zielone” miejsca pracy, tak jak to się dzieje np. za naszą zachodnią granicą.

Śmieszą mnie “gromy” wieszczące katastrofy spowodowane “piekielną“ Unią. Miała nam zniszczyć gospodarkę (zalewem ICH towarów), odebrać nasze domy, ziemie (wiadomo, Niemcy), zamorzyć głodem ( ICH ceny, nasze pensje). Dziewięć lat minęło i miliony Polaków korzystają z nowych unijnych możliwości, ucząc się, pracując, rozwijając biznesy...

Zerknijcie w przeszłość i trochę dalej w przyszłość, a zobaczycie, że w Unii nic nie dzieje się PRZECIW jakiemuś krajowi, tylko dla rozwoju całej WSPÓLNOTY. Dlaczego inaczej ustawiałaby się taka kolejka do drzwi UE?

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

* http://www.ekonomia24.pl/artykul/986872.html
** http://www.rp.pl/artykul/10,990981-Zielony-SLD-na-europejskich-salonach.html
http://www.rp.pl/artykul/10,990981-Zielony-SLD-na-europejskich-salonach.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz