27 czerwca 2012

Uniwersytety Trzeciego Wieku to zbędne wydatki?

W dzisiejszym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" opublikowano bulwersujący artykuł Pawła Jakubczaka pt. Rząd zmarnuje 60 mln zł na nieefektywną aktywizację emerytów (do przeczytania: http://serwisy.gazetaprawna.pl/praca-i-kariera/artykuly/628347,rzad_zmarnuje_60_mln_zl_na_nieefektywna_aktywizacje_emerytow.html).

Już we wstępie pojawiają się oburzające stwierdzenia:

"Takim zbędnym, w obecnej trudnej sytuacji, działaniem jest dofinansowanie uniwersytetów trzeciego wieku. W tym i przyszłym roku trafi do nich 60 mln zł. Seniorzy będą się uczyć m.in. obsługi komputera, a także jak dbać o zdrowie.
– Każdy rząd powinien zadbać o inwestycje pobudzające gospodarkę, a nie marnotrawić
pieniądze na programy oderwane od życia – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan".

Jednak kontekst całości artykułu dotyczy nie Uniwersytetów Trzeciego Wieku (UTW), ale programu zatrudniania osób starszych „50+”. To nie tylko niezrozumienie tematu i wyraz ignorancji, ale i pomieszanie dwóch różnych sfer, które nie mają ze sobą wiele wspólnego.
Przede wszystkim trzeba zastanowić się, kim są słuchacze UTW oraz w jakim celu się spotykają, a czym jest i co obejmuje program „50+”.

Słuchaczami Uniwersytetów Trzeciego Wieku są osoby będące już na emeryturze i uczestniczące w szeregu zajęć tematycznych, sportowych oraz promujących zdrowy tryb życia. Dzięki temu seniorzy mogą rozwijać swoje zainteresowania i aktywnie uczestniczyć w społeczeństwie. Zwykle są to osoby, które nie planują wracać na rynek pracy. Uniwersytety Trzeciego Wieku służą aktualizacji wiedzy osób starszych, mają na celu m.in. pomoc w przystosowaniu seniorów do zmieniającej się rzeczywistości oraz naukę nowych technologii informacyjnych zapobiegających wykluczeniu społecznemu.

Natomiast program „50+” jest to pakiet działań rządowych w związku z reformą emerytalną przeprowadzoną przez rząd i dotyczy osób w wieku przedemerytalnym, którzy pracują lub chcą pracować.

Unia Europejska podkreśla wagę edukacji przez całe życie, a także ochrony praw ludzi starszych. Śledząc demograficzne prognozy, Europejczycy są świadomi, iż osoby po sześćdziesiątym roku życia stanowią znaczny odsetek społeczeństwa Starego Kontynentu. Potencjał, który tkwi w seniorach sprawia, że krajom Unii Europejskiej coraz bardziej zależy na wykorzystywaniu ich wiedzy, doświadczenia i mądrości życiowej. Co więcej rok 2012 został ogłoszony Europejskim Rokiem Aktywności Osób Starszych i Solidarności Międzypokoleniowej. Również i ja podjęłam wyzwanie promocji aktywności seniorów poprzez dedykowane im konkursy. Ponadto od 2005 roku współpracuję z dolnośląskimi i opolskimi Uniwersytetami Trzeciego Wieku.

Dzisiejsze społeczeństwa są skomputeryzowane i nastawione na szybki przepływ informacji np. drogą internetową. Dla większości z nas korzystanie z Internetu to codzienność. Dlaczego jednak tak niewiele osób starszych z niego korzysta? Uważam, że należy umożliwiać im aktywne włączanie się w życie społeczne i kulturalne, a nie blokować im dostęp. Bardzo mądrym pomysłem jest promocja zdrowego trybu życia wśród osób starszych. To najprostsza metoda na częściowe odciążenie służby zdrowia. W trudnych czasach należy szukać oszczędności, a nie jest to niczym nowym, że lepiej (i taniej) jest zapobiegać niż leczyć.

Stwierdzenie, że inwestowanie funduszy w rozwój osób starszych to oderwane od życia marnotrawstwo jest nieprawdziwe i obraźliwe! Na rynku pracy, m. in. wśród pracodawców istnieje wiele stereotypów na temat biernych emerytów – przeczy temu chociażby liczba Uniwersytetów Trzeciego Wieku w całej Polsce (370). W jaki sposób można pobudzać gospodarkę nie inwestując w równomierny rozwój społeczny? Moim zdaniem przeznaczanie dotacji dla UTW to sygnał, że państwo zmierza w dobrym kierunku. Równocześnie warto podkreślić, że UTW utrzymuje się głównie ze składek członkowskich słuchaczy.

Każdy z nas przy odrobinie szczęścia będzie zaliczać się do grona tzw. „osób starszych”. Większość obawia się wykluczenia społecznego. Można to zmienić, finansując takie programy edukacyjne jak Uniwersytety Trzeciego Wieku, ponieważ to już w chwili obecnej przynosi wiele korzyści i świetnie prognozuje na przyszłość.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg

Czy coś to Państwu przypomina?

Czy Pamiętają Państwo konflikt, którym kilka lat temu żyła cała Polska, a przynajmniej krajowe media? Prezydent – śp. Lech Kaczyński chciał reprezentować nasz kraj na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, ale ten przywilej zachował dla siebie również premier – Donald Tusk. Rozgorzała gorąca dyskusja, kto powinien, kto może i jak ma reprezentować Polskę. Sprawa otarła się o dość groteskowe kwestie, takie jak liczba dostępnych miejsc (foteli przy stole) dla polskiej delegacji. Jak się okazuje, nie tylko w Polsce konflikty i napięcia na linii prezydent-premier elektryzują opinię społeczną. Obywatele Rumunii też coś o tym wiedzą...

Rumunia – kraj, który przed II wojną światową był przez krótki czas naszym sąsiadem (mieliśmy wspólną granicę). To do Rumunii udały się władze Rzeczpospolitej, kiedy kampania wrześniowa chyliła się ku upadkowi. Przez lata kojarzona z rządami Ceausescu, ponurymi obrazkami biedy i konfliktami na tle narodowościowym. Rumunia przeszła transformację, dołączyła do wspólnoty europejskiej, jest członkiem Unii Europejskiej. Dziś mam okazję przebywać w Bukareszcie i obserwować m.in. sytuację na scenie politycznej. To interesujące doświadczenie, ponieważ w Polsce nadal zbyt mało wiemy o Rumunii i odnoszę wrażenie, że kierujemy się czasem błędnymi uprzedzeniami. Jednak, jak się okazuje,  podobieństwa łączą nas także na tle konfliktów politycznych. W Rumunii natrafiłam właśnie dobrze znaną z polskiego gruntu rozgrywkę: konflikt prezydent-premier.

Kto pojedzie na szczyt Unii Europejskiej zaplanowany w dniach 28-29 czerwca? Premier – Victor Ponta (Partia Socjaldemokratyczna PSD), czy Prezydent – Traion Băsescu (związany z Partią Demokratyczno-Liberalną PDL)? Oczywiście chodzi o interpretację reguły, kto odpowiada za politykę europejską kraju – głowa państwa, czy szef rządu.

Od czego zaczął się konflikt? Na początku maja rumuński Parlament odwołał gabinet Mihaia Răzvana Ungureanu - popieranego przez prezydenta i jego Partię Demokratyczno-Liberalną (PDL). Warto przypomnieć, że w lutym w Rumunii doszło do wybuchów niezadowolenia społecznego z powodu kryzysu i zapowiadanych cięć budżetowych. To m.in. z tej przyczyny doszło do zmiany rządzących. W tej sytuacji główną rolę na scenie politycznej zaczęła odgrywać centrolewicowa koalicja Unia Społeczno-Liberalna (USL), której kluczowym ugrupowaniem jest Partia Socjaldemokratyczna (PSD), z Victorem Pontą jako liderem. Tyle, że Traion Băsescu władzę prezydencką będzie jeszcze sprawował przez dwa lata. Siłą rzeczy konflikt „wisiał na włosku”. Jak się okazało reprezentowanie kraju na szczycie Unii Europejskiej stało się punktem zapalnym i doprowadziło do tego, że Parlament grozi Prezydentowi odwołaniem, a Prezydent popierany przez Trybunał Konstytucyjny rozwiązaniem Parlamentu.

Premier Victor Ponta uważa, że mając poparcie Parlamentu i potwierdzając swój udział w Szczycie już dwa tygodnie temu, posiada pełen mandat poparcia dla reprezentacji swego kraju.

Jak podają rumuńskie media prezydent Băsescu nie zamierza pozostawać w kraju. Co więcej, źródła związane z Prezydentem informują, że Premier Ponta ma zamiar nie wydawać zgody na wylot prezydenckiego samolotu.

Rumunię w listopadzie czekają wybory parlamentarne. Jak konflikt na linii prezydent-premier przełoży się na ich wyniki? Zobaczymy. Jedno jest pewne – przenoszenie konfliktów krajowych, na poziom międzynarodowy, gdzie liczy się wspólna reprezentacja i stanowisko, jeszcze nigdy nie przyniosły korzyści.

Z pozdrowieniami z Bukaresztu, gdzie przebywam na wyjazdowym posiedzeniu grupy S&D
Lidia Geringer de Oedenberg

Więcej: http://www.nineoclock.ro/basescu-asks-constitutional-court-to-mediate-conflict-with-ponta/

21 czerwca 2012

Taksa za zwycięstwo bez parytetów

We Francji prawo stanowi, że na listach wyborczych panów i pań ma być tyle samo. Parytet 50 na 50% nie jest jednak przestrzegany. Partie wolą płacić kary i nie obsadzać wszystkich damskich miejsc na liście.
Właśnie obliczono, po niedawno zakończonych we Francji wyborach - ile za puste miejsca na listach mają zapłacić poszczególne partie. W rankingu prowadzi centroprawicowa UMP (niegdyś partia Sarkozy'ego), która będzie płacić 4 mln euro rocznie kary (jedynie 27% kobiet na listach). Także Partia Socjalistyczna, która wybory wygrała, nie dopilnowała pełnego parytetu, co kosztować ją będzie 0.95 mln euro rocznie.
Partia Hollande'a osiągnęła najlepszy wynik socjalistów we współczesnej historii Francji. Prezydent, rząd, Zgromadzenie Narodowe, Senat, władza w regionach, merostwa w dużych miastach - lewica zajmuje teraz we Francji "pozycję hegemonistyczną” jak piszą tamtejsze media.
Coż, Francuzi mieli dosyć Sarkoprawicy i  ogromnym zaufaniem obdarzyli Hollande'a i jego partię. Sam Hollande ma więc powody do zadowolenia – większościowy parlament to nieocenione wsparcie dla jego planów politycznych jak zatrudnienie większej ilości pracowników sektora publicznego czy zmniejszenia cięć budżetowych (w kontekście fiskalnego kryzysu w Europie).
Partia Socjalistyczna i jej lewicowi sojusznicy zdobyli w sumie 314 mandatów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, co daje wsparcie w wysokości 30 mln euro rocznie.
Centroprawicowa Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) i jej sojusznicy uzyskała 229 mandatów, tracąc w porównaniu z poprzednią kadencją około 100 miejsc, co jednak daje jej dotację - 22,1 mln euro rocznie.
Zieloni z 17 mandatami otrzymają 3,55 mln euro.
Radykalna lewica - 10 mandatów, otrzyma 4,25 mln, a skrajnie prawicowy Front Narodowy po 25 latach powracający do parlamentu z zaledwie dwoma mandatami otrzyma aż 6 mln ( zdecydowało poparcie w pierwszej turze).
Podstawą liczenia dotacji jest liczba głosów wspierających daną listę - na podstawie wyników I tury wyborów - i jest to 1.68 euro za każdy otrzymany głos. Następnie partie, które weszły do Zgromadzenia Narodowego otrzymują 42,2 tys. euro rocznie za każdego deputowanego lub senatora.
W przypadku UMP i Socjalistów będzie z czego odliczać kary z brak parytetu....

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

Przedostatnie głosowanie nad ACTA

Przed chwilą w Parlamencie Europejskim w wiodącej Komisji INTA większością głosów 19 do 12 przyjęto sprawozdanie Davida Martina zalecające odrzucenie umowy ACTA. Jest to moment, na który Internauci czekali z niecierpliwością od wielu miesięcy. Dzisiejsza decyzja nie jest ostateczną, ale wyraźnie pokazuje tendencje jakie panują wśród grup politycznych przed decydującym starciem na sesji plenarnej przewidzianej na 3 lipca br.

Wszystkie 4 komisje opiniodawcze zagłosowały wcześniej także przeciw przyjęciu umowy, choć głosy za i przeciw były bardzo wyrównane i tak jak np. w Komisji Prawnej ledwo przeważyły.

Dziś poznaliśmy tendencje panujące wśród posłów, pamiętajmy jednak, że walka nadal trwa i należy być przygotowanym na wszystkie ewentualności. Nie ma wątpliwości, że po ostatecznym odrzuceniu ACTA powstaje ACTA 2.


Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg 

20 czerwca 2012

ACTA - temat dla Dana Browna

Historia negocjacji i debat nad ACTA (umową handlową dotyczącą zwalczania obrotu towarami podrobionymi) warta jest opisu w jakiejś pełnej tajemnic sensacyjnej publikacji, kto wie może nawet byłaby hitem filmowym. Od 8 lat jestem posłem w Parlamencie Europejskim i jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak wieloma "dziwnymi" zdarzeniami związanymi z jakimkolwiek dokumentem.

Przykładowo, w porządku obrad pojawia się debata nad petycjami dotyczącymi umowy ACTA, jak to miało miejsce 8 maja br. w Komisji Petycji, po czym punkt zostaje bez powodu przełożony na spotkanie za półtora miesiąca i to mimo wcześniejszych wspólnych ustaleń wszystkich grup politycznych. Do przełożenia dyskusji przyczynili się w ostatniej chwili Chadecy (gdzie zasiada PO), Liberałowie i Konserwatyści (PiS). Dodam, że zanim petycje w sprawie ACTA pojawiły się jako temat do dyskusji - siedziały w szufladzie przez ponad pół roku...

Pierwsza petycja wpłynęła z Łotwy jeszcze w 2011 r. (nr 1221/2011- złożona przez G.K), potem były dwie petycje z Polski (nr 116/2012, którą złożył Iwo Domeracki oraz nr 142/2012 - złożona przez Mateusza Wójtowicza w imieniu stowarzyszenia „Forum Rdzawka” wraz z dwoma współsygnatariuszami), następnie Petycja z Niemiec (nr 203/2012, którą złożył Joachim Scholz) oraz Petycja z Wielkiej Brytanii z 2,5 mln podpisów (nr 223/2012, którą złożył Alex Wilks w imieniu AVAAZ).

19.czerwca br. do debaty nareszcie doszło. Obecny na obradach Alex Wilks - jako przedstawiciel wszystkich petycjonariuszy przedstawił powszechnie już znane argumenty, apelując o odrzucenie umowy. Przedstawiciele Komisji Europejskiej zaprezentowali stanowisko za przyjęciem ACTA, twierdząc, iż umowa nie niesie zagrożeń dla Unii oraz jej obywateli oraz przekonując, że należy poczekać z ostateczną decyzją na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS), gdzie trafił już wniosek w tej sprawie.

Nieliczni obecni posłowie ( wśród których byłam), głównie przeciwnicy umowy - uznali, iż po głosowaniach odrzucających ACTA w 4 komisjach opiniujących umowę - decyzja ostateczna może być tylko jedna. Nie chcemy też czekać na orzeczenie ETS. Tymczasem zdania w całym Parlamencie są dalej bardzo podzielone i nie ma pełnej spójności nawet wewnątrz grup politycznych. Mimo, że moja grupa S&D miała stanowisko "przeciw" ACTA, niektórzy nasi posłowie w komisjach opiniodawczych głosowali "za" ACTA.

21. czerwca br. odbędzie się głosowanie w głównej dla sprawy Komisji Handlu Międzynarodowego nad sprawozdaniem posła Davida Martina wraz z opiniami pozostałych komisji.
Na 3. lipca br. przewidziane jest głosowanie w sprawie ratyfikacji na sesji plenarnej ACTA - termin wciąż do potwierdzenia.

Mam nadzieję, że będzie to ostateczne pogrzebanie umowy, ale gdyby stało się inaczej to złożone petycje pozostałyby ostatnimi otwartymi drzwiami do ewentualnego procedowania nad konsekwencjami ACTA, a Komisja Petycji, jako ostatnia "instancja odwoławcza" PE - będzie niejako końcowym zabezpieczeniem dla obywateli na wypadek przyjęcia umowy.

Pomijając wcześniejsze negocjacje międzypaństwowe prowadzone w trybie tajne przez poufne, gdy tylko na podstawie przecieków mogliśmy w Parlamencie formułować nasze rezolucje - poniżej parę dalszych "dziwnych" faktów związanych z ACTA:

- 22 lutego br. Komisja Europejska (KE), która w imieniu UE negocjowała ACTA - pod naciskiem europosłów i masowych protestów na ulicach - zapowiedziała, że jest gotowa wysłać ACTA do ETS celem skontrolowania zgodności zapisów umowy z prawem wspólnotowym.


- 4 kwietnia br., PE zdecydował, że sam dodatkowo nie wystąpi z pytaniem o ACTA do ETS - tego samego dnia Komisja Europejska poinformowała, że właśnie wysyła tamże swój wniosek i podała do wiadomości treść pytania, jakie obmyślała już od półtora miesiąca: "Czy Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA) jest zgodna z Traktatami w szczególności z Kartą Praw Podstawowych UE?"


- 11 maja br. ukazało się kolejne oficjalne oświadczenie KE: “Możemy potwierdzić, że Komisja Europejska właśnie wysłała oficjalnie zapytanie o opinię w sprawie ACTA"

Sadząc po czasie potrzebnym do rzeczywistego wysłania zapytania, dla mnie - przeciwniczki ACTA było jasne, że KE chce w ten sposób wpłynąć na zablokowanie procedury parlamentarnej przynajmniej na 9 miesięcy - bo tyle trwa rozpatrywanie w trybie PILNYM, lub nawet na dwa lata, gdy sprawa traktowana jest w trybie zwykłym przez ETS.

- Gdy sprawozdawca do umowy ACTA, David Martin z (mojej) grupy politycznej S&D zadeklarował w kwietniu, iż w swoim raporcie zaleci odrzucenie umowy - planowane głosowanie jego raportu od razu o miesiąc odłożono, przełożono także głosowanie nad opinią prawną w (mojej) Komisji JURI oraz w pozostałych komisjach opiniodawczych. Za opóźnianiem stali zawsze Chadecy (z PO), Liberałowie i Konserwatyści (PiS)...

Komisja Europejska i lobbyści do teraz na licznych spotkaniach starają się dowieść jak błędne są nasze obawy, które jak mają nadzieję rozwieje orzeczenie ETS. Naciskają na czekanie na werdykt ETS. Znowu zyskają na czasie...

Tymczasem Trybunałowi same zapisy umowy mogą się wydać ... zgodne z ustawodawstwem wspólnotowym, bo nie będzie się skupiał nad ich możliwą implementacją, która budzi najwięcej zastrzeżeń. Praktycznie w każdym kraju będącym sygnatariuszem umowy konsekwencje tych zapisów mogą być inne.
Nie jest dobrym prawo, jeśli możliwości jego interpretacji zależą od kreatywności lokalnych prawników.

cdn.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg 

19 czerwca 2012

Omertà Watykanu - czyli zmowa milczenia w sprawie Orlandi

Belgijski "Le Soir" przypomniał niedawno tajemniczą historię Emanueli Orlandi - obywatelki państwa Watykan, która zaginęła 29 lat temu. Jej brat Pietro opowiada w artykule o długiej historii dochodzenia, w którym wielkie pieniądze mafii mieszają się ... z ruchem polskiej Solidarności.

Omertà to zwyczajowe prawo mafii sycylijskiej zabraniające swoim członkom dzielenia się "zawodową" wiedzą z kimkolwiek spoza organizacji. Za złamanie omerty grozi śmierć.
Już sam tytuł artykułu " Omerta Watykanu w sprawie Orlandi" sugeruje bardzo dziwne powiązania i przytacza wiele zastanawiających faktów.
Polecam : http://archives.lesoir.be/l-%AB-omerta-%BB-du-vatican-sur-l-affaire_t-20120609-01Z59D.html

Pietro Orlandi już nie mieszka w Watykanie, ale ciągle dosłownie i w przenośni w cieniu kopuły Św. Piotra i jej tajemnic. Przez ostatnie 29 lat bezustannie szuka siostry. Pod koniec maja br. roku zorganizował wielki przemarsz od Kapitolu do Placu Świętego Piotra, wzywając Papieża, jako głowę państwa Watykan do wyjaśnienia sprawy swojej obywatelki.

Emanuela Orlandi zniknęła 22 czerwca 1983, mając 15 lat. Jej ojciec był pracownikiem Prefektury Domu Papieskiego. Kilka tygodni wcześniej, 7 maja - inna 15 latka, Mirella Gregori - także została porwana. Oba śledztwa połączono. Ślady prowadziły do tajemniczej organizacji tureckiej wzywającej do uwolnienia Ali Agcy - sprawcy zamachu na papieża Jana Pawła II w 1981 r. Wieloletnia inwestygacja w obu sprawach nie przyniosła żadnych rezultatów.

Pietro Orlandi spotkał się nawet w 2010 roku z Ali Agca, który twierdził, że Watykan trzyma klucz do tej tajemnicy. Wymienił nawet nazwiska kilku dostojników kościelnych, którzy o sprawie "wiedzą". Nikt nie ustosunkował się do tych informacji...

Początkowe tropy wskazywały też na powiązania z zabójstwem bankiera Roberto Calvi i krachem Banco Ambrosiano oraz pieniędzmi mafii, które przeszły przez bank watykański i posłużyły w dużej części finansowaniu antykomunistycznego polskiego ruchu "Solidarność"...
Jaką rolę odegrała w tym procesie 15 latka Emanuela Orlandi - nie wiadomo. Prowadząc śledztwo na własną rękę jej brat - Pietro nieoficjalnie dowiedział się w Watykanie, że zniknięcie jego siostry objęte jest "Papieską Tajemnicą".

Wzywając do jej ujawnienia – Pietra wspiera już nie tylko tłum uczestniczący w niedawnym przemarszu, ale i 83 tys. obywateli, którzy podpisali petycję w tej kwestii. Prawdy o Emanueli chce coraz więcej Włochów. Atmosfera wokół stolicy apostolskiej staje się coraz gęstsza, szczególnie teraz po ostatniej aferze "Vatileaks".

Kościół skutecznie milczeniem okrywa swoje tajemnice. Omerta?

Z pozdrowieniami Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

14 czerwca 2012

Polityczny szantaż Parlamentu

Po burzliwej debacie Parlament Europejski zdecydował dziś (14.06.12), w proteście w związku z decyzją Rady o wyeliminowaniu naszej Instytucji z procesu decyzyjnego związanego ze strefą "Schengen" (powrotu kontroli na wewnętrznych granicach UE) - o zawieszeniu bieżących rozmów z Radą, aż kwestia "Schengen" - zostanie po naszej myśli rozwiązana.
5 ważnych, będących w trakcie negocjacji z Radą dokumentów legislacyjnych poczeka, zanim trafi na sesję plenarną Parlamentu i zakończy tym samym proces tworzenia prawa. Jest to polityczny szantaż, do tej jeszcze niestosowany przez Parlament, który po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego zyskał nowe uprawnienia współdecydenta i nie zamierza dać ich sobie odebrać.
Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, stwierdził:
 "To jest bez precedensu, że w środku procesu legislacyjnego, jeden ze współlegislatorów wyklucza drugiego. Działanie Rady z dnia 7 czerwca br. jest policzkiem dla demokracji parlamentarnej i jest nie do zaakceptowania przez bezpośrednio wybranych przedstawicieli obywateli europejskich".
Przypomnę, że 7.06.12  ministrowie spraw wewnętrznych państw członkowskich zdecydowali o nowych możliwościach wprowadzania kontroli na wewnętrznych granicach UE. Chytrze zaproponowana zmiana podstawy prawnej w dokumencie zaakceptowanym jednomyślnie (także przez polskiego ministra) przez Radę, wyeliminowała PE z dawania "zgody" na zmiany. Od teraz państwa same mogą decydować o zamykaniu granic. Propozycje wprowadzania wewnętrznej kontroli paszportowej są krokiem wstecz i godzą w swobodę przemieszczania się obywateli, na co Parlament się nie zgadza.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
O sprawie pisałam wcześniej: http://lgeringer.blogspot.be/2012/06/wracaja-granice-w-unii.html
więcej: http://www.europarl.europa.eu/news/en/pressroom/content/20120614IPR46824/html/EP-suspends-cooperation-with-Council-on-five-justice-and-home-affairs-dossiers

13 czerwca 2012

Marihuana: politycy i naukowcy wzywają do debaty

W Parlamencie Europejskim w Strasburgu gościliśmy właśnie (13.06.12)  Prezydenta Peru - Ollanta Moises Humala Tasso, który w swoim wystąpieniu m.in. podkreślił jak wielkim problemem dla krajów jego kontynentu jest walka z mafią narkotykową. 

Temat ten był też jednym z głównych zagadnień poruszanych podczas niedawnego szczytu krajów Ameryki Północnej i Południowej. Prezydent Kolumbii - Juan Manuel Santos zaproponował wtedy by walczyć z mafią poprzez... depenalizację używania, przy dokładnym egzekwowaniu ścigania produkcji i dystrybucji na dużą skalę. Nie potrzeba wybierać jednego z dwóch skrajnych rozwiązań jak wsadzanie wszystkich użytkowników narkotyków do więzień lub pełna legalizacja, jego zdaniem najlepszy będzie właśnie powyższy kompromis. 
Podobnego zdania było też ponad 300 ekonomistów w Stanach Zjednoczonych (w tym trzech noblistów), którzy podpisali list otwarty do Prezydenta, Kongresu i Gubernatorów, by podjęli uczciwą i rzetelną debatę na temat legalizacji marihuany. Sygnatariusze listu powołują się na opublikowany niedawno raport profesora Jeffreya A. Mirona z Uniwersytetu Harvarda, który twierdzi, że legalizacja marihuany pozwoliłaby zaoszczędzić 7.7 miliarda $ wydawanych rocznie na egzekwowanie prawa związanego z prohibicją oraz mogłaby wygenerować zyski z podatków w wysokości 6.2 miliarda $ rocznie, gdyby opodatkować marihuanę tak samo jak alkohol czy wyroby tytoniowe. Profesor Jeffrey przyznaje jednak, że legalizacja marihuany zależy od wielu czynników, nie tylko od aspektów ekonomicznych. Zaznacza przy tym, że w rzeczowej dyskusji, ten aspekt również powinien być brany pod uwagę.
Tymczasem w liberalnej pod tym względem Holandii pojawiły się ... restrykcje dla użytkowników konopia. W życie weszło prawo zabraniające korzystać z coffeeshopów wszystkim obcokrajowcom. W południowych prowincjach nowa regulacja obowiązuje od 1 maja br., na północy - zacznie od przyszłego roku. Coffeshopy mają zostać przekształcone w niepubliczne stowarzyszenia, do których wstęp będą mieli tylko obywatele Holandii. Jednak wbrew opiniom, które znalazłam w niektórych polskich mediach, nie ma to nic wspólnego z wycofywania się Holandii z liberalnej polityki narkotykowej. Powód zmian jest raczej prozaiczny – mieszkańcy dużych miast takich jak Maastricht mają dość korków ulicznych spowodowanych dużą ilością przyjezdnych z Belgii i Niemiec, odwiedzających stale Holandię po „zaopatrzenie”.
Przedstawiciele holenderskiego rządu twierdzą, że coffeeshopy przekształcą się w to, czym miały być z założenia – miejscem gdzie lokalni mieszkańcy mogą kupować miękkie narkotyki bez pośrednictwa dilerów. Holendrzy są podzieleni, co do tych regulacji. Z nowego prawa nie są zadowoleni nie tylko właściciele coffeeshopów ale i branża turystyczna, która szacuje spadek wpływów o ok. 20 %. Belgijscy i niemieccy dilerzy natomiast - cieszą się z nowych klientów.
Jaki będzie finał sprawy - nie wiadomo, ponieważ obecny holenderski konserwatywny rząd złożył dymisję, a wybory odbędą się 12 września br.

Z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

PS. O problemie kryminalizacji posiadania niektórych narkotyków, jego skutkach i zmianie podejścia do tej kwestii przez niektóre rządy pisałam już wcześniej:
http://2009.salon24.pl/409588,nietypowa-obietnica-powyborcza

Raport profesora Jeffreya  A. Mirona „The Budgetary Implications of Marijuana Prohibition
http://www.prohibitioncosts.org/mironreport/
List otwarty z podpisami 300 ekonomistów, w tym trzech laureatów nagrody Nobla (Milton Friedman, George A. Akerlof, Vernon L. Smith):
http://www.prohibitioncosts.org/endorsers/

12 czerwca 2012

Wracają granice w Unii?

12 czerwca br. posiedzenie plenarne w Strasburgu zdominowała niezwykle gorąca debata dotycząca decyzji podjętej przez ministrów spraw wewnętrznych państw członkowskich o możliwości wprowadzenia kontroli na wewnętrznych granicach UE. Taką moc daje chytrze zaproponowana zmiana podstawy prawnej w dokumencie zaakceptowanym jednomyślnie (także przez polskiego ministra) w ub. tygodniu przez Radę, bez zgody współlegislatora czyli Parlamentu...
Nic dziwnego, że ostro skrytykowaliśmy za to duńską prezydencję - inicjatora tych zmian. Zdecydowana większość grup politycznych zgodziła się, iż rządy państw członkowskich użyły prawnego podstępu w celu odsunięcia Parlamentu od decyzji dotyczących bezwizowego ruchu w strefie Schengen. Propozycje wprowadzania wewnętrznej kontroli paszportowej są krokiem wstecz i godzą w swobodę przemieszczania się obywateli, a wyłączenie tzw. procedury kodecyzji ( Rada wspólnie z PE) jest naszym zdaniem zamachem na demokrację Unii.
Joseph Daul przewodniczący Chadeków ( gdzie zasiadają posłowie PO i PSL) określił działanie duńskiej prezydencji, jako prowokację. Zmiany podstawy prawnej strefy Schengen z obecnego art. 77(2)(e) TFUE na art. 70, wykluczają także z udziału w procesie decyzyjnym - Komisję Europejską. W praktyce oznacza to złamanie tzw. zasady wspólnotowej, czyli poszukiwania wspólnych rozwiązań przy współudziale 3 uprawnionych do tego Instytucji UE.
Przewodniczący mojej grupy politycznej Socjaldemokratów - Hannes Swoboda także wyraził swoją dezaprobatę dla poczynań Rady. W swoim wystąpieniu uznał zaistniałą sytuację za skandal. Był zawiedziony, iż duński - socjalistyczny rząd - pozwolił na taki obrót spraw, który kłóci się z założeniami europejskiej lewicy. Podkreślił również, iż Parlament nie godzi się na podążanie za głosem populistów.
Szef liberałów Guy Verhofstadt zaproponował przedłożenie przez PE skargi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości ...
Kontrole czasowe przewidywały już obecne przepisy, ale pod wieloma warunkami i w przypadkach wyjątkowych.
Rewizja przepisów przeprowadzona w sposób, jaki zastosowała Rada jest ostrym pęknięciem w Unii. Powrotem do ustaleń międzypaństwowych, pełnych egoizmów narodowych. Źle wróży Wspólnocie.

Z Parlamentu Europejskiego w Strasburgu
Lidia Geringer de Oedenberg

10 czerwca 2012

Podatek na kryzys

Zasili unijny budżet i ograniczy ryzykowne działania inwestorów - podatek od transakcji finansowych. Anni Podimata - autorka raportu o nowym podatku, grecka deputowana jak mało kto wie co to kryzys.

Kryzys de facto został wywołany przez … sektor finansowy. Rządy za pomocą pieniędzy podatników ratują banki przed plajtą. Pomoc ta pochłonęła już 4,6 bln euro, a banki dalej się cieszą przywilejemi ulg podatkowych.

Parlament jako pierwszy przedstawił w ub. roku własny projekt wprowadzenia podatku od transakcji finansowych (PTF). Następnie Komisja Europejska w ślad za nami opracowała konkretną propozycję podatku, który mógłby być nakładany na transakcje kupna i sprzedaży papierów wartościowych, przeprowadzane pomiędzy instytucjami finansowymi, jeżeli co najmniej jedna ze stron takiej transakcji znajduje się w UE.

Obrót akcjami i obligacjami byłby opodatkowany według stawki wynoszącej 0,1 %, a obrót instrumentami pochodnymi według stawki wynoszącej 0,01 %.  Szacuje się, że wpływy z nowego podatku wyniosłyby ok. 57 mld euro rocznie. Tak uzyskane dochody wpływałyby do wspólnego budżetu Unii i mogłyby zmniejszyć składki członkowskie nawet o 50%.

Idea budzi jednak wątpliwości wśród państw, które wahają się czy ... odzyskać przynajmniej część pieniędzy od tych, którzy kryzys wywołali i którym olbrzymiej pomocy już udzieliły.

Jak mówi Anni Podimata - moja koleżanka z Grupy S&D - "bardziej odpowiedzialny sektor finansowy będzie lepiej dopasowany do długoterminowych celów europejskiej  gospodarki". Mniej spekulacji a więcej zysków, które będzie można wykorzystać do pobudzania wzrostu.

Krytycy twierdzą, że nowy podatek odstraszy inwestorów i spowoduje ich masowe “wyprowadzki” poza granice Unii, co spowoduje utratę kolejnych miejsc pracy. Zwolennicy ripostują, że opodatkowanie transakcji finansowych jeszcze bardziej umocni pozycję jednolitego unijnego rynku przez zharmonizowanie różnorodnych już istniejących w UE podatków od transakcji finansowych. Według Komisji Europejskiej podatek powinien pomóc w ograniczeniu zakłóceń konkurencji, a także zniechęcić do podejmowania ryzykownych transakcji.

Według ostatniego badania przeprowadzonego przez Eurobarometr - 66% Europejczyków opowiada się za PTF.

„Podatek od transakcji finansowych jest integralną częścią strategii wyjścia z kryzysu, zapewni on bardziej sprawiedliwą dystrybucję obciążeń z nim związanych. PTF nie doprowadzi do relokacji transakcji finansowych poza granice UE, ponieważ wiązałoby się to z kosztami wyższymi niż zapłacenie podatku" – wg Podimaty.

W propozycji podatku umieszczono mechanizmy, które czynią jego unikanie bardziej kosztownym niż płacenie go. Pobranie PTF połączono bowiem z przejęciem tytułu prawnego, co oznacza, że nabywca instrumentu finansowego, który nie zapłacił podatku nie może zostać prawnym właścicielem tego instrumentu. W połączeniu z proponowanymi niskimi stawkami PTF, ryzyko związane z unikaniem zapłaty znacznie przewyższyłoby potencjalne korzyści.

Ponadto zastosowanie miałaby tzw. "zasada miejsca emisji" zgodnie z którą, instytucje finansowe z siedzibą poza UE również byłyby objęte PTF, jeśli przeprowadzałyby transakcje dotyczące instrumentów finansowych wyemitowanych w UE. Podobnie akcje wyemitowane poza UE, będące przedmiotem transakcji z udziałem przynajmniej jednej instytucji finansowej usytuowanej w UE.

Przyjęte 23 maja 2012 r. stanowisko Parlamentu w sprawie nowego podatku dla banków daje "zielone światło" do jego wprowadzenia nawet jeśli zdecyduje się na nań tylko część państw członkowskich. Z tym, że PTF funkcjonujący w tylko w kilku krajach członkowskich nie da oczekiwanego efektu i rzeczywiście może doprowadzić do poważnego zakłócenia konkurencji.

Wg naszej propozycji - 31 grudnia 2013 roku byłby ostatecznym terminem dla państw członkowskich na przyjęcie stosownych aktów wykonawczych, a 31 grudnia 2014 roku na wprowadzenie ich w życie. Teraz czekamy na ruch ze strony szefów państw zasiadających w Radzie Europejskiej...

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedeneberg

więcej informacji:
http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?type=REPORT&reference=A7-2012-0154&language=PL&mode=XML
http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+IM-PRESS+20120521STO45442+0+DOC+XML+V0//PL&language=PL

8 czerwca 2012

Polska krajem rasistów?

Właśnie się rozpoczyna Euro 2012. Moment, na który czekali nie tylko Polacy i Ukraińcy, ale także setki tysięcy europejskich kibiców. Mimo, że nie zbudowano zapowiadanej ilości autostrad, szybkich kolei i nie wyremontowano wszystkich dworców - na pewno będzie to wyjątkowy czas sportowych emocji i oby tych było jak najwięcej.

Europejskie media wykazują ostatnio dużo zainteresowania Polską, po raz pierwszy po naszej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej - tak intensywnie i nie zawsze są to laurki...
Głośnym echem odbił się materiał, który się pojawił w BBC One:
http://www.bbc.co.uk/programmes/b01jk4vr , reportaż z tezą, że należy omijać Polskę i Ukrainę szerokim łukiem, gdyż odwiedzenie tych krajów jest bardzo niebezpieczne. Wszędzie w Polsce można spotkać chuliganów, którzy są bardzo agresywni wobec turystów – szczególnie tych, którzy są innego koloru skóry niż biały. Przeprowadzano wywiady z czarnoskórymi piłkarzami niektórych polskich drużyn piłkarskich, którzy dorzucili jeszcze swoje "przygody" z kibicami. Reportaż wywołał burzę, zareagowały rządy – zarówno polski jak i ukraiński.
Zareagowało również inne brytyjskie medium – tygodnik The Economist, do którego wysłał list członek społeczności żydowskiej w Polsce, Johnathan Orstein, z którym dziennikarze BBC przeprowadzili wywiad:
Oburzony Orstein oskarżył BBC o zmanipulowanie jego wypowiedzi:
„Wywiad trwał około godzinę, podczas której podkreśliłem, że niewielka część kibiców w Polsce, która ma na swoim koncie rasistowskie, czy antysemickie zachowania nie jest reprezentatywna dla polskiego społeczeństwa. Podkreśliłem niesamowity postęp, jaki zanotowała Polska przez 11 lat, które tu spędziłem  i dokładnie wyjaśniłem, że krakowska wspólnota żydowska, z którą blisko współpracuję (...) czuje się bezpiecznie i jest zasymilowana z polskim społeczeństwem.”
BBC, wzorzec dla innych stacji dbający o standardy dziennikarskie, nieulegający naciskom politycznym - pokazało "część prawdy". Tę część, która się lepiej sprzedała.
Siła reakcji pokazała jednak, że problem istnieje...
Mam nadzieję, że w czasie rozgrywek pozostała "część prawdy" pozwoli wszystkim cieszyć się Wielkim Sportem.

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

7 czerwca 2012

Nacjonaliści kochający Unię

Szkot, Korsykańczyk i Galijczyk wchodzą do pokoju ... - to nie jest początek żartu, ale spotkania trzech (z siedmiu) europosłów z nieformalnego Europejskiego Wolnego Przymierza (EFA) - sojuszu bezpaństwowych narodów Europy.

Tak rozpoczyna się ciekawy artykuł z mojego ulubionego The Bulletin – czasopisma dla expatów w Belgii: http://www.xpats.com/sites/default/files/magazine/pdf/BULL017_sampler.pdf
Trochę trwało zanim znalazłam czas na przeczytanie jego kolejnej edycji, a ponieważ temat wydał mi się interesujący poniżej małe streszczenie.
W sumie w EFA jest ich 40 - jak rozbójników Alibaby, pochodzących z nacjonalistycznych partii jak flamandzka NVA, The Scottish National Party, katalońska Esquerra Republicana de Catalunya, czy innych z Bretanii, Fryzji, Moraw, Veneto i wysp Aland.
Nacjonaliści to dość nietypowi, bo deklarujący “miłość” do Unii Europejskiej. Zdający sobie sprawę, że wraz z członkowstwem w UE każdy, nawet najmniejszy kraj jak np. Malta ( 368 tys. mieszkańców) zyskuje wiele europraw politycznych, ma np. swojego Komisarza, Sędziego w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, przynajmniej 6 europosłów ( najmniejsza liczba delegacji narodowej), “kwoty” urzędników, ponadto jego język zyskuje status oficjalnego w UE.
Przykładowo Chorwacja, która dołączy do Unii w przyszłym roku zyska natychmiast przywileje, których nie mają np. narody baskijski czy walijski. W tym kontekście zjednoczona Europa może być kolejnym powodem dla członków partii nacjonalistycznych do dążenia do niepodległości.
W oczach nacjonalistów z Edynburga, Bilbao, Cardiff czy Barcelony - Unia jest furtką dla zyskania na znaczeniu z miłym bonusem w postaci wsparcia finansowego. Z ideą budowy Europy Regionów jest im po drodze. Nawet jako krytycy UE uznają, że ta z powodzeniem zarządza licznymi problemami, których nie można łatwo i skutecznie rozwiązać na poziomie państw działających samotnie. Jednolity rynek broni europejskich interesów handlowych na scenie światowej i gwarantuje bezpieczeństwo w obrębie własnych granic.
Nacjonaliści wiążą z Unią też nadzieje na stworzenie np. szkockiej armii, otwarcie flamandzkich ambasad itp...

