Podczas gdy Komisja Europejska pieczołowicie wałkuje szczegóły
przełomowej w stosunkach transatlantyckich umowy (obecnie w nieco
zwolnionym tempie spowodowanym wyciekiem o wszechobecnych podsłuchach
NSA) - europarlamentarzyści zastanawiają się, do czego naprawdę się
zobowiążemy przyjmując kontrowersyjne zobowiązania.
Najwięcej wątpliwości budzi mechanizm znany jako "investor-state dispute
settlement “ (ISDS), czyli przepis zawarty w międzynarodowych
traktatach handlowych, dający inwestorowi prawo do wszczęcia
postępowania przeciwko państwu, na terenie którego prowadzi interesy.
Polecam niezwykle ciekawy artykuł z “The Guardian"* o konsekwencjach
podobnych traktatów, na który dość nerwowo (18.12.13) na łamach tegoż -
zareagował Komisarz Karel de Gucht, główny zwolennik słynnej umowy ACTA.
Jak ISDS wykorzystuje się w praktyce? Przykłady:
W czasie kryzysu finansowego, w odpowiedzi na protesty obywateli
Argentyna zdecydowała się na zamrożenie opłat za energię i wodę.
Międzynarodowe korporacje, które straciły w ten sposób przyszłe zyski
pozwały rząd argentyński, w efekcie “przestępstwo” kosztowało kraj ponad
miliard dolarów odszkodowania.
W Salwadorze lokalne społeczności przekonały rząd do odmowy wydania
zgody na uruchomienie wielkiej kopalni złota, która groziła
zanieczyszczeniem wody. Kanadyjska firma zaangażowana w inwestycję
pozwała Salwador - za utratę przewidywanych zysków. Kara: 315 mln
dolarów.
Kanadyjskie sądy unieważniły dwa patenty należące do amerykańskiej firmy
farmaceutycznej Eli Lilly uznając, że nie przedstawiła ona
wystarczającej dokumentacji. Obecnie Eli Lilly pozywa rząd kanadyjski ,
żąda zmiany prawa patentowego w tym kraju i 500 mln dolarów kary.
Australijski parlament po burzliwych debatach przyjął regulację, iż
papierosy w ich kraju będą sprzedawane w zestandaryzowanych jednakowych
opakowaniach, opatrzonych jedynie szokującymi ostrzeżeniami zdrowotnymi.
Mimo, że ustawę zatwierdził tamtejszy Sąd Najwyższy, niezadowolona z
obrotu spraw firma tytoniowa Philip Morris zaskarżyła wyrok, w oparciu o
umowę handlową zawartą przez Australię z Hongkongiem z powodu złamania
prawa ... własności intelektualnej na pudełkach papierosów w kwestii ich
design'u i znaku towarowego. Kary pójdą w setki milionów dolarów.
Mechanizm ISDS jest stosowany w przypadku, gdy druga (państwowa) strona
naruszyła zasady określone w umowie międzynarodowej np. przejmując
inwestycję, czy ustalając nowe przepisy, które sprawiają, że np. towar
wyprodukowany w fabryce należącej do inwestora - staje się mniej
wartościowy czy wręcz nielegalny, wtedy strona pokrzywdzona może
skorzystać z ochrony ISDS ** przed trybunałem arbitrażowym.
Sęk w tym, że istnieje wiele wątpliwości związanych z powyższym
międzynarodowym arbitrażem. Przesłuchania są objęte tajemnicą, sędziami
są prawnicy, z których wielu pracuje w zainteresowanych sprawą
korporacjach. Obywatele, których w efekcie dotyczą konsekwencje
konfliktów, nie mogą się bronić i nie mają prawa do odwołania.
Dlaczego suwerenne państwa godzą się na arbitraż inwestycyjny? Kilku
osobom prywatnym powierzają niezwykle szerokie uprawnienia do
prowadzenia dochodzenia, bez żadnych ograniczeń czy procedury
apelacyjnej? Czy mamy do czynienia ze sprywatyzowanym systemem
sprawiedliwości dla globalnych korporacji?
Jeden z kanadyjskich urzędników państwowych cytowany przez “The
Guardien” odnosząc się do zapisów Północnoamerykańskiego Układu Wolnego
Handlu (NAFTA) powiedział : „Widziałem pisma od amerykańskich firm
prawniczych dotyczące prawie wszystkich rozporządzeń związanych z
ochroną środowiska w ostatnich 5 latach. Prawie wszystkie inicjatywy
zostały w ten sposób zablokowane. W takich warunkach demokracja nie ma
warunków do działania”.
Umowa o Wolnym Handlu EU-USA poza szeroko propagowanymi zyskami
umożliwiłaby amerykańskim korporacjom skarżenie europejskich państw,
które starałyby się ... chronić swoich obywateli. Niejawny zespół
prawników mógłby lekceważyć wolę narodowych parlamentów, obchodząc w ten
sposób naszą ochronę prawną.
Jak wygląda ISDS w umowie o wolnym handlu UE-USA?
Komisja Europejska negocjująca obecnie umowę nie widzi zagrożeń, jakie
niesie reguła “investor-state dispute settlement” i zamierza ją
uwzględnić w dokumencie, ponieważ sądy krajowe mogą nie zapewnić
korporacjom wystarczającej ochrony, gdyż... „bywają stronnicze”.
ISDS będzie mogła być wykorzystywana w UE np. do uniemożliwienia
wszelkich prób uregulowania banków, ograniczenia ekspansji firm
energetycznych, czy racjonalnej i ostrożnej polityki względem paliw
kopalnych.
Komisja Europejska i państwa członkowskie UE są jednak przekonane, że
ISDS jest ważnym narzędziem do ochrony inwestorów z UE za granicą. A jak
będzie z ochroną amerykańskich interesów na naszym rynku? No cóż - tu
następuje odpowiedź o ... co najwyżej odszkodowaniach.
Indywidualnie państwa członkowskie UE podpisały już ok. 1400 tego typu
międzynarodowych umów. Osiem państw członkowskich ma także umowy
inwestycyjne ze Stanami Zjednoczonymi. Teraz cała Wspólnota usiłuje się
dostosować do standardów jednolitego traktatu o wolnym handlu z USA***.
Komisarz De Gucht zapewnia : "Będziemy eliminować wszelkie konflikty
interesów - a arbitrzy, którzy będą decydować w sprawach UE będą musieli
być poza wszelkim podejrzeniem". Odnotowuje jednocześnie, że “niektórzy
inwestorzy mogą się już się czuć niepewnie, gdy Niemcy deklarują
rezygnację z zasilania atomowego, ale nie przesadzajmy...”
Umowa ma ogromny potencjał, jej wartość szacuje się na ponad 120 mld
euro rocznie dla Europy.To tyle, co obecny roczny wspólnotowy
budżet...****
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* http://www.theguardian.com/commentisfree/2013/nov/04/us-trade-deal-full-frontal-assault-on-democracy
http://www.theguardian.com/commentisfree/2013/dec/18/wrong-george-monbiot-nothing-secret-eu-trade-deal
** Wiecej o ISDS http://trade.ec.europa.eu/doclib/docs/2013/october/tradoc_151791.pdf
*** Więcej o FTA http://ec.europa.eu/trade/policy/in-focus/ttip/questions-and-answers/
*****Badanie dostępne jest: http://trade.ec.europa.eu/doclib/docs/2013/march/tradoc_150737.pdf
19 grudnia 2013
12 grudnia 2013
Dorosły jest dorosły, nie traktujmy go jak dziecka
To idea
organizacji „Adults for Adults, Citizens Against Patronizing Politics” – walczącej z protekcjonizmem polityków, którzy przykładowo
przy pomocy drastycznych obrazków umieszczanych na pudełkach chcą oduczać ludzi
palenia. Ponieważ papierosy może kupować tylko dorosły, więc wie, na co się
naraża. To w wielkim skrócie treść ich przesłania, jakie otrzymałam przy okazji
debaty nad kontrowersyjną dyrektywą tytoniową. Pod listem podpisało się 30
intelektualistów: filozofów, socjologów, psychologów, artystów i dziennikarzy z
różnych krajów UE. Trudno się z nimi nie zgodzić, szczególnie mnie jako
przeciwniczce tej nowej unijnej „naciąganej” przez lobbystów regulacji*.
Poniżej
przytaczam fragmenty listu, zachęcając do dyskusji:
„Jeśli
parlamentarzyści będą traktowali odpowiedzialne osoby dorosłe jak dzieci, które
należy zapoznawać z ostrzeżeniami zdrowotnymi, w jakimś momencie w przyszłości
może się okazać, że ludzie ci zaczną zachowywać się jak dzieci. Czy naprawdę do
tego dążymy? Czy parlamentarzyści woleliby nieśmiałych, posłusznych i
służalczych poddanych, czy też autonomicznych obywateli?(…) Protekcjonalne
traktowanie osób dorosłych przez polityków może mieć niebezpieczne i niszczące
konsekwencje...”
Traktowanie
dorosłych obywateli Europy jako nierozgarniętych podważa też zasadność procesu
demokratycznego, gdyż, podążając za tą logiką, wyborcami byłyby osoby
niekompetentne prawnie.
Ponadto
jeśli będzie się używać – jako argumentu ZA ostrzeżeniami – ogromnych kosztów
leczenia chorych palaczy – „społeczeństwo może zacząć ich postrzegać, jako
obciążenie, którego należy się pozbyć (…). To niebezpieczna gra, której
doświadczaliśmy już w ubiegłym wieku”.
„Żądamy
zaprzestania zwracania uwagi obywateli na rzeczy oczywiste. Prosimy, by okazywać
obywatelom szacunek, na który zasługują jako pełne godności odpowiedzialne
osoby dorosłe”.
Podpisał Prof. Dr. Robert Pfaller
Adults For Adults
Citizens Against Patronizing Politics
www.adultsforadults.eu
W ramach
ich kampanii funkcjonuje butelka z winem, na etykiecie której jest zdjęcie
toczonej rakiem wątroby i napis picie zabija... Chcielibyście (dorośli)
postawić taki trunek na stole?
Lidia
Geringer de Oedenberg
*O
sprawie pisałam już wcześniej wielokrotnie
4 grudnia 2013
Zapomniane społeczeństwo w Europie
W UE mieszka ok. 10 mln Romów. To więcej niż łączna liczba obywateli
Słowenii, Litwy, Łotwy, Estonii, Malty i Luksemburga. Gdyby Romowie
żyli we własnym kraju, byłby to 10. najludniejszy kraj w UE - z
populacją większą niż Belgia, Grecja, Węgry, Szwecja, Finlandia, Dania i
Bułgaria. Byłby też najbiedniejszy. Jako państwo UE mieliby prawo do
wyboru ponad 20 europosłów oraz możliwość zarządzania miliardami euro z
funduszy unijnych na swój rozwój społeczny i gospodarczy, mieliby
prawo weta w takich kwestiach jak unijny budżet. Mieliby swojego
Komisarza, przedstawiciela w Trybunale Obrachunkowym i Trybunale
Sprawiedliwości. Mieliby ustawodawstwo w zakresie zabezpieczeń
socjalnych czy walki z dyskryminacją.
Ale Romowie nie mają swojego własnego państwa, ich społeczności są rozrzucone po wielu krajach wspólnoty. Oficjalnie są unijnymi obywatelami takimi jak inni, jednak w rzeczywistości doświadczają upokarzającej segregacji, będąc postrzeganymi często jako niechciani obywatele "innego" narodu.
Są najsłabiej reprezentowaną społecznością w demokratycznej Europie.
Praktycznie nie ma ich w parlamentach narodowych, rządach. Mają jednego posła w Parlamencie Europejskim i ... żadnej reprezentacji na wysokim szczeblu unijnej administracji.
Od wieków doświadczają prześladowań.
Poniżej kilka faktów.
- Romowie dotarli na Bałkany około XII w. migrując z subkontynentu indyjskiego. W każdym kraju dokąd zawitali czekały ich szykany.
- W XVII w. w Hiszpanii "los gitanos" nie mieli prawa się żenić, kobiety i mężczyźni byli umieszczani w osobnych gettach, a ich dzieci zabierano do sierocińców.
- Pod rządami Habsburgów, za panowania Marii Teresy (1740-1780) próbowano zmusić Romów do osiedlenia się na stałe, pozbawiając ich prawa do własnych koni i wozów. Zakazano małżeństw między Romami. Kolejny władca imperialny Józef II zakazał im noszenia tradycyjnej romskiej odzieży i używania języka romskiego pod karą chłosty.
- W XIX wieku zakazano Romom wszelkich wyjazdów poza Europę. Stany Zjednoczone zamknęły dla nich swoje terytorium w 1885 r., podobnie postąpiło wiele państw Ameryki Południowej.
- Prześladowania Romów osiągnęły apogeum podczas II wojny światowej, kiedy niemieccy naziści eksterminacji poddali półtora miliona dorosłych i dzieci.
Jak sytuacja Romów wygląda dzisiaj w demokratycznej Europie?
Według Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), wskaźniki umieralności niemowląt wśród ludności romskiej żyjącej w UE są dwa razy wyższe niż wśród nie-Romów.
Wielu rządom nie udaje się przeprowadzić skutecznych działań mających na celu np. włączenie romskich dzieci do systemu szkolnictwa publicznego, tak by mogły skorzystać ze swojego prawa do darmowej i równej edukacji.
Według niedawnego raportu unijnej Agencji Praw Podstawowych, tylko 15% dzieci romskich, z tych które podjęły edukację - kończy szkoły ponadgimnazjalne.
Mali Romowie są najczęściej odseparowani od innych w specjalnych szkołach. W niektórych krajach, romscy uczniowie stanowią 85% wszystkich dzieci uczęszczających do tzw. klas specjalnych.
25% europejskich Romów mieszka w szałasach, 55% romskich domów nie ma kanalizacji.
90% badanych Romów żyje poniżej krajowej granicy ubóstwa, a 45% mieszka w miejscu, któremu brak co najmniej jednego z podstawowych udogodnień mieszkaniowych: kuchni, toalety, łazienki czy instalacji elektrycznej.
W 2011 r. przeciętne wynagrodzenie mężczyzn romskich plasowało się między 45% a 80% średniej płacy dla nie-romskich mężczyzn. Dla kobiet różnica ta wynosi między 20% i 59%.
Stopa bezrobocia dla Romów jest w zależności od kraju od 30% do 250% wyższa niż dla nie-Romów.
Jak ktoś, kto nie ma wykształcenia, pracy, domu - spychany na margines przez innych współobywateli, ma "normalnie" żyć?
Rom w "klubie" najbogatszych państw na świecie, jakim jest UE powinien móc liczyć na skuteczną pomoc i wsparcie.
W perspektywie finansowej 2014-2020 muszą znaleźć się środki zaradcze dla tego "zapomnianego" społeczeństwa. Jest dużo programów i tzw. dobrych praktyk m.in z Hiszpanii*. Są kraje, którym udało się zarówno przezwyciężyć stereotypy jak i wykorzystać potencjał drzemiący w obywatelach.
Gdybyśmy stosowali w praktyce formułę "traktuj innych, tak jakbyś sam chciał być traktowany"- to zaczęlibyśmy od szacunku dla tradycji, kultury i języka romskiego. Także w edukacji, co wydaje się nam naturalne dla naszego języka. Dostrzeglibyśmy też pozytywne przykłady osiągnięć społeczności romskiej**, a potem być może skutecznie zwalczylibyśmy stereotypy i uprzedzenia.
Zjednoczeni w różnorodności to hasło Unii, które warto potraktować poważnie.
Korzystając z funduszy unijnych należy stworzyć kompleksowy program do zwalczania wszystkich aspektów ubóstwa, dążący do poprawy warunków mieszkaniowych, szkolenia i wspierania osób dorosłych romskiego pochodzenia w poszukiwaniu pracy, zapewnienia dostępu do wczesnej edukacji dla dzieci romskich. Ponadto trzeba rozwinąć system mediatorów do reprezentowania i wspierania społeczności Romów***.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*http://www.socialistsanddemocrats.eu/sites/default/files/SD-ROMADAY-LEAFLET_PbP_WEB.pdf
**http://jednizwielu.pl
***http://www.socialistsanddemocrats.eu/events/roma-inclusion-challenges-and-opportunities-local-level
Ale Romowie nie mają swojego własnego państwa, ich społeczności są rozrzucone po wielu krajach wspólnoty. Oficjalnie są unijnymi obywatelami takimi jak inni, jednak w rzeczywistości doświadczają upokarzającej segregacji, będąc postrzeganymi często jako niechciani obywatele "innego" narodu.
Są najsłabiej reprezentowaną społecznością w demokratycznej Europie.
Praktycznie nie ma ich w parlamentach narodowych, rządach. Mają jednego posła w Parlamencie Europejskim i ... żadnej reprezentacji na wysokim szczeblu unijnej administracji.
Od wieków doświadczają prześladowań.
Poniżej kilka faktów.
- Romowie dotarli na Bałkany około XII w. migrując z subkontynentu indyjskiego. W każdym kraju dokąd zawitali czekały ich szykany.
- W XVII w. w Hiszpanii "los gitanos" nie mieli prawa się żenić, kobiety i mężczyźni byli umieszczani w osobnych gettach, a ich dzieci zabierano do sierocińców.
- Pod rządami Habsburgów, za panowania Marii Teresy (1740-1780) próbowano zmusić Romów do osiedlenia się na stałe, pozbawiając ich prawa do własnych koni i wozów. Zakazano małżeństw między Romami. Kolejny władca imperialny Józef II zakazał im noszenia tradycyjnej romskiej odzieży i używania języka romskiego pod karą chłosty.
- W XIX wieku zakazano Romom wszelkich wyjazdów poza Europę. Stany Zjednoczone zamknęły dla nich swoje terytorium w 1885 r., podobnie postąpiło wiele państw Ameryki Południowej.
- Prześladowania Romów osiągnęły apogeum podczas II wojny światowej, kiedy niemieccy naziści eksterminacji poddali półtora miliona dorosłych i dzieci.
Jak sytuacja Romów wygląda dzisiaj w demokratycznej Europie?
Według Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), wskaźniki umieralności niemowląt wśród ludności romskiej żyjącej w UE są dwa razy wyższe niż wśród nie-Romów.
Wielu rządom nie udaje się przeprowadzić skutecznych działań mających na celu np. włączenie romskich dzieci do systemu szkolnictwa publicznego, tak by mogły skorzystać ze swojego prawa do darmowej i równej edukacji.
Według niedawnego raportu unijnej Agencji Praw Podstawowych, tylko 15% dzieci romskich, z tych które podjęły edukację - kończy szkoły ponadgimnazjalne.
Mali Romowie są najczęściej odseparowani od innych w specjalnych szkołach. W niektórych krajach, romscy uczniowie stanowią 85% wszystkich dzieci uczęszczających do tzw. klas specjalnych.
25% europejskich Romów mieszka w szałasach, 55% romskich domów nie ma kanalizacji.
90% badanych Romów żyje poniżej krajowej granicy ubóstwa, a 45% mieszka w miejscu, któremu brak co najmniej jednego z podstawowych udogodnień mieszkaniowych: kuchni, toalety, łazienki czy instalacji elektrycznej.
W 2011 r. przeciętne wynagrodzenie mężczyzn romskich plasowało się między 45% a 80% średniej płacy dla nie-romskich mężczyzn. Dla kobiet różnica ta wynosi między 20% i 59%.
Stopa bezrobocia dla Romów jest w zależności od kraju od 30% do 250% wyższa niż dla nie-Romów.
Jak ktoś, kto nie ma wykształcenia, pracy, domu - spychany na margines przez innych współobywateli, ma "normalnie" żyć?
Rom w "klubie" najbogatszych państw na świecie, jakim jest UE powinien móc liczyć na skuteczną pomoc i wsparcie.
W perspektywie finansowej 2014-2020 muszą znaleźć się środki zaradcze dla tego "zapomnianego" społeczeństwa. Jest dużo programów i tzw. dobrych praktyk m.in z Hiszpanii*. Są kraje, którym udało się zarówno przezwyciężyć stereotypy jak i wykorzystać potencjał drzemiący w obywatelach.
Gdybyśmy stosowali w praktyce formułę "traktuj innych, tak jakbyś sam chciał być traktowany"- to zaczęlibyśmy od szacunku dla tradycji, kultury i języka romskiego. Także w edukacji, co wydaje się nam naturalne dla naszego języka. Dostrzeglibyśmy też pozytywne przykłady osiągnięć społeczności romskiej**, a potem być może skutecznie zwalczylibyśmy stereotypy i uprzedzenia.
Zjednoczeni w różnorodności to hasło Unii, które warto potraktować poważnie.
Korzystając z funduszy unijnych należy stworzyć kompleksowy program do zwalczania wszystkich aspektów ubóstwa, dążący do poprawy warunków mieszkaniowych, szkolenia i wspierania osób dorosłych romskiego pochodzenia w poszukiwaniu pracy, zapewnienia dostępu do wczesnej edukacji dla dzieci romskich. Ponadto trzeba rozwinąć system mediatorów do reprezentowania i wspierania społeczności Romów***.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*http://www.socialistsanddemocrats.eu/sites/default/files/SD-ROMADAY-LEAFLET_PbP_WEB.pdf
**http://jednizwielu.pl
***http://www.socialistsanddemocrats.eu/events/roma-inclusion-challenges-and-opportunities-local-level
21 listopada 2013
Kobiety do Rad
W spółkach giełdowych w UE przynajmniej 40% dyrektorów
niewykonawczych będą - do 2020 r. stanowiły kobiety. Spółki publiczne
będą musiały osiągnąć ten cel już w 2018 r. Firmy, którym nie uda się
wprowadzić powyższych zaleceń będą karane... Rezolucję w tej sprawie
przegłosował 20.11.13 r. Parlament Europejski.
W latach 2003 - 2011 r. po wielu społecznych akcjach mających przełamać męski "monopol" decyzyjny - udział kobiet w organach europejskich spółek zwiększył się z 8,5% do 13,7%. Komisja Europejska widząc te mikre rezultaty, w 2011 r. przedstawiła projekt "Kobiety w zarządzie – zobowiązanie dla Europy” - będący zachętą dla wiodących spółek giełdowych mającą na celu zwiększenie reprezentacji kobiet w ich zarządach: do 30% w 2015 r. i 40% w 2020 r. Teraz czas na fazę "zobowiązującą".
Na czym mają polegać zmiany?
Przy przejrzystej i zgodnej z zasadami równości płci procedurze rekrutacyjnej, w której kwalifikacje i umiejętności będą podstawowym kryterium, w sytuacji kiedy kandydaci będą mieli takie same oceny - pierwszeństwo powinno zostać przyznane osobie, której płeć jest niedoreprezentowana.
Kwoty nie obejmą małych i średnich przedsiębiorstw, czyli takich, które zatrudniają poniżej 250 osób.
Proponowane kary to grzywna, czy wykluczenie z procedury przetargów publicznych - będą stosowane tylko w przypadku niezastosowania przejrzystej procedury rekrutacyjnej, a nie w przypadku nieosiągnięcia wymaganego celu.
Parlament przyjął wniosek 459 głosami za, przy 148 głosach przeciw oraz 81 wstrzymujących się. Zasady zaczną obowiązywać po przyjęciu ich przez Radę Unii Europejskiej.
Jest to ważny krok w kierunku lepszego przestrzegania zasady równości, jako podstawowej wartości UE (Artykuł 157 ust. 3 TFUE) zmierzający do stosowania w praktyce zasady równości szans i równego traktowania mężczyzn i kobiet w dziedzinie zatrudnienia i pracy.
Kobiety są przedsiębiorcze, kreatywne, mają nerwy ze stali, ale szefami bywają głównie w firmach, które same założą. W przebadanych 700 największych spółkach notowanych na światowych giełdach - stanowiska kierownicze zajmuje zaledwie 6% kobiet, a w ich zarządach zasiada nas tylko 2%.
W krajach skandynawskich, które wprowadziły już "kwoty" w zarządach giełdowych spółek - statystyki pokazują, że tam gdzie trzy kobiety zasiadają w zarządzie - firmy generują zysk wyższy o 10%. Kobiety nie podejmują ryzykownych decyzji, są odpowiedzialne i bardzo dobrze zarządzają finansami...
Warto oddać decyzje gospodarcze w ręce kobiet, szczególnie w kryzysie. Myślę, że gdyby bank, od upadku którego rozpoczął się światowy kryzys nie nazywał się Lehman Brothers, ale Lehman Sisters - kryzysu mogłoby nie być.
W licznych równościowych rezolucjach Parlamentu Europejskiego zwracamy uwagę na bariery, jakie muszą pokonywać kobiety wkraczające w świat biznesu i polityki trzymany męską ręką.
Nie wystarczą same kwoty na listach wyborczych czy w zarządach spółek, kluczową kwestią jest możliwość godzenia życia zawodowego z rodzinnym. Temu zagadnieniu zresztą będzie poświęcony rok, 2014 jako Europejski Rok harmonii pracy zawodowej z życiem prywatnym i to nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, na których w równym stopniu spoczywa odpowiedzialność za rodzinę i dzieci.
Bez miejsca w żłobku czy przedszkolu dla własnego dziecka, nie uda się efektywnie pogodzić pracy z domem. Profesjonalne opiekunki, którym można zaufać, to spory wydatek, a miejsc w żłobkach i przedszkolach państwowych jest ciągle za mało. Konieczna jest dobrze funkcjonująca infrastruktura opiekuńcza dofinansowana przez państwo czy samorządy, obejmująca wszystkie osoby zależne, nie tylko dzieci, ale i osoby starsze wymagające stałej opieki. Bez pomocy publicznej w tej kwestii, kobiety nigdy nie będą miały prawdziwie równych szans.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
W latach 2003 - 2011 r. po wielu społecznych akcjach mających przełamać męski "monopol" decyzyjny - udział kobiet w organach europejskich spółek zwiększył się z 8,5% do 13,7%. Komisja Europejska widząc te mikre rezultaty, w 2011 r. przedstawiła projekt "Kobiety w zarządzie – zobowiązanie dla Europy” - będący zachętą dla wiodących spółek giełdowych mającą na celu zwiększenie reprezentacji kobiet w ich zarządach: do 30% w 2015 r. i 40% w 2020 r. Teraz czas na fazę "zobowiązującą".
Na czym mają polegać zmiany?
Przy przejrzystej i zgodnej z zasadami równości płci procedurze rekrutacyjnej, w której kwalifikacje i umiejętności będą podstawowym kryterium, w sytuacji kiedy kandydaci będą mieli takie same oceny - pierwszeństwo powinno zostać przyznane osobie, której płeć jest niedoreprezentowana.
Kwoty nie obejmą małych i średnich przedsiębiorstw, czyli takich, które zatrudniają poniżej 250 osób.
Proponowane kary to grzywna, czy wykluczenie z procedury przetargów publicznych - będą stosowane tylko w przypadku niezastosowania przejrzystej procedury rekrutacyjnej, a nie w przypadku nieosiągnięcia wymaganego celu.
Parlament przyjął wniosek 459 głosami za, przy 148 głosach przeciw oraz 81 wstrzymujących się. Zasady zaczną obowiązywać po przyjęciu ich przez Radę Unii Europejskiej.
Jest to ważny krok w kierunku lepszego przestrzegania zasady równości, jako podstawowej wartości UE (Artykuł 157 ust. 3 TFUE) zmierzający do stosowania w praktyce zasady równości szans i równego traktowania mężczyzn i kobiet w dziedzinie zatrudnienia i pracy.
Kobiety są przedsiębiorcze, kreatywne, mają nerwy ze stali, ale szefami bywają głównie w firmach, które same założą. W przebadanych 700 największych spółkach notowanych na światowych giełdach - stanowiska kierownicze zajmuje zaledwie 6% kobiet, a w ich zarządach zasiada nas tylko 2%.
