Komisja Europejska najwyraźniej pragnie więcej władzy, a stosując
sztuczkę prawną chciała awansować do roli swoistego monopolisty
koncesyjnego.
Przyjęty przez UE w 2003 r. tzw. Europejski System Handlu Emisjami (ETS)
i wprowadzony w życie w 2005 r. jest - co pokazuje dotychczasowa
praktyka jego funkcjonowania - niedoskonały i sprzyja oszustwom
finansowym oraz spekulacjom. Nie spełnił pokładanych w nim nadziei -
jest nieefektywny i wymaga zmian, ale nie takich, jakie zaproponowała
Komisja Europejska.
Zgadzam się z ogólną ideą ograniczeń emisji CO2 i stopniowego
przechodzenia na "zieloną gospodarkę"* - ale w głosowaniu 16.04.br nad
sprawozdaniem dotyczącym "Harmonogramu aukcji uprawnień do emisji gazów
cieplarnianych" - byłam za odesłaniem tego projektu z powrotem do
Komisji Środowiska, ponieważ zawierał on bardzo poważne prawne
"niedopatrzenia".
Propozycja Komisji Europejskiej (KE) chciała wprowadzić drastyczne
odstępstwo od zapisów traktatowych i w procesie konsultacji związanych
ze zmianami systemu aukcji CO2 - pominąć kraje członkowskie. Temu miała
służyć zaproponowana przez KE podstawa prawna - artykuł 192.1 Traktatu o
Funkcjonowaniu UE, który w moim przekonaniu nie jest właściwy dla
nowelizacji tej dyrektywy. Proponowane zapisy nie mają bowiem wyłącznie
charakteru "środowiskowego", ale wpływają na dywersyfikację struktury
energetycznej, zatem właściwą podstawą prawną powinien być art. 192.2c,
przewidujący jednomyślną zgodę państw członkowskich, ze specjalną
procedurą prawodawczą i konsultacją z Parlamentem Europejskim. Przy tej
podstawie prawnej każdy kraj UE miałby możliwość ewentualnego sprzeciwu
wobec proponowanych, zagrażających jego gospodarce zmian.
Sprytnie manewrując traktatowymi artykułami KE chciała wprowadzić tzw.
backloading, czyli "zdjąć" z rynku aukcji 900 milionów ton CO2, by z
obecnych 2,7 euro za tonę - wywindować w przyszłości cenę do ok. 30 euro
za tonę - brutalnie ingerując w rynek uprawnień do emisji, do tego
jeszcze bez konsultacji z krajami członkowskimi....
Proponowane zapisy dawałyby ponadto KE zbyt duży margines dowolności w
określaniu zasadności takich interwencji, a tym samym możliwość
sztucznego i arbitralnego regulowania rynku uprawnień do emisji w
oparciu o nieweryfikowalne przesłanki. Takie czasowe ograniczanie
wprowadzania na rynek nowych uprawnień mogłoby mieć negatywny wpływ na
budżety państw ubiegających się o możliwość przydziału bezpłatnych
uprawnień z tytułu czasowych derogacji, czyli np. dla Polski, Węgier,
Rumunii. "Strata" byłaby oczywiście kompensowana podwyżką cen energii, a
koszty zostałyby przerzucone na barki konsumentów.
Jak wspomniałam na początku - podzielam ideę stopniowego ograniczania
emisji CO2 i dywersyfikowania źródeł pozyskiwania energii - dlatego
wcześniej poparłam nielegislacyjne sprawozdanie "z własnej inicjatywy"
poseł Niki Tzaveli "Energy Roadmap 2050", wyznaczające długofalowo drogę
do przekształcania europejskiej energetyki w tzw. energetykę zieloną.
Jednakże są to dwa kompletnie różne dokumenty o diametralnie odmiennych skutkach prawnych.
Sprawozdanie "z własnej inicjatywy" nie pociąga za sobą konsekwencji
prawnych - jest jedynie propozycją dla Komisji Europejskiej, która nie
jest wiążąca i może, ale nie musi zostać uwzględniona w tworzeniu
prawodawstwa. Natomiast legislacyjne sprawozdanie dotyczące
"Harmonogramu aukcji uprawnień do emisji gazów cieplarnianych" posła
Matthiasa Groote miałoby bezpośrednie skutki prawnie wiążące. Na
szczęście pomysł zamrożenia sprzedaży części uprawnień do emisji w tej
wersjii został przez Parlament Europejski odrzucony (334 za jego
odrzuceniem, przy 315 przeciwnych i 63 wstrzymujących się) i tym samym
odesłany do poprawki do parlamentarnej komisji ochrony środowiska
naturalnego.
cdn...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* o sprawie pisałam wcześniej:
http://lgeringer.natemat.pl/54807,zyskowne-straty-czyli-jak-robic-prawdziwy-biznes-na-emisjach-co2
http://lgeringer.natemat.pl/55081,zyski-klimatyczne-dla-sprytnych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz