4 czerwca 2013

Meczet kontra park - czyli rewolucja po turecku

Tureckim obywatelom była potrzebna tylko iskra i to jak się okazało "ekologiczna" - by wyjść tłumnie na ulice. Zaczęło się od skromnej manifestacji obrońców drzew w parku przy placu Taksim, po tym gdy premier Recep Tayyip Erdogan zdecydował, że ma tam stanąć meczet...

O przyszłości oficjalnego kandydata do Unii, czekającej od ponad 30 lat - Turcji świeżo debatowaliśmy Parlamencie Europejskim w maju br. Jak każdego roku powstał raport, w którym ocenialiśmy postępy w drodze do pełnej demokratyzacji potencjalnych ośmiu następnych kandydujących krajów (poza Turcją - Chorwacji, FYROM-u, Islandii, Czarnogóry, Serbii, Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa). O sprawie pisałam szczegółowo: http://2009.salon24.pl/504643,kolejka-do-unii .
W sprawozdaniu dotyczącym Turcji znalazło się wiele pozytywnych stwierdzeń na temat wysiłków, jakie ten kraj podjął by do Wspólnoty przystąpić. Szczególnie pochwalono Turcję za osiągnięcia w modernizowaniu gospodarki, okiełznaniu armii, za rozpoczęcie procesu pokojowego z Kurdami, ratyfikację protokołu do Konwencji ONZ w sprawie zakazu stosowania tortur oraz Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Chwalono też kraj m.in za przejmowanie się ekologią i wdrażanie polityki odnawialnych źródeł energii.

W świetle ostatnich zdarzeń wygląda na to, że tylko na papierze sytuacja przedstawiała się tak optymistycznie.

Demonstranci zarzucają premierowi i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zapędy autorytarne i islamizację kraju. Uważają, że Erdogan chce zostać "nowym sułtanem Turcji". Miasta objęły największe od lat antyrządowe protesty.
Obywatele żądają praw: do wolności, ochrony i szacunku ze strony państwa, udziału w decyzjach dotyczących ich życia i poszanowania sprawiedliwości.

Największy sprzeciw wywołuje kontrola życia osobistego obywateli, która najwyraźniej przybrała teraz rozmiary niemożliwe już do zaakceptowania. Państwo w ramach swojego konserwatywnego programu wprowadziło wiele ograniczeń dotyczących aborcji, cesarskiego cięcia, sprzedaży alkoholu, a nawet koloru szminek używanych przez stewardesy.

Sam Erdogan, który cieszy się niesłabnącym poparciem wśród biedniejszych i bardziej konserwatywnych obywateli, wypowiada się w lekceważący sposób o demonstrantach, nazywając ich "rabusiami". Ostro krytykuje też media społecznościowe, które pomagają w organizacji protestów. Zdaniem Erdogana demonstracje to efekt machinacji opozycyjnej Ludowej Partii Republikańskiej.

Dwie osoby zginęły, tysiące demonstrantów zatrzymano. Dane różnią się w zależności od źródła. Rząd podaje, że w starciach z policją rannych zostało kilkadziesiąt osób, organizacje broniące praw człowieka - mówią o tysiącu rannych.

Zamieszki odbijają się szerokim echem w Unii. W Niemczech, gdzie żyje największa turecka diaspora, na przestraszonym sytuacją - Cyprze, którego połowę Turcja okupuje od 1974 r., w Grecji mającej bardzo trudne relacje z sąsiadem czy we Francji wypominającej ludobójstwo Kurdów. Całej Unii odbija się czkawką niedawny turecki bojkot cypryjskiej prezydencji w Radzie UE (w drugim półroczu 2012 r.).

Światowe media zastanawiają się, czy Turcję ogarnie kolejna facebookowa rewolucja na wzór "arabskiej wiosny"?

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

1 komentarz:

  1. spokojnie, Turcja to nie reszta arabskich krajów

    OdpowiedzUsuń