W krajach skandynawskich, które wprowadziły już "kwoty" w zarządach giełdowych spółek - statystyki pokazują, że tam gdzie trzy kobiety zasiadają w zarządzie - firmy generują zysk wyższy o 10%. Kobiety nie podejmują ryzykownych decyzji, są odpowiedzialne i bardzo dobrze zarządzają finansami...
Warto oddać decyzje gospodarcze w ręce kobiet, szczególnie w kryzysie. Myślę, że gdyby bank, od upadku którego rozpoczął się światowy kryzys nie nazywał się Lehman Brothers, ale Lehman Sisters - kryzysu mogłoby nie być.
W licznych równościowych rezolucjach Parlamentu Europejskiego zwracamy uwagę na bariery, jakie muszą pokonywać kobiety wkraczające w świat biznesu i polityki trzymany męską ręką.
Nie wystarczą same kwoty na listach wyborczych czy w zarządach spółek, kluczową kwestią jest możliwość godzenia życia zawodowego z rodzinnym. Temu zagadnieniu zresztą będzie poświęcony rok, 2014 jako Europejski Rok harmonii pracy zawodowej z życiem prywatnym i to nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, na których w równym stopniu spoczywa odpowiedzialność za rodzinę i dzieci.
Bez miejsca w żłobku czy przedszkolu dla własnego dziecka, nie uda się efektywnie pogodzić pracy z domem. Profesjonalne opiekunki, którym można zaufać, to spory wydatek, a miejsc w żłobkach i przedszkolach państwowych jest ciągle za mało. Konieczna jest dobrze funkcjonująca infrastruktura opiekuńcza dofinansowana przez państwo czy samorządy, obejmująca wszystkie osoby zależne, nie tylko dzieci, ale i osoby starsze wymagające stałej opieki. Bez pomocy publicznej w tej kwestii, kobiety nigdy nie będą miały prawdziwie równych szans.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
20 listopada 2013
Nauczyciel, kartka i ołówek mogą zmienić świat
Malala Yousafzai laureatka tegorocznej nagrody Sacharowa na Rzecz
Wolności Myśli przyznawanej przez Parlamentu Europejski wierzy, że jest
to możliwe. Ta pochodząca z Pakistanu 16-latka jest osobą niezwykłą.
Skromną i silną. Uzbrojona w "ołówek" walczy z talibami o prawo
dziewczynek do edukacji.
Ściskając drobną rękę Malali, życzyłam jej wszystkiego najlepszego, w
pamięci mając talibskie komunikaty o "dopadnięciu" niewygodnej
nastolatki...
W wieku 11 lat udzieliła wywiadu telewizji BBC o swoim życiu pod rządami Talibów, zaraz po tym jak zamknięto wszystkie szkoły dla dziewcząt, na kontrolowanych przez nich terenach. Swoje obserwacje zamieszczała na blogu podpisując się pseudonimem Gul Makai. Blog skupił na sobie uwagę świata, a ujawnienie tożsamości autorki poskutkowało próbą jej zabójstwa. Postrzelona w głowę i szyję przez bojówkarza talibskiego, gdy wracała z zakazanej szkoły - została uratowana dzięki wysiłkom pakistańskich i brytyjskich lekarzy.
20.11.13 r. na sesji plenarnej w Strasburgu Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz wręczając Malali nagrodę Sacharowa powiedział: "Ma Pani 16 lat. To dopiero początek Pani niezwykłego życia, a już mogliśmy wiele się od Pani nauczyć" - wyrażając tym samym przekonanie całego Parlamentu Europejskiego (nagrodę przyznaliśmy jej jednomyślnie), że dostęp wszystkich dzieci do edukacji jest kluczem do lepszego społeczeństwa.
Malala dziękując za nagrodę stwierdziła m.in:
„Nagroda jest dla mnie zachętą by kontynuować walkę i naprawdę czuję się zaszczycona patrząc na listę poprzednich laureatów. Poświęcam ją cichym bohaterom Pakistanu i innym na całym świecie, którzy walczą o swojej podstawowe prawa (...). Mimo biedy, braku wolności, wszechobecnego strachu i terroryzmu, wciąż tli się nadzieja, gdyż jesteśmy tu razem, zjednoczeni by im pomóc, występować w ich imieniu i podjąć konkretne działania. (...) 57 mln dzieci nie może uczęszczać do szkół, budynki szkolne są niszczone, dziewczynki przymuszane do aranżowanych małżeństw, padają ofiarami przemocy seksualnej. (...) Potęga kraju nie powinna być mierzona liczebnością armii, a utalentowanymi ludźmi - stopniem wykształcenia obywateli, przestrzegania ich praw, równym statusem kobiet i mężczyzn. To świadczy o sile narodu".
Sala nagrodziła młodą laureatkę owacją na stojąco.
Listopadowa ceremonia zbiegła się z 25. rocznicą ustanowienia parlamentarnego wyróżnienia, które wręczane jest wybitnym postaciom walczącym z nietolerancją i opresjami. Z tej okazji w uroczystości uczestniczyło 22 poprzednich laureatów Nagrody Sacharowa.
Ściskając drobną rękę Malali, życzyłam jej wszystkiego najlepszego, w pamięci mając talibskie komunikaty o "dopadnięciu" niewygodnej nastolatki...
Z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
W wieku 11 lat udzieliła wywiadu telewizji BBC o swoim życiu pod rządami Talibów, zaraz po tym jak zamknięto wszystkie szkoły dla dziewcząt, na kontrolowanych przez nich terenach. Swoje obserwacje zamieszczała na blogu podpisując się pseudonimem Gul Makai. Blog skupił na sobie uwagę świata, a ujawnienie tożsamości autorki poskutkowało próbą jej zabójstwa. Postrzelona w głowę i szyję przez bojówkarza talibskiego, gdy wracała z zakazanej szkoły - została uratowana dzięki wysiłkom pakistańskich i brytyjskich lekarzy.
20.11.13 r. na sesji plenarnej w Strasburgu Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz wręczając Malali nagrodę Sacharowa powiedział: "Ma Pani 16 lat. To dopiero początek Pani niezwykłego życia, a już mogliśmy wiele się od Pani nauczyć" - wyrażając tym samym przekonanie całego Parlamentu Europejskiego (nagrodę przyznaliśmy jej jednomyślnie), że dostęp wszystkich dzieci do edukacji jest kluczem do lepszego społeczeństwa.
Malala dziękując za nagrodę stwierdziła m.in:
„Nagroda jest dla mnie zachętą by kontynuować walkę i naprawdę czuję się zaszczycona patrząc na listę poprzednich laureatów. Poświęcam ją cichym bohaterom Pakistanu i innym na całym świecie, którzy walczą o swojej podstawowe prawa (...). Mimo biedy, braku wolności, wszechobecnego strachu i terroryzmu, wciąż tli się nadzieja, gdyż jesteśmy tu razem, zjednoczeni by im pomóc, występować w ich imieniu i podjąć konkretne działania. (...) 57 mln dzieci nie może uczęszczać do szkół, budynki szkolne są niszczone, dziewczynki przymuszane do aranżowanych małżeństw, padają ofiarami przemocy seksualnej. (...) Potęga kraju nie powinna być mierzona liczebnością armii, a utalentowanymi ludźmi - stopniem wykształcenia obywateli, przestrzegania ich praw, równym statusem kobiet i mężczyzn. To świadczy o sile narodu".
Sala nagrodziła młodą laureatkę owacją na stojąco.
Listopadowa ceremonia zbiegła się z 25. rocznicą ustanowienia parlamentarnego wyróżnienia, które wręczane jest wybitnym postaciom walczącym z nietolerancją i opresjami. Z tej okazji w uroczystości uczestniczyło 22 poprzednich laureatów Nagrody Sacharowa.
Ściskając drobną rękę Malali, życzyłam jej wszystkiego najlepszego, w pamięci mając talibskie komunikaty o "dopadnięciu" niewygodnej nastolatki...
Z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
7 listopada 2013
Opłaty za prawo autorskie od czystej płyty CD, pendriva..?
Nawet, jeśli kopiujesz swoje zdjęcia i własny film musisz płacić.
Opłaty za kopie na użytek własny zawarte są w cenach urządzeń służących do zapisu, kopiowania i pustych nośników. Twój telefon, tablet, skaner itp. obarczone są opłatą za kopiowanie. Według danych w Unii Europejskiej pobiera się ok. 600 mln euro tego typu opłat. Do kogo trafiają te pieniądze? Jak znaleźć autora od “jakiegoś” dzieła skopiowanego na biurowej kserokopiarce, czy swoim telefonie, by mu zapłacić?
Przyjęty algorytm podziału jest z gatunku “tajne przez poufne”, także polski ZAIKS pobiera takie opłaty, ale nie dzieli się wiedzą, do kogo trafiają...
Czym jest prywatne kopiowanie?
- Wyjątkiem od prawa do zwielokrotniania, który został zaakceptowany w Dyrektywie o Prawie Autorskim UE 2001/29, pod warunkiem, że podmioty praw autorskich otrzymają godziwą rekompensatę*.
Organizacje zrzeszające autorów twierdzą, że ten „wyjątek” pozbawia właścicieli praw do autoryzacji tych kopii i za to należy się zapłata. Obecnie w niektórych krajach UE to ok. 0,06% dochodu producentów i importerów na kompensacje finansowe autorom, których dzieła są kopiowane na lub za pośrednictwem ich produktów. Nic dziwnego, że wspomniani płatnicy usiłują uciec od tej taksy, zakładając coraz więcej spraw sądowych.
Kwestia opłat za kopiowanie na użytek prywatny, a zwłaszcza ustalania ich wysokości i sposobu ich pobierania w transakcjach transgranicznych, jest trudna i w ostatnich latach faktycznie doprowadziła do wielu sporów sądowych przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.
Jak dotąd nie ma żadnej harmonizacji na poziomie UE odnośnie wspomnianych „rekompensat”, zatem państwa członkowskie stosują własne systemy tego typu wynagrodzeń autorskich od kopii (które zrobiłeś w domu…), między innymi wprowadzając system opłat od urządzeń kopiujących i mediów. W Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego pracujemy właśnie nad raportem, który ma zharmonizować ten typ “podatków”.
W czasach, gdy praktycznie każdy posiada różnego rodzaju elektronikę przechowującą treści podlegające prawu autorskiemu - sięganie do kieszeni milionów użytkowników staje się bardzo kuszące. Coraz więcej utworów, piosenek, filmów i gier jest dostępnych online za darmo bądź za drobną opłatą, ale zgodnie z obowiązującym prawem nawet płacąc za legalnie pobrany z sieci utwór obecnie uiszczamy jedynie opłatę za tzw. “ściągniecie” i przechowywanie i odtwarzanie jedynie na tym konkretnym urządzeniu, przez które formalnie nabyliśmy dzieło i jedynie na terytorium państwa, na którym zostało ono nabyte.
Skomplikowane? Bardzo.
Dodatkowo jak proponują organizacje autorów „kwota rekompensaty za prywatne kopiowanie powinna być powiązana z wartością twórczości, która jest kopiowana, a nie z ceną urządzeń, która może zależeć od strategii handlowych”. Ciekawe jak to ustalić?
Razem z grupą posłów - reformatorów prawa autorskiego sprzeciwiam się tym niezrozumiałym haraczom. Dlaczego mamy przy okazji płacić za kopie zrobionych przez siebie zdjęć, czy nawet kopię zakupionej płyty CD, czy książki, skoro już raz za nią zapłaciliśmy? Z opłat za kopie prywatne zrezygnowały Hiszpania, Wielka Brytania, Luxemburg i Irlandia. Idźmy tą drogą.
W dobie wzmożonej mobilności Europejczyków, przekopiowanie zakupionego utworu np. z telefonu komórkowego na swój komputer, tablet czy MP3, i podróżowanie z taką kopią okazuje się być niezgodne z prawem, bowiem odtwarzanie utworu możliwe jest tylko w państwie jego nabycia/ściągnięcia.
Prawo powinno być zrozumiałe i łatwe do stosowania, to moja dewiza, obecne i proponowane przyszłe opłaty za kopie prywatne zupełnie się w niej nie mieszczą.
Przyjęty algorytm podziału jest z gatunku “tajne przez poufne”, także polski ZAIKS pobiera takie opłaty, ale nie dzieli się wiedzą, do kogo trafiają...
Czym jest prywatne kopiowanie?
- Wyjątkiem od prawa do zwielokrotniania, który został zaakceptowany w Dyrektywie o Prawie Autorskim UE 2001/29, pod warunkiem, że podmioty praw autorskich otrzymają godziwą rekompensatę*.
Organizacje zrzeszające autorów twierdzą, że ten „wyjątek” pozbawia właścicieli praw do autoryzacji tych kopii i za to należy się zapłata. Obecnie w niektórych krajach UE to ok. 0,06% dochodu producentów i importerów na kompensacje finansowe autorom, których dzieła są kopiowane na lub za pośrednictwem ich produktów. Nic dziwnego, że wspomniani płatnicy usiłują uciec od tej taksy, zakładając coraz więcej spraw sądowych.
Kwestia opłat za kopiowanie na użytek prywatny, a zwłaszcza ustalania ich wysokości i sposobu ich pobierania w transakcjach transgranicznych, jest trudna i w ostatnich latach faktycznie doprowadziła do wielu sporów sądowych przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.
Jak dotąd nie ma żadnej harmonizacji na poziomie UE odnośnie wspomnianych „rekompensat”, zatem państwa członkowskie stosują własne systemy tego typu wynagrodzeń autorskich od kopii (które zrobiłeś w domu…), między innymi wprowadzając system opłat od urządzeń kopiujących i mediów. W Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego pracujemy właśnie nad raportem, który ma zharmonizować ten typ “podatków”.
W czasach, gdy praktycznie każdy posiada różnego rodzaju elektronikę przechowującą treści podlegające prawu autorskiemu - sięganie do kieszeni milionów użytkowników staje się bardzo kuszące. Coraz więcej utworów, piosenek, filmów i gier jest dostępnych online za darmo bądź za drobną opłatą, ale zgodnie z obowiązującym prawem nawet płacąc za legalnie pobrany z sieci utwór obecnie uiszczamy jedynie opłatę za tzw. “ściągniecie” i przechowywanie i odtwarzanie jedynie na tym konkretnym urządzeniu, przez które formalnie nabyliśmy dzieło i jedynie na terytorium państwa, na którym zostało ono nabyte.
Skomplikowane? Bardzo.
Dodatkowo jak proponują organizacje autorów „kwota rekompensaty za prywatne kopiowanie powinna być powiązana z wartością twórczości, która jest kopiowana, a nie z ceną urządzeń, która może zależeć od strategii handlowych”. Ciekawe jak to ustalić?
Razem z grupą posłów - reformatorów prawa autorskiego sprzeciwiam się tym niezrozumiałym haraczom. Dlaczego mamy przy okazji płacić za kopie zrobionych przez siebie zdjęć, czy nawet kopię zakupionej płyty CD, czy książki, skoro już raz za nią zapłaciliśmy? Z opłat za kopie prywatne zrezygnowały Hiszpania, Wielka Brytania, Luxemburg i Irlandia. Idźmy tą drogą.
W dobie wzmożonej mobilności Europejczyków, przekopiowanie zakupionego utworu np. z telefonu komórkowego na swój komputer, tablet czy MP3, i podróżowanie z taką kopią okazuje się być niezgodne z prawem, bowiem odtwarzanie utworu możliwe jest tylko w państwie jego nabycia/ściągnięcia.
Prawo powinno być zrozumiałe i łatwe do stosowania, to moja dewiza, obecne i proponowane przyszłe opłaty za kopie prywatne zupełnie się w niej nie mieszczą.
Francuska posłanka z mojej Grupy S&D Francoise Castex - autorka raportu, niestety ma konserwatywne podejście do praw autorskich i stoi bardziej na straży trudnych do określenia wynagrodzeń dla autorów niż wolnego dostępu do treści już raz zakupionych.
W jakim kierunku pójdzie parlamentarna większość trudno dzisiaj przewidzieć, być może ostateczna propozycja zostanie przedstawiona dopiero w następnej kadencji PE.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*Sprawa opłat za kopiowanie na użytek prywatny wiąże się ściśle z dyrektywą 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym ( „dyrektywa Infosoc”), która w art. 5 ust. 2 lit. b) przewiduje, że państwa członkowskie mogą przewidzieć wyjątki lub ograniczenia w odniesieniu do prawa do zwielokrotniania w przypadku zwielokrotniania na dowolnych nośnikach przez osobę fizyczną do prywatnego użytku pod warunkiem, że podmioty praw autorskich otrzymają godziwą rekompensatę.
W jakim kierunku pójdzie parlamentarna większość trudno dzisiaj przewidzieć, być może ostateczna propozycja zostanie przedstawiona dopiero w następnej kadencji PE.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*Sprawa opłat za kopiowanie na użytek prywatny wiąże się ściśle z dyrektywą 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym ( „dyrektywa Infosoc”), która w art. 5 ust. 2 lit. b) przewiduje, że państwa członkowskie mogą przewidzieć wyjątki lub ograniczenia w odniesieniu do prawa do zwielokrotniania w przypadku zwielokrotniania na dowolnych nośnikach przez osobę fizyczną do prywatnego użytku pod warunkiem, że podmioty praw autorskich otrzymają godziwą rekompensatę.
5 listopada 2013
Depenalizacja marihuany w zasięgu ręki?
Prohibicja jak pokazuje praktyka nie rozwiązuje problemu, tylko pogłębia czarny rynek i wzmacnia oganizacje przestępcze. Prawo, które źle funkcjonuje należy dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości.
Przyjrzyjmy się np. marihuanie.
W Portugalii, Holandii, Czechach zarówno okazjonalnych jak i uzależnionyh użytkowników nie traktuje się jak przestępców. Walkę z nałogiem prowadzi się poprzez edukację społeczną począwszy od najmłodszych lat. Narkomanów się leczy a nie wsadza do więzienia.
W Polsce, Słowacji oraz na Węgrzech obowiązuje najbardziej restrykcyjne prawo w całej Europie. Młodzi ludzie przyłapani na posiadaniu nawet niewielkiej ilości marihuany trafiają do więzienia, gdzie "resocjalizacja" odbiera im możliwość jakiegokolwiek normalnego życia po wyroku.
Co więcej, w Polsce istnieje również zakaz wykorzystywania konopi do celów terapeutycznych. Tymczasem ich dobroczynne działanie w leczeniu niektórych przewlekłych chorób jest już udowodnione i udokumentowane przez lekarzy na całym świecie. W przypadku pacjentów cierpiących na stwardnienie rozsiane dobre efekty przynosi stosowany w całej Europie lek Sativex. Dostępny także w Polsce, ale nie refundowany jak np. w Niemczech. Różnica w cenie? Ok. 2500 zł w miesięcznej kuracji...
Zacznijmy zatem od równego traktowania europacjentów i zapewnienia im jednakowego dostępu do substancji mogących przynosić pozytywne rezultaty w ich leczeniu.
Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii
(http://europa.eu/legislation_summaries/justice_freedom_security/combating_drugs/c11518_pl.htm) od 2006 r. bada i opisuje to zjawisko w całej UE. Rezultaty badań ewidentnie pokaują, że liberalne prawo nie powoduje nasilenia narkomanii, wręcz przeciwnie. Umożliwia kontrolę rynku, jakości produktów, dając dostęp do dozwolonych używek tylko osobom pełnoletnim. Dodatkowo przynosi wymierne korzyści państwu w postaci akcyzy i odbiera mafii rację bytu.
Jak wykorzystać nowe narzędzie legislacyjne, jakie obywatelom przyznał Traktat z Lizbony - Europejską Inicjatywę Obywatelską (EIO) do harmonizacji podejścia do używek w całej Unii?
1. Powołać komitet obywatelski, ktory wytąpi z inicjatywą, w jego składzie powinno znaleźć się siedmiu obywateli z co najmniej siedmiu różnych krajów członkowskich UE.
2. Komitet musi zarejestrować swoją inicjatywę na stronie internetowej: www.eu.europa.eu.
3. Komisja Europejska (KE) w terminie dwóch miesięcy oceni, czy propozycja spełnia obowiązujące wymagania ( jest w kompetencjach UE).
4. Po potwierdzeniu przez KE komitet będzie musiał zebrać minimum 1 milion głosów poparcia w UE w czasie nie dłuższym niż rok, w tym celu KE udostępniła odpowiednie oprogramowanie umożliwiające elektroniczne zbieranie podpisów.
5. Po zebraniu podpisów, KE ma obowiązek w ciągu trzech miesięcy przeanalizować wniosek i rozpocząć badania zjawiska czy problemu, a następnie przedstawić projekt adekwatnego aktu prawnego.
6. Decyzja KE musi zostać uzasadniona publicznie.
7. Przedstawione przez KE propozycje zmian prawnych trafią pod obrady Rady i Parlamentu Europejskiego.
8. Po zatwierdzeniu zmiany stają się obowiązującym prawem na terenie Unii Europejskiej.
Trudne? Nie specjalnie. Zaledwie od nieco ponad roku od wejścia w życie za pośrednictwem EIO zgłoszono już kilkanaście propozycji nowych regulacji.
Jeśli uważacie, że istnieje potrzeba ujednolicenia polityki antynarkotykowej w UE, użyjcie EIO.
Powodzenia.Lidia Geringer de Oedenberg
Szczegóły dotyczące EIO:
http://ec.europa.eu/citizens-initiative/public/?lg=pl
www.lgeringer.pl
Lidia Geringer de Oedenberg
Przyjrzyjmy się np. marihuanie.
W Portugalii, Holandii, Czechach zarówno okazjonalnych jak i uzależnionyh użytkowników nie traktuje się jak przestępców. Walkę z nałogiem prowadzi się poprzez edukację społeczną począwszy od najmłodszych lat. Narkomanów się leczy a nie wsadza do więzienia.
W Polsce, Słowacji oraz na Węgrzech obowiązuje najbardziej restrykcyjne prawo w całej Europie. Młodzi ludzie przyłapani na posiadaniu nawet niewielkiej ilości marihuany trafiają do więzienia, gdzie "resocjalizacja" odbiera im możliwość jakiegokolwiek normalnego życia po wyroku.
Co więcej, w Polsce istnieje również zakaz wykorzystywania konopi do celów terapeutycznych. Tymczasem ich dobroczynne działanie w leczeniu niektórych przewlekłych chorób jest już udowodnione i udokumentowane przez lekarzy na całym świecie. W przypadku pacjentów cierpiących na stwardnienie rozsiane dobre efekty przynosi stosowany w całej Europie lek Sativex. Dostępny także w Polsce, ale nie refundowany jak np. w Niemczech. Różnica w cenie? Ok. 2500 zł w miesięcznej kuracji...
Zacznijmy zatem od równego traktowania europacjentów i zapewnienia im jednakowego dostępu do substancji mogących przynosić pozytywne rezultaty w ich leczeniu.
Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii
(http://europa.eu/legislation_summaries/justice_freedom_security/combating_drugs/c11518_pl.htm) od 2006 r. bada i opisuje to zjawisko w całej UE. Rezultaty badań ewidentnie pokaują, że liberalne prawo nie powoduje nasilenia narkomanii, wręcz przeciwnie. Umożliwia kontrolę rynku, jakości produktów, dając dostęp do dozwolonych używek tylko osobom pełnoletnim. Dodatkowo przynosi wymierne korzyści państwu w postaci akcyzy i odbiera mafii rację bytu.
Jak wykorzystać nowe narzędzie legislacyjne, jakie obywatelom przyznał Traktat z Lizbony - Europejską Inicjatywę Obywatelską (EIO) do harmonizacji podejścia do używek w całej Unii?
1. Powołać komitet obywatelski, ktory wytąpi z inicjatywą, w jego składzie powinno znaleźć się siedmiu obywateli z co najmniej siedmiu różnych krajów członkowskich UE.
2. Komitet musi zarejestrować swoją inicjatywę na stronie internetowej: www.eu.europa.eu.
3. Komisja Europejska (KE) w terminie dwóch miesięcy oceni, czy propozycja spełnia obowiązujące wymagania ( jest w kompetencjach UE).
4. Po potwierdzeniu przez KE komitet będzie musiał zebrać minimum 1 milion głosów poparcia w UE w czasie nie dłuższym niż rok, w tym celu KE udostępniła odpowiednie oprogramowanie umożliwiające elektroniczne zbieranie podpisów.
5. Po zebraniu podpisów, KE ma obowiązek w ciągu trzech miesięcy przeanalizować wniosek i rozpocząć badania zjawiska czy problemu, a następnie przedstawić projekt adekwatnego aktu prawnego.
6. Decyzja KE musi zostać uzasadniona publicznie.
7. Przedstawione przez KE propozycje zmian prawnych trafią pod obrady Rady i Parlamentu Europejskiego.
8. Po zatwierdzeniu zmiany stają się obowiązującym prawem na terenie Unii Europejskiej.
Trudne? Nie specjalnie. Zaledwie od nieco ponad roku od wejścia w życie za pośrednictwem EIO zgłoszono już kilkanaście propozycji nowych regulacji.
Jeśli uważacie, że istnieje potrzeba ujednolicenia polityki antynarkotykowej w UE, użyjcie EIO.
Powodzenia.Lidia Geringer de Oedenberg
Szczegóły dotyczące EIO:
http://ec.europa.eu/citizens-initiative/public/?lg=pl
www.lgeringer.pl
Lidia Geringer de Oedenberg
24 października 2013
Afera SWIFT w Europarlamencie
Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw
Wewnętrznych LIBE w PE prowadzi obecnie śledztwo w sprawie masowej
inwigilacji obywateli UE (czego nie rozpoczęło żadne z państw UE), w
celu zweryfikowania oskarżeń i przeprowadzenia pełnego technicznego
dochodzenia, czy i jak USA miały nieautoryzowany dostęp lub stworzyły
"tylne drzwi" umożliwiające dostęp do serwerów SWIFT.
Po atakach terrorystycznych na WTC z 11 września 2001 r. i późniejszych zamachach w Madrycie w 2004 r. i w Londynie w 2005 r., Stany Zjednoczone zawarły umowę z Unią Europejską o przetwarzaniu i przekazywaniu danych z komunikatów finansowych do celów "Programu śledzenia środków finansowych należących do terrorystów". Porozumienie (Terrorist Finance Tracking Programme) zwane w skrócie „TFTP” weszło w życie w sierpniu 2010 r. zobowiązując Unię do przekazywania niektórych danych ze Stowarzyszenia na rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej - (Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) – SWIFT do Departamentu Skarbu USA.
23.10.13 r. wycofaliśmy jako Parlament Europejski swoje poparcie dla powyższej umowy, uważając, że konta bankowe obywateli UE muszą być chronione przed .... nielegalnym pobieraniem z nich informacji przez NSA.
Belgijska firma SWIFT przechowuje dane z 8.000 banków i działa w 200 krajach. Z uwagi na dużą ilość danych osobowych przechowywanych w tym systemie, jako parlamentarzyści, nigdy nie czuliśmy się komfortowo z tą umową, co pokazaliśmy odrzucając jej pierwszy projekt, mimo silnego lobbyingu ze strony samej Hillary Clinton. Zaakceptowaliśmy dopiero drugi projekt, który kładł większy nacisk na ochronę danych.
W ciągu ostatnich miesięcy, SWIFT powrócił do porządku obrad parlamentarnych, po ukazaniu się w kilku gazetach artykułów, sugerujących, że NSA może mieć dostęp do danych bankowych SWIFT poza tymi uzgodnionymi w ramach umowy TFTP.
Jeżeli te informacje potwierdzą się, naruszenie umowy będzie miało szersze konsekwencje dla stosunków UE - USA i będzie wymagało zdecydowanych działań z naszej strony.
Chociaż nie ma twardych dowodów na to, że warunki umowy TFTP zostały naruszone, posłowie z grup politycznych Socjalistów i Demokratów, Liberałów oraz Zielonych, uzyskali większość dla rezolucji PE ( + 280, - 254, 30 wstrzymało się), zwracając się tym samym do Komisji Europejskiej o wszczęcie procesu zawieszającego umowę TFTP, do momentu, kiedy właściwe i niezależne dochodzenie zostanie przeprowadzone w tej sprawie.
Choć Parlament Europejski nie ma formalnych uprawnień do jednostronnego zerwania umowy, możemy wycofać nasze poparcie dla niej - zmuszając Komisję do działania. A ponieważ jesteśmy współ-prawodawcami, poparcie Parlamentu jest konieczne do przyjęcia przyszłych umów międzynarodowych np. umowy o wolnym handlu z USA, dlatego uważamy, że Rada i Komisja szybko zareagują w tej sprawie.
Po wybuchu skandalu z PRISM, okazało się, że NSA inwigiluje wszystkich, nawet politycznych przyjaciół USA. Kanclerz Angela Merkel ma ponoć komórkę na amerykańskim podsłuchu podobnie jak i francuski Prezydent Francois Hollande, z czego osobiście próbował się w tym tygodniu tłumaczyć Prezydent Barack Obama.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg
http://www.europarl.europa.eu/news/pl/news-room/content/20131021IPR22725/html/Pos%C5%82owie-o-zawieszeniu-porozumienia-UE-USA-w-nast%C4%99pstwie-inwigilacji-przez-NSA
Po atakach terrorystycznych na WTC z 11 września 2001 r. i późniejszych zamachach w Madrycie w 2004 r. i w Londynie w 2005 r., Stany Zjednoczone zawarły umowę z Unią Europejską o przetwarzaniu i przekazywaniu danych z komunikatów finansowych do celów "Programu śledzenia środków finansowych należących do terrorystów". Porozumienie (Terrorist Finance Tracking Programme) zwane w skrócie „TFTP” weszło w życie w sierpniu 2010 r. zobowiązując Unię do przekazywania niektórych danych ze Stowarzyszenia na rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej - (Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) – SWIFT do Departamentu Skarbu USA.
23.10.13 r. wycofaliśmy jako Parlament Europejski swoje poparcie dla powyższej umowy, uważając, że konta bankowe obywateli UE muszą być chronione przed .... nielegalnym pobieraniem z nich informacji przez NSA.
Belgijska firma SWIFT przechowuje dane z 8.000 banków i działa w 200 krajach. Z uwagi na dużą ilość danych osobowych przechowywanych w tym systemie, jako parlamentarzyści, nigdy nie czuliśmy się komfortowo z tą umową, co pokazaliśmy odrzucając jej pierwszy projekt, mimo silnego lobbyingu ze strony samej Hillary Clinton. Zaakceptowaliśmy dopiero drugi projekt, który kładł większy nacisk na ochronę danych.
W ciągu ostatnich miesięcy, SWIFT powrócił do porządku obrad parlamentarnych, po ukazaniu się w kilku gazetach artykułów, sugerujących, że NSA może mieć dostęp do danych bankowych SWIFT poza tymi uzgodnionymi w ramach umowy TFTP.
Jeżeli te informacje potwierdzą się, naruszenie umowy będzie miało szersze konsekwencje dla stosunków UE - USA i będzie wymagało zdecydowanych działań z naszej strony.
Chociaż nie ma twardych dowodów na to, że warunki umowy TFTP zostały naruszone, posłowie z grup politycznych Socjalistów i Demokratów, Liberałów oraz Zielonych, uzyskali większość dla rezolucji PE ( + 280, - 254, 30 wstrzymało się), zwracając się tym samym do Komisji Europejskiej o wszczęcie procesu zawieszającego umowę TFTP, do momentu, kiedy właściwe i niezależne dochodzenie zostanie przeprowadzone w tej sprawie.
Choć Parlament Europejski nie ma formalnych uprawnień do jednostronnego zerwania umowy, możemy wycofać nasze poparcie dla niej - zmuszając Komisję do działania. A ponieważ jesteśmy współ-prawodawcami, poparcie Parlamentu jest konieczne do przyjęcia przyszłych umów międzynarodowych np. umowy o wolnym handlu z USA, dlatego uważamy, że Rada i Komisja szybko zareagują w tej sprawie.
Po wybuchu skandalu z PRISM, okazało się, że NSA inwigiluje wszystkich, nawet politycznych przyjaciół USA. Kanclerz Angela Merkel ma ponoć komórkę na amerykańskim podsłuchu podobnie jak i francuski Prezydent Francois Hollande, z czego osobiście próbował się w tym tygodniu tłumaczyć Prezydent Barack Obama.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg
http://www.europarl.europa.eu/news/pl/news-room/content/20131021IPR22725/html/Pos%C5%82owie-o-zawieszeniu-porozumienia-UE-USA-w-nast%C4%99pstwie-inwigilacji-przez-NSA
10 października 2013
Kto zostanie następcą Barosso?
Zgodnie z Traktatem z Lizbony Parlament Europejski (PE) będzie w drugiej
połowie 2014 r. po raz pierwszy wybierał przewodniczącego Komisji
Europejskiej. Do tej pory posłowie mogli tylko zatwierdzić lub nie
kandydata przedstawionego przez Radę, czyli szefów państw i rządów.
W każdej grupie politycznej w PE trwają teraz gorączkowe poszukiwania
"biorących" nazwisk. Wiadomo, że taki kandydat będzie musiał mieć
większość w przyszłym PE, aby zostać wybranym.
Moja grupa polityczna S & D postanowiła, jako pierwsza przedstawić swojego "kandydata na kandydata" przewodniczącego przyszłej Komisji Europejskiej i został nim (9.10.12 r.) obecny Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
S & D* jest drugą, co do wielkości frakcją polityczną w Parlamencie Europejskim, z 194 posłami z 28 krajów. Jeśli utrzymamy pozycję po eurowyborach to Schulz będzie miał już na wstępie duże poparcie. Małe grupy polityczne będą miały jedynie do wyboru poprzeć większych, bo ze swoimi kandydatami się nie przebiją. Ostateczna rozgrywka stoczy się więc zapewne pomiędzy Schulzem - kandydatem Socjaldemokratów i nieznanym jeszcze Chadekiem.
Schulz jest sprawnym politykiem i ma szanse przekonać Angelę Merkel do poparcia swojej kandydatury mimo, że są z innej politycznej bajki. Jego atutem będzie to, że najprawdopodobniej w Niemczech zawiąże się na dniach tzw. wielka koalicja Chadeków z Socjaldemokratami oraz to, że do tej pory nigdy żaden Niemiec nie był szefem komisji. Trudno będzie pani Kanclerz nie popierać swojego rodaka...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*S&D jest członkiem Partii Europejskich Socjalistów (PES), zrzeszającej partie i organizacje centrolewicowe z całej Europy. 6 listopada br. PES oficjalnie ogłosi wspólnego kandydata na to stanowisko. Teraz "kandydaci na kandydatów" muszą zebrać poparcie przynajmniej 15% członków PES-u, czyli co najmniej sześciu partii z różnych krajów. Schulz już takie poparcie uzyskał.
Moja grupa polityczna S & D postanowiła, jako pierwsza przedstawić swojego "kandydata na kandydata" przewodniczącego przyszłej Komisji Europejskiej i został nim (9.10.12 r.) obecny Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
S & D* jest drugą, co do wielkości frakcją polityczną w Parlamencie Europejskim, z 194 posłami z 28 krajów. Jeśli utrzymamy pozycję po eurowyborach to Schulz będzie miał już na wstępie duże poparcie. Małe grupy polityczne będą miały jedynie do wyboru poprzeć większych, bo ze swoimi kandydatami się nie przebiją. Ostateczna rozgrywka stoczy się więc zapewne pomiędzy Schulzem - kandydatem Socjaldemokratów i nieznanym jeszcze Chadekiem.
Schulz jest sprawnym politykiem i ma szanse przekonać Angelę Merkel do poparcia swojej kandydatury mimo, że są z innej politycznej bajki. Jego atutem będzie to, że najprawdopodobniej w Niemczech zawiąże się na dniach tzw. wielka koalicja Chadeków z Socjaldemokratami oraz to, że do tej pory nigdy żaden Niemiec nie był szefem komisji. Trudno będzie pani Kanclerz nie popierać swojego rodaka...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*S&D jest członkiem Partii Europejskich Socjalistów (PES), zrzeszającej partie i organizacje centrolewicowe z całej Europy. 6 listopada br. PES oficjalnie ogłosi wspólnego kandydata na to stanowisko. Teraz "kandydaci na kandydatów" muszą zebrać poparcie przynajmniej 15% członków PES-u, czyli co najmniej sześciu partii z różnych krajów. Schulz już takie poparcie uzyskał.
9 października 2013
Trójnogi Europarlament przed amputacją
Obecnie mamy trzy miejsca pracy: Brukselę, Strasburg i Luksemburg.
Ograniczenie się do jednej siedziby to ok.1,5 mld euro oszczędności w
budżecie 2014-2020.
Jest o co walczyć, szczególnie w dobie kryzysu. Same koszty delegacji
służbowych urzędników ulokowanych w Luksemburgu a podróżujących między
pozostałymi dwoma miejscami pracy wyniosą w tym roku niemal 30 mln euro.
Do tego należy doliczyć kolejne wątpliwe wydatki związane np. z budową
gigantycznego biurowca w Luksemburgu (KAD) dla 6 tys. urzędników,
którego koszty były tak trudne do oszacowania, że żadna firma budowlana
nie chciała się tego podjąć, więc Parlament sam postanowił wystąpić w
roli dewelopera. Według różnych szacunków koszt budynku może sięgać
nawet ponad 800 mln euro.
Posłowie od dawna burzyli się przeciw bezsensownym nieustającym przeprowadzkom. Niestety bez poparcia większości parlamentarnej i bez wiary w możliwość zmiany Traktatów- inicjatywy upadały*. W końcu międzypartyjna, nieformalna grupa Single Seat, w której skład weszło 5 członków Prezydium PE (wraz z piszącą te słowa) oraz posłowie ze wszystkich grup politycznych** zdołała wywalczyć dla idei „Jednej Siedziby” zdecydowaną większość. Naszą inicjatywę popiera już ponad 80% posłów.
Sprawna instytucja powinna pracować w jednym miejscu. Zdecydowana większość posłów opowiada się za Brukselą, gdzie łatwiej dotrzeć i praca jest lepiej zorganizowana.
Zgodnie z traktatami, ostateczne decyzja w sprawie siedziby Parlamentu Europejskiego nie należy do nas - posłów, lecz do rządów krajowych – czyli Rady. My narzekamy na marnotrawstwo pieniędzy i czasu, Rada jak do tej pory nas nie słucha, mając niezrozumiałe dziś dla nas i obywateli zobowiązania polityczne. Cóż, czym innym jest decyzja zaspokajająca ambicje krajów do “posiadania” prestiżowych instytucji na swoim terytorium, a czym innym codzienność. Praca w trzech miejscach nie jest ani tania ani wygodna.
Ale, wraz z nowym Traktatem – Lizbońskim, Parlament Europejski (PE) zdobył prawo obligowania Komisji Europejskiej do przygotowania koniecznych naszym zdaniem propozycji legislacyjnych. Wykorzystując nowe prerogatywy właśnie kończymy prace nad specjalnym raportem w Komisji Konstytucyjnej (AFCO) w sprawie zmian traktatowych dających PE prawo określenia miejsca swojej pracy (co do tej pory było definiowane przez Radę Europejską). Autorami raportu w komisji wiodącej są Ashley Fox (ECR) i Gerald Häfner (Greens).
Do raportu dwie komisje już przygotowały swoje pozytywne opinie:
- 17 września br. Komisja Petycji (PETI)
- 26 września br. Komisja Budżetowa (BUDG)
Główny raport w AFCO będzie poddany pod głosowanie 14. października br., ostateczne głosowanie na sesji plenarnej przewidziane jest na listopad.
Francuzi i Luksemburczycy wszelkich politycznych maści - zjednoczeni w obronie zyskownego dla nich status quo - walczą z inicjatywą, przy wsparciu największej grupy politycznej – Chadeków, ale jak na razie to my, "reformatorzy" mamy ciągle większość.
Przyjęcie wspomnianego raportu w końcu zmusi Radę do zajęcia się problemem i mam nadzieję – odpowiednich zmian traktatowych, co skończy marnotrawstwo pieniędzy i czasu.
Nadszedł czas konfrontacji rozsądku z historią. Zobaczymy kto wygra...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*W grudniu 1992 r.,w Edynburgu, na szczycie w czasie brytyjskiej prezydencji zdecydowano o “lokalizacji instytucji i niektórych organów i służb Wspólnot Europejskich (Dz.U. C-341 23/12/1992). Protokół z “mapą” politycznych targów dołączono wtedy do Traktatu Amsterdamskiego.
Dokument stanowi, iż Parlament Europejski ma swą siedzibę w Strasburgu, gdzie odbywa się dwanaście miesięcznych sesji plenarnych, Komisje Parlamentu Europejskiego obradują w Brukseli, zaś urzędnicy, czyli Sekretariat Generalny Parlamentu Europejskiego i jego służby pracują w Luksemburgu. Tekst ten można odnaleźć obecnie w protokole 6. Traktatu z Lizbony.
**Członkowie Single Seat Group:
Edward McMILLAN-SCOTT UK, Liberal Democrat, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Alexander ALVARO Germany, FDP, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Isabelle DURANT Belgium, ECOLO, EP Vice-President
Oldřich VLASAK Czech Republic,Občanská demokratická strana, EP Vice-President
Lidia Joanna GERINGER DE OEDENBERG Poland, Sojusz Lewicy Demokratycznej, EP Quaestor
Dan JORGENSEN Denmark, Socialdemokratiet
Ashley FOX UK, Conservative
Bart STAES Belgium, Groen
Krzysztof LISEK, Poland, Platforma Obywatelska
Göran FARM Sweden, Arbetarepartiet- Socialdemokraterna
Anna-Maria CORAZZA-BILDT Sweden, Moderata Samlingspartiet
Seán KELLY Ireland , Fine Gael
Sandra Kalniete Latvia,Vienotiba
Mario DAVID Portugal, Partido Social Democrata
Lara COMI Italy, Il Popolo della Libertà
Ulrike LUNACEK Austria, Die Grünen - Die Grüne Alternative
Judith MERKIES The Netherlands, Partij van de Arbeid
Marisa MATIAS Portugal, Bloco de Esquerda
Diane DODDS UK, Democratic Unionist Party
Edvard KOZUSNIK Czech Republic, Občanská demokratická strana
Phil PRENDERGAST Ireland, Labour Party, Committee on the Internal Market and Consumer Protection
Esther DE LANGE Netherlands, Christen Democratisch Appèl
Raul ROMEVA I RUEDA Spain, Iniciativa per Catalunya Verds
Cornelis DE JONG Netherlands, Socialistische Partij
Frédérique RIES Belgium, Mouvement Réformateur
Posłowie od dawna burzyli się przeciw bezsensownym nieustającym przeprowadzkom. Niestety bez poparcia większości parlamentarnej i bez wiary w możliwość zmiany Traktatów- inicjatywy upadały*. W końcu międzypartyjna, nieformalna grupa Single Seat, w której skład weszło 5 członków Prezydium PE (wraz z piszącą te słowa) oraz posłowie ze wszystkich grup politycznych** zdołała wywalczyć dla idei „Jednej Siedziby” zdecydowaną większość. Naszą inicjatywę popiera już ponad 80% posłów.
Sprawna instytucja powinna pracować w jednym miejscu. Zdecydowana większość posłów opowiada się za Brukselą, gdzie łatwiej dotrzeć i praca jest lepiej zorganizowana.
Zgodnie z traktatami, ostateczne decyzja w sprawie siedziby Parlamentu Europejskiego nie należy do nas - posłów, lecz do rządów krajowych – czyli Rady. My narzekamy na marnotrawstwo pieniędzy i czasu, Rada jak do tej pory nas nie słucha, mając niezrozumiałe dziś dla nas i obywateli zobowiązania polityczne. Cóż, czym innym jest decyzja zaspokajająca ambicje krajów do “posiadania” prestiżowych instytucji na swoim terytorium, a czym innym codzienność. Praca w trzech miejscach nie jest ani tania ani wygodna.
Ale, wraz z nowym Traktatem – Lizbońskim, Parlament Europejski (PE) zdobył prawo obligowania Komisji Europejskiej do przygotowania koniecznych naszym zdaniem propozycji legislacyjnych. Wykorzystując nowe prerogatywy właśnie kończymy prace nad specjalnym raportem w Komisji Konstytucyjnej (AFCO) w sprawie zmian traktatowych dających PE prawo określenia miejsca swojej pracy (co do tej pory było definiowane przez Radę Europejską). Autorami raportu w komisji wiodącej są Ashley Fox (ECR) i Gerald Häfner (Greens).
Do raportu dwie komisje już przygotowały swoje pozytywne opinie:
- 17 września br. Komisja Petycji (PETI)
- 26 września br. Komisja Budżetowa (BUDG)
Główny raport w AFCO będzie poddany pod głosowanie 14. października br., ostateczne głosowanie na sesji plenarnej przewidziane jest na listopad.
Francuzi i Luksemburczycy wszelkich politycznych maści - zjednoczeni w obronie zyskownego dla nich status quo - walczą z inicjatywą, przy wsparciu największej grupy politycznej – Chadeków, ale jak na razie to my, "reformatorzy" mamy ciągle większość.
Przyjęcie wspomnianego raportu w końcu zmusi Radę do zajęcia się problemem i mam nadzieję – odpowiednich zmian traktatowych, co skończy marnotrawstwo pieniędzy i czasu.
Nadszedł czas konfrontacji rozsądku z historią. Zobaczymy kto wygra...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*W grudniu 1992 r.,w Edynburgu, na szczycie w czasie brytyjskiej prezydencji zdecydowano o “lokalizacji instytucji i niektórych organów i służb Wspólnot Europejskich (Dz.U. C-341 23/12/1992). Protokół z “mapą” politycznych targów dołączono wtedy do Traktatu Amsterdamskiego.
Dokument stanowi, iż Parlament Europejski ma swą siedzibę w Strasburgu, gdzie odbywa się dwanaście miesięcznych sesji plenarnych, Komisje Parlamentu Europejskiego obradują w Brukseli, zaś urzędnicy, czyli Sekretariat Generalny Parlamentu Europejskiego i jego służby pracują w Luksemburgu. Tekst ten można odnaleźć obecnie w protokole 6. Traktatu z Lizbony.
**Członkowie Single Seat Group:
Edward McMILLAN-SCOTT UK, Liberal Democrat, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Alexander ALVARO Germany, FDP, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Isabelle DURANT Belgium, ECOLO, EP Vice-President
Oldřich VLASAK Czech Republic,Občanská demokratická strana, EP Vice-President
Lidia Joanna GERINGER DE OEDENBERG Poland, Sojusz Lewicy Demokratycznej, EP Quaestor
Dan JORGENSEN Denmark, Socialdemokratiet
Ashley FOX UK, Conservative
Bart STAES Belgium, Groen
Krzysztof LISEK, Poland, Platforma Obywatelska
Göran FARM Sweden, Arbetarepartiet- Socialdemokraterna
Anna-Maria CORAZZA-BILDT Sweden, Moderata Samlingspartiet
Seán KELLY Ireland , Fine Gael
Sandra Kalniete Latvia,Vienotiba
Mario DAVID Portugal, Partido Social Democrata
Lara COMI Italy, Il Popolo della Libertà
Ulrike LUNACEK Austria, Die Grünen - Die Grüne Alternative
Judith MERKIES The Netherlands, Partij van de Arbeid
Marisa MATIAS Portugal, Bloco de Esquerda
Diane DODDS UK, Democratic Unionist Party
Edvard KOZUSNIK Czech Republic, Občanská demokratická strana
Phil PRENDERGAST Ireland, Labour Party, Committee on the Internal Market and Consumer Protection
Esther DE LANGE Netherlands, Christen Democratisch Appèl
Raul ROMEVA I RUEDA Spain, Iniciativa per Catalunya Verds
Cornelis DE JONG Netherlands, Socialistische Partij
Frédérique RIES Belgium, Mouvement Réformateur
8 października 2013
Tytoniowa zadymka w Europarlamencie
65% powierzchni papierosowego pudełka na przerażające zdjęcia i
ostrzeżenia, zakaz mentoli i innych smaków (w przyszłości). Papieros ma
wyglądać jak papieros i "pachnieć" naturalnie. E-papieros nie będzie
lekarstwem. Slimy zostają. Na razie.
Mogę się zgodzić z ogólnymi założeniami tytoniowej dyrektywy dotyczącymi
ograniczenia palenia, uświadamiania obywateli o jego negatywnych
skutkach czy prewencji inicjacji tytoniowej wśród młodych ludzi, ale
uważam, że nie możemy tworzyć prawa niezgodnie z naszymi kompetencjami
nadanymi przez Traktaty...
Wątpliwości nasuwa podstawa prawna wybrana dla dyrektywy tytoniowej przez Komisję Europejską tj. art. 114 (1) TFUE, który ma za zadanie "dostosowywać i ulepszać wymogi służące lepszemu funkcjonowaniu jednolitego rynku". Zastanawiające, w jaki sposób wycofywanie mentoli z produkcji ma temu pomóc? Raczej może prowadzić do dyskryminacji pewnych przedsiębiorców i faworyzowania innych, co na pewno zakłóci konkurencję na rynku unijnym i spowoduje "przejęcie" tego towaru przez czarny rynek...
Komisja podkreśla, że ochrona zdrowia publicznego jest nadrzędnym celem tego wniosku, tylko że nasze zdrowie leży zakresie kompetencji państw członkowskich na mocy art 168 ust. 5 TFUE, który jednoznacznie wyklucza jakąkolwiek harmonizację w tym względzie. Każdy kraj może przyjmować własne rozwiązania prozdrowotne, ale jeśli wszystkie się zgodzą na takie same to wymóg jasnej unijnej podstawy prawnej da się ominąć...
"Stara" dyrektywa tytoniowa działa już prawie 12 lat i trzeba przyznać, że wprowadzone w niej środki walki z paleniem przyniosły pewną poprawę w postaci spadku liczby palaczy w UE - z 40% mieszkańców w 2002 r. (w 15 krajach ówczesnej Unii) do 28% w 2012 r. (w 27 krajach UE). Niestety palenie nadal zabija i to ok. 700 tys. osób rocznie, a koszty leczenia palaczy sięgają 25 mld euro każdego roku.
Przegłosowany przez Parlament Europejski (8.10.13 r.) projekt dyrektywy (do negocjacji z Radą)* został przyjęty 560 głosami ZA, przy 92 głosach PRZECIW i 32 wstrzymujących się od głosu.
Po zakończeniu negocjacji państwa członkowskie, będą miały 18 miesięcy na wdrożenie dyrektywy oraz kolejnych 36 na wprowadzenie przepisów dotyczących" dodatków", a także pięć następnych lat na wprowadzenie zakazu mentolu.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* http://www.europarl.europa.eu/plenary/en/texts-adopted.html
Wątpliwości nasuwa podstawa prawna wybrana dla dyrektywy tytoniowej przez Komisję Europejską tj. art. 114 (1) TFUE, który ma za zadanie "dostosowywać i ulepszać wymogi służące lepszemu funkcjonowaniu jednolitego rynku". Zastanawiające, w jaki sposób wycofywanie mentoli z produkcji ma temu pomóc? Raczej może prowadzić do dyskryminacji pewnych przedsiębiorców i faworyzowania innych, co na pewno zakłóci konkurencję na rynku unijnym i spowoduje "przejęcie" tego towaru przez czarny rynek...
Komisja podkreśla, że ochrona zdrowia publicznego jest nadrzędnym celem tego wniosku, tylko że nasze zdrowie leży zakresie kompetencji państw członkowskich na mocy art 168 ust. 5 TFUE, który jednoznacznie wyklucza jakąkolwiek harmonizację w tym względzie. Każdy kraj może przyjmować własne rozwiązania prozdrowotne, ale jeśli wszystkie się zgodzą na takie same to wymóg jasnej unijnej podstawy prawnej da się ominąć...
"Stara" dyrektywa tytoniowa działa już prawie 12 lat i trzeba przyznać, że wprowadzone w niej środki walki z paleniem przyniosły pewną poprawę w postaci spadku liczby palaczy w UE - z 40% mieszkańców w 2002 r. (w 15 krajach ówczesnej Unii) do 28% w 2012 r. (w 27 krajach UE). Niestety palenie nadal zabija i to ok. 700 tys. osób rocznie, a koszty leczenia palaczy sięgają 25 mld euro każdego roku.
Przegłosowany przez Parlament Europejski (8.10.13 r.) projekt dyrektywy (do negocjacji z Radą)* został przyjęty 560 głosami ZA, przy 92 głosach PRZECIW i 32 wstrzymujących się od głosu.
Po zakończeniu negocjacji państwa członkowskie, będą miały 18 miesięcy na wdrożenie dyrektywy oraz kolejnych 36 na wprowadzenie przepisów dotyczących" dodatków", a także pięć następnych lat na wprowadzenie zakazu mentolu.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* http://www.europarl.europa.eu/plenary/en/texts-adopted.html
1 października 2013
Monarcha ponad prawem – czyli konsekwencje królewskiego skoku w bok
Jego Belgijską Królewską Mość Alberta II w tym roku panowanie
zmęczyło do tego stopnia, że w święto narodowe 21 lipca br. oddał tron
swojemu synowi i następcy – Filipowi. Czy sfatygowany Król miał dosyć
polityki - nie wiadomo, jednakże "po uszy" na pewno miał
nieodstępujących go plotek, które nabrały w końcowym okresie jego
panowania “narodowych” rozmiarów. Dzban przelała domniemana nieślubna
córka Króla - Delphine Boël, próbująca testami DNA zmusić Jego Mość, by
przyznał się do jej ojcostwa.
Świat po raz pierwszy dowiedział się o królewskiej córce spoza małżeńskiego łoża w 1999 r. z ... biografii żony Alberta II - Królowej Paoli. Dziś media przyjmują niemal za pewnik, że 45-letnia Delphine jest córką monarchy, choć Albert II nigdy się do tego otwarcie nie przyznał.
Matka Delphine - Baronessa Sybille de Selys Longchamps miała na przełomie lat 60. i 70. romans z Królem, co w kręgach arystokratycznych było tajemnicą poliszynela. Prawny ojciec Delphine - Jacques Boël, z przyprawionymi przez “towarzystwo” rogami rozwiódł się z Sybille w latach 70, a po opublikowanych rewelacjach książkowych - wydziedziczył “swoją” córkę - potwierdzając tym samym krążące plotki o własnym wątpliwym ojcostwie. Nic dziwnego, że pozbawiona ojca i majątku Delphine wystąpiła o zbadanie królewskiego DNA.
Złożywszy stosowny wniosek do sądu w Brukseli wywołała na początku roku prawdziwą medialną burzę. Powstał spór, czy konstytucyjnie wyłączony spod wymiaru sprawiedliwości monarcha może zostać wezwany przed sąd, czy nie. Zdaniem jednych - w świetle belgijskiego prawa to niemożliwe, zdaniem innych po abdykacji króla - jak najbardziej. Sęk w tym, że w prawie nie ma nic na temat statusu "byłego Króla".
Prawnicy Boël uważają, że przepisy belgijskiej konstytucji powinny ustąpić prawu międzynarodowemu, w tym konwencjom Rady Europy o prawach dzieci, które gwarantują pobranie DNA od domniemanego ojca. Dzieci uznane czy nieuznane korzystają z tych samych praw. Gdyby to w przypadku Króla okazało się niemożliwe, ojcostwo Alberta II można byłoby ustalić na podstawie DNA domniemanego przyrodniego rodzeństwa Boël ( czyli np. obecnego Króla Filipa...).
Aby rozpocząć procedurę uznania ojcostwa, dotychczasowy ojciec musi utracić swój status prawny, ponieważ nie można mieć dwóch tatusiów. Zatem Delphine musi najpierw dowieść, iż Jacques Boël nie jest jej ojcem, ten z kolei jak donoszą "źrodła dobrze poinformowane" poddany presji “pałacowej“ nie specjalnie zamierza zaprzeczać swojemu ojcostwu.
Postawiona przed faktami matka Delphine - Sybille de Selys udzieliła ostatnio wywiadu flamandzkiej telewizji, potwierdzając, że była z Albertem, kiedy urodziła się jej córka, ale zdaniem prawników Króla same listy czy zdjęcia Alberta z małą Delphine z tego okresu niczego nie dowodzą. Powstaje pytanie, czy Sybille posiada jeszcze inne “materiały”, które mogą być uznane za dowód ojcostwa przez sądem.
Były król może odmówić przeprowadzenia badań, wtedy za niego zadecyduje sąd, a to oznaczałoby jego narodową kompromitację. Trzeba pamiętać, że w skonfliktowanej Belgii – Król (nawet były) pełni rolę symbolicznego łącznika między frankofońską a flamandzką częścią kraju. Co się stanie jak jego autorytet legnie w gruzach - trudno przewidzieć. Belgowie zapewne woleliby “poszerzenia” familii panującej od rozpadu ich Królestwa.
Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg
*Świetnie się ubierająca Matylda, żona nowego króla Filipa, już jest wzorem szyku w tutejszych kolorowych pismach. To daleka kuzynka prezydenta Bronisława Komorowskiego, poprzez matkę Annę d'Udekem d'Acoz, z domu Komorowską.
Świat po raz pierwszy dowiedział się o królewskiej córce spoza małżeńskiego łoża w 1999 r. z ... biografii żony Alberta II - Królowej Paoli. Dziś media przyjmują niemal za pewnik, że 45-letnia Delphine jest córką monarchy, choć Albert II nigdy się do tego otwarcie nie przyznał.
Matka Delphine - Baronessa Sybille de Selys Longchamps miała na przełomie lat 60. i 70. romans z Królem, co w kręgach arystokratycznych było tajemnicą poliszynela. Prawny ojciec Delphine - Jacques Boël, z przyprawionymi przez “towarzystwo” rogami rozwiódł się z Sybille w latach 70, a po opublikowanych rewelacjach książkowych - wydziedziczył “swoją” córkę - potwierdzając tym samym krążące plotki o własnym wątpliwym ojcostwie. Nic dziwnego, że pozbawiona ojca i majątku Delphine wystąpiła o zbadanie królewskiego DNA.
Złożywszy stosowny wniosek do sądu w Brukseli wywołała na początku roku prawdziwą medialną burzę. Powstał spór, czy konstytucyjnie wyłączony spod wymiaru sprawiedliwości monarcha może zostać wezwany przed sąd, czy nie. Zdaniem jednych - w świetle belgijskiego prawa to niemożliwe, zdaniem innych po abdykacji króla - jak najbardziej. Sęk w tym, że w prawie nie ma nic na temat statusu "byłego Króla".
Prawnicy Boël uważają, że przepisy belgijskiej konstytucji powinny ustąpić prawu międzynarodowemu, w tym konwencjom Rady Europy o prawach dzieci, które gwarantują pobranie DNA od domniemanego ojca. Dzieci uznane czy nieuznane korzystają z tych samych praw. Gdyby to w przypadku Króla okazało się niemożliwe, ojcostwo Alberta II można byłoby ustalić na podstawie DNA domniemanego przyrodniego rodzeństwa Boël ( czyli np. obecnego Króla Filipa...).
Aby rozpocząć procedurę uznania ojcostwa, dotychczasowy ojciec musi utracić swój status prawny, ponieważ nie można mieć dwóch tatusiów. Zatem Delphine musi najpierw dowieść, iż Jacques Boël nie jest jej ojcem, ten z kolei jak donoszą "źrodła dobrze poinformowane" poddany presji “pałacowej“ nie specjalnie zamierza zaprzeczać swojemu ojcostwu.
Postawiona przed faktami matka Delphine - Sybille de Selys udzieliła ostatnio wywiadu flamandzkiej telewizji, potwierdzając, że była z Albertem, kiedy urodziła się jej córka, ale zdaniem prawników Króla same listy czy zdjęcia Alberta z małą Delphine z tego okresu niczego nie dowodzą. Powstaje pytanie, czy Sybille posiada jeszcze inne “materiały”, które mogą być uznane za dowód ojcostwa przez sądem.
Były król może odmówić przeprowadzenia badań, wtedy za niego zadecyduje sąd, a to oznaczałoby jego narodową kompromitację. Trzeba pamiętać, że w skonfliktowanej Belgii – Król (nawet były) pełni rolę symbolicznego łącznika między frankofońską a flamandzką częścią kraju. Co się stanie jak jego autorytet legnie w gruzach - trudno przewidzieć. Belgowie zapewne woleliby “poszerzenia” familii panującej od rozpadu ich Królestwa.
Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg
*Świetnie się ubierająca Matylda, żona nowego króla Filipa, już jest wzorem szyku w tutejszych kolorowych pismach. To daleka kuzynka prezydenta Bronisława Komorowskiego, poprzez matkę Annę d'Udekem d'Acoz, z domu Komorowską.
26 września 2013
Kto zarabia na marihuanie?
Wszyscy słyszeli o szkodliwym wpływie „trawki” na organizm człowieka,
ale mało kto czytał raporty na temat jej pozytywnych, a wręcz
dobroczynnych działań. W przypadku schorzeń i chorób przewlekłych jak
np. padaczka, stwardnienie rozsiane (SM) czy choroba Alzheimera konopie
indyjskie są wręcz zalecane przez wielu europejskich lekarzy.
Brytyjski Koncern farmaceutyczny GWPharma produkuje Sativex - lek
zawierający marihuanę, który łagodzi ból i redukuje skurcze mięśni,
szczególnie polecany dla osób z SM. Sativex także w Polsce jest lekiem
zarejestrowanym i dopuszczonym do użytku na podstawie recepty RPW
(kiedyś znanej jako „różowa recepta”), niestety nie jest refundowany jak
w Niemczech, co powoduje, że dawka miesięczna w polskiej aptece
kosztuje prawie 2500 złotych, zaś za naszą zachodnią granicą ok.10 euro.
Z zainteresowaniem przeglądałam ostatnio fora internetowe zrzeszające chorych na SM – wielu z nich ubolewa, że będąc obywatelami tej samej Wspólnoty jesteśmy różnie traktowani np. w dostępie do leków.
Obywatele Stanów Zjednoczonych też mają tego typu dylematy.
Choć na początku XX wieku w USA konopie wykorzystywano powszechnie do produkcji tanich leków (m. in. przeciwbólowych), włókna dla przemysłu tekstylnego czy papieru, to sytuacja diametralnie się zmieniła po tym jak okazało się, że stan euforii po zapaleniu „trawki” był dla wielu Amerykanów lepszą formą ucieczki od problemów codzienności, niż ... ich zapijanie. Nad tym nie mogły przejść obojętnie koncerny produkujące alkohol i uruchomiły potężne machiny lobbystyczne agitujące przeciwko marihuanie, jako substancji psychoaktywnej, po której ludzie – ponoć – stawali się bardziej agresywni, popełniali wyjątkowo okrutne morderstwa, czy gwałty. Czyli zupełnie tak jak po alkoholu...
Media wrzały, zmieniono prawo. Cóż, z czasem zakazano tamże również alkoholu, ale jak się okazało prohibicja tych używek nie oduczyła Amerykanów ani picia trunków wyskokowych, ani palenia "trawki" - za to znakomicie wpłynęła na rozwój przestępczości zorganizowanej.
Po tym jak uchwalono "The Marihuana Tax Act of 1937", który całkowicie zdelegalizował marihuanę we wszystkich stanach (co wywołało sprzeciw nie tylko społeczny, ale również lekarzy stosujących kannaboidy do celów terapeutycznych) amerykańska polityka antynarkotykowa cały czas na poziomie poszczególnych stanów - ewoluowała. Dzisiaj jej kształt jest bardzo zróżnicowany:
- W Waszyngtonie i Kolorado marihuana jest całkowicie legalna.
- Są stany dopuszczające marihuanę jedynie do celów terapeutycznych:
Montana, Arizona, Nowy Meksyk, Michigan, Indiana, New Hampshire, Waszyngton Dystrykt Kolumbia, New Jersey, Deleware, Hawaje.
- Stany całkowicie dekryminalizujące jej posiadanie:
Oregon, Kalifornia, Nevada, Alaska, Maine, Vermont, Connecticut, Massachusetts, Rhode Island.
- i takie, które dekryminalizują, ale nie pozwalają na medyczne zastosowanie:
Nowy Jork, Minnesota, Nebraska, Missisipi, Północna Karolina oraz Ohio.
oraz 24 pozostałe stany, gdzie marihuana jest dalej nielegalna.
Zastanawiam się czy w Teksasie nielegalna marihuana jest bardziej szkodliwa niż legalna w stanie Waszyngton?
Hm...
Na pewno towar nielegalny jest bardziej atrakcyjny, szczególnie dla mafii, zatem to głównie mafiosi lobbują za zaostrzaniem prawa, które de facto działa na ich korzyść. (O sprawie pisałam już wielokrotnie m.in http://2009.salon24.pl/461924,ziolowo-teczowe-poklosie-wyborow-w-usa........).
Polska zdaje się być dziś przeciwieństwem USA, bowiem u nas teraz dąży się do zaostrzania niegdyś liberalnego prawa. Problem narkomanii, jako zjawisko społeczne stał się w Polsce zauważalny dopiero w latach 60. W 1985 r. uchwalono ustawę o niekaralności narkomanów za posiadanie narkotyków oraz o ich bezpłatnym leczeniu. Z punktu widzenia kryminologów, psychiatrów i osób pracujących z uzależnionymi ustawa ta jest oceniana pozytywnie*.
Sytuacja okazjonalnych palaczy “zioła” jak i osób uzależnionych zmieniła się, choć jeszcze nie drastycznie za sprawą Ustawy z 24 kwietnia 1997 r., o przeciwdziałaniu narkomanii, art. 48, ust. 4: „Nie podlega karze sprawca występku określonego w ust. 1, który posiada na własny użytek środki odurzające lub inne substancje psychotropowe w ilości nieznacznej".
Ten zapis został jednak skreślony, gdy w 2000 r. Polska postanowiła zaostrzyć politykę antynarkotykową – wprowadzając karę pozbawienia wolności do 3 lat za posiadanie środków odurzających i substancji psychotropowych.
Czy nowe prawo pomogło w walce z nałogami? Nie. O czym świadczą choćby skargi płynące z ośrodków pomocy dla osób uzależnionych. Zamykanie narkomanów w więzieniach utrudnia lub uniemożliwia ich leczenie oraz resocjalizację.
Spory o miękkie narkotyki odwracają uwagę od największego problemu w Europie, jakim jest alkohol. Wg danych udostępnionych na portalu TOK FM w Polsce rocznie 10 tys. zgonów powoduje przedawkowanie alkoholu, nikt nie umiera z powodu marihuany, co potwierdzają też oficjalne badania naukowe*.
Co ciekawe – i dla wielu z pewnością zaskakujące – autorzy raportu prezentują również tabelę średnich wartości dla potencjału uzależnienia w odniesieniu do 20 wybranych substancji psychoaktywnych. Na pierwszym miejscu stoi heroina, na drugim kokaina, a na trzecim… nikotyna! W tej kategorii konopi nie ma nawet w pierwszej dziesiątce. Natomiast w odniesieniu do średniej wartości dla szkód społecznych na pierwszym miejscu również stoi heroina, natomiast na drugim jest wspomniany już alkohol.
To powinno dać do myślenia wszystkim, którzy sięgają do kieliszka czy po papierosy – nawet okazjonalnie. Zarówno prawo jak i społeczeństwo polskie zezwala na tego typu używki, jednocześnie zakazując innych – takich jak chociażby kontrowersyjna marihuana. Zatem w czyim to może być interesie, bowiem doprawdy trudno mi się dopatrzyć w polskiej ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii kierowania się dobrem społecznym...
Obecnie mamy w UE do czynienia z sytuacją, w której za posiadanie substancji legalnie zakupionej w Holandii czy w Czechach możemy trafić do więzienia w Polsce. To narusza ducha europejskiej Wspólnoty, wspólnego rynku, swobodę przepływu towarów gwarantowaną przez traktat z Maastricht.
Dane EMCDDA (Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, agencji UE zajmującej się narkotykami) mówią o 78 milionach użytkowników "trawki" na Starym Kontynencie. Odebranie z rąk mafii tak ogromnego rynku i objęcie go kontrolą oraz czemu nie akcyzą mogłoby przynieść każdego roku kilkadziesiąt miliardów euro krajowym budżetom – w erze szukania oszczędności kosztem świadczeń socjalnych, politycy powinni odłożyć na bok ideologiczne dysputy i schylić się po leżącą na ulicy kasę*.
Nie możemy udawać, że nie ma problemu narkotyków w Polsce, ale nie sprawdza się prosty zakaz by ludzie potulnie się do niego zastosowali. Otwartość unijnych granic jak najbardziej uzasadnia postulat ujednolicenia lub przynajmniej znaczącego zbliżenia także rozwiązań polityki antynarkotykowej w UE.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* Więcej na ten temat:
http://www.gwpharm.com/Sativex.aspx.
http://www.druglibrary.org/schaffer/hemp/taxact/mjtaxact.htm
http://www.druglibrary.org/Schaffer/hemp/taxact/woodward.htm
„Alkoholizm i Narkomania”, nr 3/2008, t. 21, s. 311-322, http://www.ipin.edu.pl/ain/aktualne/2008/3/t21n3_6.pdf
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,14473801,_Ilu_Polakow_rocznie_ginie_bezposrednio_przez_alkohol_.html#BoxWiadTxt.
Konsekwencje używania i nadużywania marihuany w świetle współczesnej wiedzy, [w:] „Alkoholizm i Narkomania”, nr 2/2012, t. 25, s. 171 http://cdn.wolnekonopie.org/wp-content/uploads/2012/09/KONSKEWEnCJE-UZYWANIA-MARIHUANY-W-SWIETLE-OBECNEJ-WIEDZY.pdf
* http://wolnekonopie.org/#
Z zainteresowaniem przeglądałam ostatnio fora internetowe zrzeszające chorych na SM – wielu z nich ubolewa, że będąc obywatelami tej samej Wspólnoty jesteśmy różnie traktowani np. w dostępie do leków.
Obywatele Stanów Zjednoczonych też mają tego typu dylematy.
Choć na początku XX wieku w USA konopie wykorzystywano powszechnie do produkcji tanich leków (m. in. przeciwbólowych), włókna dla przemysłu tekstylnego czy papieru, to sytuacja diametralnie się zmieniła po tym jak okazało się, że stan euforii po zapaleniu „trawki” był dla wielu Amerykanów lepszą formą ucieczki od problemów codzienności, niż ... ich zapijanie. Nad tym nie mogły przejść obojętnie koncerny produkujące alkohol i uruchomiły potężne machiny lobbystyczne agitujące przeciwko marihuanie, jako substancji psychoaktywnej, po której ludzie – ponoć – stawali się bardziej agresywni, popełniali wyjątkowo okrutne morderstwa, czy gwałty. Czyli zupełnie tak jak po alkoholu...
Media wrzały, zmieniono prawo. Cóż, z czasem zakazano tamże również alkoholu, ale jak się okazało prohibicja tych używek nie oduczyła Amerykanów ani picia trunków wyskokowych, ani palenia "trawki" - za to znakomicie wpłynęła na rozwój przestępczości zorganizowanej.
Po tym jak uchwalono "The Marihuana Tax Act of 1937", który całkowicie zdelegalizował marihuanę we wszystkich stanach (co wywołało sprzeciw nie tylko społeczny, ale również lekarzy stosujących kannaboidy do celów terapeutycznych) amerykańska polityka antynarkotykowa cały czas na poziomie poszczególnych stanów - ewoluowała. Dzisiaj jej kształt jest bardzo zróżnicowany:
- W Waszyngtonie i Kolorado marihuana jest całkowicie legalna.
- Są stany dopuszczające marihuanę jedynie do celów terapeutycznych:
Montana, Arizona, Nowy Meksyk, Michigan, Indiana, New Hampshire, Waszyngton Dystrykt Kolumbia, New Jersey, Deleware, Hawaje.
- Stany całkowicie dekryminalizujące jej posiadanie:
Oregon, Kalifornia, Nevada, Alaska, Maine, Vermont, Connecticut, Massachusetts, Rhode Island.
- i takie, które dekryminalizują, ale nie pozwalają na medyczne zastosowanie:
Nowy Jork, Minnesota, Nebraska, Missisipi, Północna Karolina oraz Ohio.
oraz 24 pozostałe stany, gdzie marihuana jest dalej nielegalna.
Zastanawiam się czy w Teksasie nielegalna marihuana jest bardziej szkodliwa niż legalna w stanie Waszyngton?
Hm...
Na pewno towar nielegalny jest bardziej atrakcyjny, szczególnie dla mafii, zatem to głównie mafiosi lobbują za zaostrzaniem prawa, które de facto działa na ich korzyść. (O sprawie pisałam już wielokrotnie m.in http://2009.salon24.pl/461924,ziolowo-teczowe-poklosie-wyborow-w-usa........).
Polska zdaje się być dziś przeciwieństwem USA, bowiem u nas teraz dąży się do zaostrzania niegdyś liberalnego prawa. Problem narkomanii, jako zjawisko społeczne stał się w Polsce zauważalny dopiero w latach 60. W 1985 r. uchwalono ustawę o niekaralności narkomanów za posiadanie narkotyków oraz o ich bezpłatnym leczeniu. Z punktu widzenia kryminologów, psychiatrów i osób pracujących z uzależnionymi ustawa ta jest oceniana pozytywnie*.
Sytuacja okazjonalnych palaczy “zioła” jak i osób uzależnionych zmieniła się, choć jeszcze nie drastycznie za sprawą Ustawy z 24 kwietnia 1997 r., o przeciwdziałaniu narkomanii, art. 48, ust. 4: „Nie podlega karze sprawca występku określonego w ust. 1, który posiada na własny użytek środki odurzające lub inne substancje psychotropowe w ilości nieznacznej".
Ten zapis został jednak skreślony, gdy w 2000 r. Polska postanowiła zaostrzyć politykę antynarkotykową – wprowadzając karę pozbawienia wolności do 3 lat za posiadanie środków odurzających i substancji psychotropowych.
Czy nowe prawo pomogło w walce z nałogami? Nie. O czym świadczą choćby skargi płynące z ośrodków pomocy dla osób uzależnionych. Zamykanie narkomanów w więzieniach utrudnia lub uniemożliwia ich leczenie oraz resocjalizację.
Spory o miękkie narkotyki odwracają uwagę od największego problemu w Europie, jakim jest alkohol. Wg danych udostępnionych na portalu TOK FM w Polsce rocznie 10 tys. zgonów powoduje przedawkowanie alkoholu, nikt nie umiera z powodu marihuany, co potwierdzają też oficjalne badania naukowe*.
Co ciekawe – i dla wielu z pewnością zaskakujące – autorzy raportu prezentują również tabelę średnich wartości dla potencjału uzależnienia w odniesieniu do 20 wybranych substancji psychoaktywnych. Na pierwszym miejscu stoi heroina, na drugim kokaina, a na trzecim… nikotyna! W tej kategorii konopi nie ma nawet w pierwszej dziesiątce. Natomiast w odniesieniu do średniej wartości dla szkód społecznych na pierwszym miejscu również stoi heroina, natomiast na drugim jest wspomniany już alkohol.
To powinno dać do myślenia wszystkim, którzy sięgają do kieliszka czy po papierosy – nawet okazjonalnie. Zarówno prawo jak i społeczeństwo polskie zezwala na tego typu używki, jednocześnie zakazując innych – takich jak chociażby kontrowersyjna marihuana. Zatem w czyim to może być interesie, bowiem doprawdy trudno mi się dopatrzyć w polskiej ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii kierowania się dobrem społecznym...
Obecnie mamy w UE do czynienia z sytuacją, w której za posiadanie substancji legalnie zakupionej w Holandii czy w Czechach możemy trafić do więzienia w Polsce. To narusza ducha europejskiej Wspólnoty, wspólnego rynku, swobodę przepływu towarów gwarantowaną przez traktat z Maastricht.
Dane EMCDDA (Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, agencji UE zajmującej się narkotykami) mówią o 78 milionach użytkowników "trawki" na Starym Kontynencie. Odebranie z rąk mafii tak ogromnego rynku i objęcie go kontrolą oraz czemu nie akcyzą mogłoby przynieść każdego roku kilkadziesiąt miliardów euro krajowym budżetom – w erze szukania oszczędności kosztem świadczeń socjalnych, politycy powinni odłożyć na bok ideologiczne dysputy i schylić się po leżącą na ulicy kasę*.
Nie możemy udawać, że nie ma problemu narkotyków w Polsce, ale nie sprawdza się prosty zakaz by ludzie potulnie się do niego zastosowali. Otwartość unijnych granic jak najbardziej uzasadnia postulat ujednolicenia lub przynajmniej znaczącego zbliżenia także rozwiązań polityki antynarkotykowej w UE.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* Więcej na ten temat:
http://www.gwpharm.com/Sativex.aspx.
http://www.druglibrary.org/schaffer/hemp/taxact/mjtaxact.htm
http://www.druglibrary.org/Schaffer/hemp/taxact/woodward.htm
„Alkoholizm i Narkomania”, nr 3/2008, t. 21, s. 311-322, http://www.ipin.edu.pl/ain/aktualne/2008/3/t21n3_6.pdf
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,14473801,_Ilu_Polakow_rocznie_ginie_bezposrednio_przez_alkohol_.html#BoxWiadTxt.
Konsekwencje używania i nadużywania marihuany w świetle współczesnej wiedzy, [w:] „Alkoholizm i Narkomania”, nr 2/2012, t. 25, s. 171 http://cdn.wolnekonopie.org/wp-content/uploads/2012/09/KONSKEWEnCJE-UZYWANIA-MARIHUANY-W-SWIETLE-OBECNEJ-WIEDZY.pdf
* http://wolnekonopie.org/#
25 września 2013
Szpieg w kieszeni
Sezam otwiera się teraz łatwiej niż za czasów Alibaby, a skarbem dla
dzisiejszych “rozbójników” są nasze dane.
Pracując w Komisji Prawnej PE nad regulacjami mającymi wprowadzić “ład i
bezpieczeństwo” w chmurach obliczeniowych zdałam sobie sprawę ze skali
współczesnego “sezamu” i nonszalancji powierzających mu swoje “skarby”.
O sprawie pisałam http://lgeringer.natemat.pl/74709,chmura-obliczeniowa-trampolina-wzrostu-czy-wtyczka-dla-sluzb-i-cybermafii.
Teraz ciąg dalszy...
Korzystając z aplikacji mobilnych możemy zupełnie nieświadomie przekazać swoje lub cudze dane osobowe, także te finansowo bardzo wrażliwe np. o naszym koncie bankowym, numerach kart, pinach, danych o stanie naszego zdrowia, ubezpieczeniach, wszelkich jakie mamy w pamięci urządzenia, które podłączamy np. do komputera pokładowego naszego samochodu.
Przykładowo, gdy adwokat zsynchronizuje w ten sposób swojego iPada by posłuchać w aucie ulubionej muzyki, to przekaże komputerowi pokładowemu nie tylko dźwięki, z których chciał skorzystać, ale również kalendarz i listę swoich klientów. Każdy, kto będzie miał później dostęp do komputera w naszym samochodzie np. pracownik serwisu samochodowego, będzie mógł z łatwością uzyskać dostęp do tych i innych zsynchronizowanych danych - przestrzega Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski.
Przez brak rozwagi czy niewiedzę przy pomocy takiego urządzenia możemy przekazać bliżej niesprecyzowanej liczbie osób na świecie informacje o wszelkiej naszej aktywności. A raz udostępnione informacje są dziś praktycznie niemożliwe do wycofania. (Co prawda pracujemy właśnie nad pewną propozycją , o czym pisałam http://lgeringer.natemat.pl/55693,kryzys-ochrony-prywatnosci , ale z wdrożeniem tej nowości nie będzie łatwo).
Jeśli robiąc zakupy w Internecie zgodzimy się na to, żeby firma X uzyskała nasze dane i mogła podzielić się nimi z innymi współpracującymi z nią firmami, to już po kilku sekundach nasze dane mogą znajdować się w tysiącach różnych innych zbiorów, prowadzonych przez tysiące różnych administratorów.
Ale nawet gdy nie zgodzimy się świadomie na udostępnianie naszych danych to i tak dostęp do nich mają różne służby... Po aferze z amerykańskim PRISM wiemy, że i w Europie różne agencje "monitorują" smartfony wszystkich najważniejszych producentów. Mają zatem dostęp do naszych poufnych danych, takich jak lista kontaktów, SMS-ów czy informacji o lokalizacji, a także do komputerów, z którymi nasz telefon był synchronizowany.
Co prawda szpiegostwo smartfonowe nie było jak nam się wydaje dotąd zjawiskiem stosowanym na masową skalę, a “tylko” ukierunkowanym na konkretne firmy czy osoby - to jednak Wielki Brat już nasze dane gromadzi na wszelki wypadek, i to jak na razie bez żadnych przeszkód prawnych.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
O sprawie pisałam http://lgeringer.natemat.pl/74709,chmura-obliczeniowa-trampolina-wzrostu-czy-wtyczka-dla-sluzb-i-cybermafii.
Teraz ciąg dalszy...
Korzystając z aplikacji mobilnych możemy zupełnie nieświadomie przekazać swoje lub cudze dane osobowe, także te finansowo bardzo wrażliwe np. o naszym koncie bankowym, numerach kart, pinach, danych o stanie naszego zdrowia, ubezpieczeniach, wszelkich jakie mamy w pamięci urządzenia, które podłączamy np. do komputera pokładowego naszego samochodu.
Przykładowo, gdy adwokat zsynchronizuje w ten sposób swojego iPada by posłuchać w aucie ulubionej muzyki, to przekaże komputerowi pokładowemu nie tylko dźwięki, z których chciał skorzystać, ale również kalendarz i listę swoich klientów. Każdy, kto będzie miał później dostęp do komputera w naszym samochodzie np. pracownik serwisu samochodowego, będzie mógł z łatwością uzyskać dostęp do tych i innych zsynchronizowanych danych - przestrzega Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski.
Przez brak rozwagi czy niewiedzę przy pomocy takiego urządzenia możemy przekazać bliżej niesprecyzowanej liczbie osób na świecie informacje o wszelkiej naszej aktywności. A raz udostępnione informacje są dziś praktycznie niemożliwe do wycofania. (Co prawda pracujemy właśnie nad pewną propozycją , o czym pisałam http://lgeringer.natemat.pl/55693,kryzys-ochrony-prywatnosci , ale z wdrożeniem tej nowości nie będzie łatwo).
Jeśli robiąc zakupy w Internecie zgodzimy się na to, żeby firma X uzyskała nasze dane i mogła podzielić się nimi z innymi współpracującymi z nią firmami, to już po kilku sekundach nasze dane mogą znajdować się w tysiącach różnych innych zbiorów, prowadzonych przez tysiące różnych administratorów.
Ale nawet gdy nie zgodzimy się świadomie na udostępnianie naszych danych to i tak dostęp do nich mają różne służby... Po aferze z amerykańskim PRISM wiemy, że i w Europie różne agencje "monitorują" smartfony wszystkich najważniejszych producentów. Mają zatem dostęp do naszych poufnych danych, takich jak lista kontaktów, SMS-ów czy informacji o lokalizacji, a także do komputerów, z którymi nasz telefon był synchronizowany.
Co prawda szpiegostwo smartfonowe nie było jak nam się wydaje dotąd zjawiskiem stosowanym na masową skalę, a “tylko” ukierunkowanym na konkretne firmy czy osoby - to jednak Wielki Brat już nasze dane gromadzi na wszelki wypadek, i to jak na razie bez żadnych przeszkód prawnych.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
Subskrybuj:
Posty (Atom)