Herman Van Rompuy – jako najwyższy urzędnik w Unii - szef Rady Europejskiej (i były premier Belgii) twierdzi, że “nie zna żadnej proeuropejskiej - nacjonalistycznej partii w Europie ". W jego oczach nacjonalista pozostaje antyeuropejczykiem. Wzbudzany przez narodowców "strach prowadzi do egoizmu, egoizm do nacjonalizmu, zaś nacjonalizm do wojny ".
Ja także obserwując wypowiedzi i zachowania europosłów z EFA nie zauważam ich chęci do integracji, a raczej otwartą wrogość wobec kraju, który reprezentują w Parlamencie.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

6 czerwca 2012

Zemsta polskiego hydraulika

Francuskie media w przeciwieństwie do brytyjskich - zachwycają się Polską. Prestiżowa France 2, w prime time'ie wyemitowała (4.06.12) reportaż poświęcony Polsce, poprzedzony dodatkowo rozszerzoną zapowiedzią w głównym wydaniu wiadomości.

Fragment zapowiedzi:

" 8 czerwca br. Polska skupi na sobie powszechną uwagę otwierając Euro na świeżo wybudowanym Stadionie Narodowym w Warszawie. Nowy, wspaniały stadion symbolizuje też odnowę tego kraju. To Polska najlepiej oparła się kryzysowi w Europie, jako jedynej nie dotknęła jej stagnacja. Jej godny pozazdroszczenia wzrost gospodarczy wyniósł 4,3 % w 2011 r. Polska zmienia się niebywale szybko. Jest obecnie bogatsza niż kiedykolwiek była. I nie zamierza się zatrzymywać. Emigranci wracają do kraju. Niedoceniani przez lata Polacy nie ryzykują już wyjazdów na Zachód by odebrać nam pracę ( jak to miał zrobić hydraulik - od aut.). Przyszłość Europy od teraz sytuuje się na Wschodzie".

"La revanche du plombier polonais" – była tematem 37 edycji "d’Un oeil sur la planète".
Z przyjemnością i dumą oglądałam. Polecam:

http://oeil-sur-la-planete.france2.fr/?page=emissions&id_rubrique=103


Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg 

5 czerwca 2012

Mein Kampf “dobrem publicznym” ...

...70 lat po śmierci autora.
“Mein Kampf” najbardziej popularnej publikacji w III Rzeszy, o której wysoki nakład zadbał jej autor  Adolf Hitler* - po 1945 r. oficjalnie nie wolno było drukować.
Nielegalne kopie na całym świecie świetnie się rozchodziły. W Internecie w każdej chwili bez trudu można sięgnąć po ten nazistowski “przebój”.
Wznowienia legalne nie były możliwe nie dlatego, że jakieś specjalne prawo tego zabraniało, ale ponieważ prawo autorskie obejmuje także i to “dzieło”, a posiadaczem prawa do tego utworu jest Bawaria, Kraj Związkowy Federacji Niemieckiej, która wcześniej nie udzielała zgody na publikację utworu.

Bawaria na podstawie wyroku monachijskiego sądu w 1948 roku o konfiskacie mienia należącego do Adolfa Hitlera weszła także w posiadanie praw do "Mein Kampf". Ochrona prawna każdego dzieła wygasa po 70 latach po śmierci autora, i także ta książka stanie się zgodnie z prawną terminologią wkrótce “domeną publiczną”, utworem, który każdy będzie mógł bez pytania kogokolwiek o zgodę - drukować. W tej sytuacji rząd Bawarii postanowił  ... sam wydać tę publikację wraz z właściwymi adnotacjami i komentarzami wyjaśniającymi. Jako właściciel praw autorskich do "Mein Kampf", które wygasają z końcem 2015 r. - Bawaria decydując się na wydanie książki z krytycznym komentarzem - chce przełamać tabu i obalić mity, jakie wokół publikacji narosły i w ten sposób ograniczyć zainteresowanie komercyjnych wydawców tą książką, jak również zapobiec ewentualnemu wykorzystaniu jej w celach propagandowych, np. przez neonazistów.

W ostatnim czasie obserwujemy w Europie coraz większą popularność haseł skrajnie nacjonalistycznych, rasistowskich czy ksenofobicznych. Do czego mogą one doprowadzić widzimy po tragedii, która miała miejsce w Norwegii w zeszłym roku.
Jak przewiduje Markus Soder - Minister Finansów Bawarii „wygaśnięcie praw autorskich sprawi, że coraz więcej ludzi będzie czytać "Mein Kampf", zatem nowa, uzupełniona wersja pomoże zdemaskować intencje autora i obalić niebezpieczne tezy jak na przykład tę o supremacji rasy aryjskiej".  Oprócz wydania w języku niemieckim, Bawaria planuje też publikację w wersji angielskiej, także w formie ebooka i audiobooka. Na projekt przeznaczono pół miliona euro.
Reedycja najbardziej kontrowersyjnej książki XX w. wzbudza bardzo wiele emocji...

Z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*Szacuje się, że do 1945 r. książka wodza III Rzeszy osiągnęła nakład ok. 10 mln egzemplarzy.

1 czerwca 2012

PE: Wyniki głosowań opinii o ACTA cd.

Są już najnowsze nieoficjalne wyniki dzisiejszych głosowań (31.05.12) trzech Komisji Parlamentu Europejskiego nad opiniami o ACTA: 

Komisja Prawna (JURI): 10 posłów "za" ACTA, 12 "przeciw", 2 wstrzymało się
Komisja Przemysłu (ITRE): 25 "za" ACTA, 31 "przeciw", 1 wstrzymujący się
Komisja Wolności Obywatelskich (LIBE): 1 "za" ACTA, 36 "przeciw", 21 wstrzymujących się.

Jeszcze parę miesięcy temu wydawało się, że osiągnięcie takich wyników nie będzie możliwe. Posłowie porządnie przestraszyli się Internautów. Demokracja przenosi się do Internetu. Coraz pewniejsze staje się odrzucenie umowy na sesji plenarnej w lipcu.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg