3 września 2012 r. zamknięto wszelki dostęp do naszej brukselskiej sali
plenarnej. Pojawiły się nawet zakazy zbliżania do drzwi do niej
prowadzących.
Decyzję o zamknięciu Izby i najbliższego jej otoczenia w budynku
Paul-Henri Spaak (PHS), podjęto po tym jak odkryto pęknięcia trzech z 21
belek konstrukcyjnych nad salą plenarną. Prace rozpoznawczo-naprawcze
trwały niemal dwa lata i przez ten czas nie mogliśmy odbywać tzw.
brukselskich mini-sesji plenarnych, albowiem nie było żadnej innej sali
mogącej pomieścić 766 posłów, Komisję i Radę.
Od kwietnia br. wrota sali znowu staną otworem... na ostatnią w tej kadencji sesję.
Wielu posłom bardzo dziwną wydaje się ta "naprawa" sali. Poważne
problemy konstrukcyjne wymagałyby jakichś prac, które moglibyśmy
zauważyć, tymczasem wokół sali czy na zewnątrz nie było żadnych śladów
takich napraw.
Grupie wojującej z paradoksem trzech siedzib Parlamentu (Strasburg,
Bruksela, Luksemburg), do której należę, walący się brukselski strop nie
bardzo wpisał się w strategię. Naszym zamysłem była “likwidacja”
absurdu comiesięcznego pielgrzymowania na 3 dni do Strasburga, zwłaszcza
że sesje plenarne z powodzeniem mogłyby się odbywać tylko w Brukseli.
Gdy przegłosowaliśmy poprawki w budżecie do tego zmierzające – zaczął
pękać strop w plenarce brukselskiej.
Dziwnym wydaje się być również fakt, że po tym jak w 2008 r. w czasie
wakacji runął sufit w sali plenarnej w Strasburgu, a teraz odpadają po
kolei inne jego kawałki na korytarzach, a do tego widocznie pękają mury,
podłogi, schody w strasburskim budynku – nikogo to nie niepokoi...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz