Wybory
europejskie za nami.
Na
posiedzeniu Prezydium PE 16 czerwca br. - ostatnim w tej kadencji -
nie było optymizmu. Na 20 członków tego elitarnego grona, ponownie
wybranych zostało zaledwie 7 (łącznie z piszącą te słowa)*.
18 czerwca 2014
23 maja 2014
Europejska ordynacja wyborcza?
Pomyślano o niej już 17 lat temu, w
Traktacie Amsterdamskim, w którym wprowadzono nawet zapis o
konieczności wypracowania Europejskiej Ordynacji Wyborczej. Do dnia
dzisiejszego nie udało się jednak tego osiągnąć. Eurowybory
przeprowadzane są na podstawie 28 różnych ordynacji w
poszczególnych państwach członkowskich UE.
Tylko 6 państw UE podzieliło swoje
obszary na okręgi wyborcze:
- Belgia, 3 językowe kolegia wyborcze
i 4 regionalne okręgi,
- Francja, 8 okręgów wyborczych,
- Irlandia, 4 okręgi wyborcze,
- Polska, 13 okręgów wyborczych,
- Wielka Brytania, 13 okręgów
wyborczych,
- Włochy, 5 okręgów wyborczych.
W Niemczech partie przedstawiają listy
federalne (np. SPD), albo listy na poziomie krajów związkowych
(CDU i CSU). W pozostałych 22 państwach UE cały kraj tworzy jeden
okręg wyborczy.
W 14 państwach członkowskich UE
ordynacje krajowe nie przewidują progów wyborczych, zaś w
pozostałych 14 - istnieje klauzula zaporowa wynosząca od 1.8% do 5%
.
Przykładowo:
5% - Francja, Czechy, Polską, Litwa,
Łotwa, Słowacja, Węgry, Rumunia, Chorwacja,
4% - Szwecja, Włochy i Austria,
3% - Grecja,
1.8% - Cypr.
Głosować w wyborach do Parlamentu
Europejskiego mogą wszyscy obywatele państw członkowskich, którzy
ukończyli 18 rok życia, z wyjątkiem Austrii, która przyznaje
czynne prawo 16-latkom.
W 15 państwach UE kandydaci do
Parlamentu Europejskiego powinni mieć ukończone 18 lat, ale w
pozostałych 13 krajach - wiek ten oscyluje między 21 a 25 rokiem
życia.
Przykładowo:
- 21 lat : Irlandia, Belgia, Czechy,
Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Słowacja, Bułgaria,
- 23 lata: Rumunia,
- 25 lat: Cypr, Grecja, Włochy.
W kwestii alokacji mandatów 14 państw
stosuje formułę d'Hondta.
W 4 wprowadzono metodę Hare-Niemeyera
(Bułgaria, Grecja, Litwa, Włochy), w 3 - metodę Sainte-Laguë
(Łotwa, Niemcy, Szwecja), w 2 - metodę STV (Irlandia i Malta). W
Słowacji zastosowano metodę Droopa, natomiast w pozostałych
państwach UE używa się formuł mieszanych (Cypr –
d'Hondt/Droop).
- Luksemburg -
d'Hondt/Hagenbach-Bischoff,
- Polska - d'Hondt/Hare-Niemeyer,
- Wielka Brytania - metoda d'Hondta
prócz Irlandii Północnej, gdzie stosowana jest formuła STV).
W Polsce najpierw liczone są głosy w
skali całego kraju; następnie wyłania się listy, na które oddano
powyżej 5 % głosów, by potem rozdzielić mandaty między okręgi
wyborcze.
Ordynacje w poszczególnych państwach
członkowskich UE przewidują też zróżnicowane możliwości
zgłaszania kandydatów w wyborach do PE. W większości krajów
wymagane jest zebranie odpowiedniej liczby podpisów wyborców (od 10
tys. do 200 tys.) oraz/lub wpłacenie kaucji (do 11 250 euro).
Przykładowo, w Szwecji nie ma żadnych rozwiązań w tej kwestii,
podczas gdy w Rumunii należy zebrać na daną listę aż 200 tys.
podpisów.
Niektóre ordynacje dopuszczają start
jedynie kandydatów partyjnych (Czechy, Litwa, Łotwa i Estonia).
Wybory do Parlamentu Europejskiego
odbywają się między czwartkiem a niedzielą, przy czym w
większości państw UE (19) jest to niedziela.
Głosowanie jest obowiązkowe w Belgii,
Luksemburgu, Grecji i na Cyprze. Za niechodzenie na wybory płaci się
kary.
Polecam ciekawą eurowyborczą mapkę.
Zachęcam Państwa, by 25 maja samemu
wybrać swoją przyszłość i nie oddawać tego głosu innym,
niekoniecznie myślącym jak Wy.
Lidia Geringer de Oedenberg
Ps. Więcej na temat Parlamentu
Europejskiego w mojej książce (do bezpłatnego pobrania): „Kulisy Europarlamentu”.
22 maja 2014
Europa nie dla idiotów
Wyobraźmy sobie taką sytuację – oto w wyborach startuje
przedstawicielka jakiegoś ugrupowania politycznego, która oświadcza
w swym programie wyborczym, że należy pozbawić mężczyzn praw
wyborczych, bo jej zdaniem nadają się tylko do pracy zarobkowej i
na tym powinni się skupić a nie na dywagacjach jak ma wyglądać
prawo i rozwój społeczeństwa. Absurd, prawda? Tym bardziej mnie
dziwi, że tolerujemy idiotyczne wypowiedzi kandydatów na europosłów
na temat roli kobiet w życiu społecznym, politycznym czy …
intymnym.
O roli kobiet, zaangażowaniu w rozwój gospodarki i polityki pisałam
wielokrotnie. Wspierałam też tego typu inicjatywy w Parlamencie
Europejskim. Tuż przed eurowyborami warto przypomnieć kilka
kluczowych, a nie znanych powszechnie faktów...
Zgodnie z raportem
firmy doradczej Ernst & Young słaba płeć okazuje się być
najsilniejsza w światowym biznesie. Łączne dochody pań wynoszą
obecnie 13 bilionów dolarów, a w 2017 r., według przewidywań
ekonomistów mają osiągnąć pułap 18 bilionów, co dwukrotnie
przewyższałoby prognozowany łączny wzrost PKB gospodarek Indii i
Chin (pisałam o tym na moim blogu:
http://lgeringer.natemat.pl/30061,kobieta-najszybciej-rozwijajaca-sie-gospodarka-swiata).
Już nie mieszkanki
bogatego Zachodu, ale kobiety z krajów rozwijających się wraz z
miliardem konsumentów z Chin i kolejnym z Indii wywierają
współcześnie największy wpływ na światową gospodarkę. Wzrost
roli wschodzących bizneswoman w podejmowaniu decyzji ekonomicznych
nie jest jednak proporcjonalny do wzrostu ich dochodów, przy czym
odnosi się to zarówno do obywatelek państw rozwiniętych, jak i
rozwijających się.
Nie powinno więc
dziwić, że regulacja zobowiązująca firmy notowane na giełdzie do
przeznaczania dla kobiet minimum 40% stanowisk w zarządach nie jest
fanaberią unijną, ale potrzebą wynikającą z realnej sytuacji.
Parlament Europejski wezwał w lipcu 2011 r. państwa UE, by do 2015
roku 30 proc. miejsc w radach było zarezerwowane dla kobiet, a do
2020 roku – aż 40 proc.
W Europie prawne
uregulowanie udziału kobiet w biznesie nie jest wcale nowością.
Takie parytety obowiązują już m.in we Francji, Szwecji i Norwegii,
od niedawna w Belgii i Włoszech. Kobiety mają tam prawnie
zagwarantowany 20-40% udział w radach nadzorczych. Ostatnie badania
potwierdzają również sens ekonomiczny tego balansu płciowego:
średnio trzy kobiety w zarządzie firmy "generują" zysk
wyższy o 10%. Jednakże jak pokazują szwedzkie doświadczenia -
same parytety nie ułatwiają awansu szerokiej grupie pań. Często
ta sama kobieta zasiada w kilku radach nadzorczych, w związku z czym
naprawdę wybija się jedynie wąska grupa „złotych spódniczek”.
Jak widać nie same parytety spowodują szeroką aktywizację
zawodową kobiet, potrzebne jest również tworzenie przyjaznego
środowiska dla kobiecej przedsiębiorczości, likwidacja wszelkiego
rodzaju barier, zmiana modelu społecznego roli kobiety,
prezentowanie dobrych wzorców i praktyk.
Choć w statystykach
rekinów biznesowych Polki wypadają jeszcze słabo, to królują w
tych związanych z drobnym handlem i usługami. 36% przedsiębiorców
w Polsce stanowią panie. To bardzo dobry wynik w porównaniu z
innymi państwami, gdzie np. w Niemczech udział kobiet
przedsiębiorców wynosi 28%, w Szwecji – 26%.
Polki wg badań są
lepiej wykształcone, bardziej efektywne i pracowite niż rodzima
płeć silna. Jednak różnice w poziomie wynagrodzenia kobiet i
mężczyzn w Polsce nadal są wysokie – kobiety zarabiają średnio
o 20% mniej niż mężczyźni.
Przypominam te
wszystkie dane i kontekst w konkretnym celu. Już liczby i dyskusja
wokół zaangażowania kobiet w gospodarkę pokazują, że czas kiedy
można było odesłać panie do przysłowiowej kuchni lub sypialni
jak wolą niektórzy– minął. Nie dajmy się więc manipulować na
poziomie języka dyskusji politycznej. Zachęcam wszystkie Panie do
wzięcia udziału w najbliższych wyborach do PE!
Lidia Geringer de
Oedenberg
http://www.egospodarka.pl/106692,Coraz-lepsza-sytuacja-kobiet-na-rynku-pracy,1,39,1.html
21 maja 2014
Wybory? Iksińscy wybrali … niechodzenie
Czasem
nie chodzą bo jest brzydka pogoda, czasem bo jest zbyt ładna. Poza
tym jest tyle rzeczy do zrobienia: zakupy, grill, spotkania z
przyjaciółmi...
Pani
Iksińska ma mnóstwo kłopotów na głowie. Np. martwi się o
przyszłość swoich dzieci, jakie będą miały zawody, czy znajdą
pracę? Rynek pracy jest taki trudny. Sama pamięta, jak ciężko jej
było po urlopie macierzyńskim wrócić do pracy. A po urodzeniu
drugiego dziecka, przestała nawet sobie wyobrażać, że mogłaby
kiedykolwiek poprosić o podwyżkę. Nie ma czasu myśleć o
wyborach...
Pan
Iksiński lubi wieczorem zasiąść przed komputerem. Irytuje go, że
w Internecie tak trudno jest chronić prywatność. Ciągle dostaje
niechciane reklamy, których nadawcy wiedzą o nim więcej niż on
sam. Kiedy wchodzi na jakąś stronę z muzyką, książkami czy
filmami czuje się nieswojo, bo nie wie czy ktoś nie oskarży go o
piractwo? Kto? Nawet nie wie. Autor książki, muzyk, reżyser,
policjant? Prawa autorskie są takie skomplikowane, czy nie można
tego jakoś uprościć? Dlaczego nikt się tym nie zajmuje? Wybory
tego nie zmienią.
Dzieci
Państwa Iksińskich wspominają, że chciałyby studiować /
pracować za granicą. Rodzice studzą ich zapały, nie wiadomo jak
tam będzie, czy przyjmą ich na studia, czy znajdą pracę i jeszcze
ta rozłąka... To będzie kosztowało. Co prawda sąsiedzi
Iksińskich coś wspominali, że podobno wkrótce nie będzie już
roamingu i telefon do dzieci za granicą przestanie kosztować ich
fortunę. Podobno łatwiej też będzie do nich dojechać samochodem,
są lub będą jakieś nowe autostrady... Coś słyszeli, gdzieś na
mieście, ale nie wiedzą, czy to prawda, ile tych dróg w końcu
powstanie?
Pani
Iksińska mawia, że nikt nie słucha tego, co ona ma do
powiedzenia, a Pan Iksiński uważa, że jeszcze nikt mu nie dał
niczego ot tak. Kiedy tak narzekali na jednym ze spotkań z
przyjaciółmi, ich kolega zapytał: „a może sami powiedźcie
czego chcecie?”. „Jak?” - obruszyli się Państwo Iksińscy.
„To proste” - odpowiedział kolega - „Idziecie na wybory!”
Jeśli
nie chcecie się Państwo dowiadywać o swojej przyszłości i
możliwościach od znajomych, czy nieznajomych, sami weźcie
przyszłość w swoje ręce i idźcie na wybory!
Z
pozdrowieniami
Lidia
Geringer de Oedenberg
19 maja 2014
Początek końca UE ?
Głosować chodzą przede wszystkim niezadowoleni, a tych nie brakuje w owładniętej
kryzysem Europie. Przeciwni polityce oszczędności, efektom globalizacji i
„dyktaturze” Brukseli mobilizują się w całej UE. Zawiązują nawet antyunijne,
ponadnarodowe sojusze. Europolitolodzy przewidują w związku z tym ... większą
frekwencję wyborczą! Czy to oznacza zdominowanie Parlamentu Europejskiego przez
eurosceptyków? Być może.
Wiele wskazuje na to, że w UE w nadchodzących wyborach 22-25 maja br. skrajne ugrupowania polityczne mogą zdobyć rekordowe poparcie!
W 2004 r. w Parlamencie było ok. 70 antyunijnych
wojowników, z czego prawie połowa z Polski (LPR, Samoobrona, PiS). W 2009 r.
siła eurosceptyków urosła do 120. Dodawszy do tej tendencji nastroje kryzysowe
można oczekiwać, że w teraz - przeciwnicy Unii - mogą podwoić swoją siłę. To
oznaczałoby włączenie hamulca dla integracji oraz koniec marzeń o
zintegrowanej i sprawnie działającej Wspólnocie.
Zadłużone południe Europy ma dość polityki „zaciskania pasa” - reforma finansów publicznych boli. Zasobna północ nie chce się dzielić swoim bogactwem, ani też utrzymywać ubogich przybyszów z innych części świata.
Grecy dają poparcie antyunijnym radykalistom, Włosi -
komikowi Beppe Grillo, Brytyjczycy - ultraprawicowej Partii Niepodległości
Zjednoczonego Królestwa, Francuzi - populistycznemu Frontowi Narodowemu. We
wszystkich pozostałych krajach UE także rośnie poparcie dla partii niechętnych
europejskiemu projektowi. W Polsce dodatkowe poparcie przypadło PiS i NP.
Gdy kryzys zaglądnął w rodzinne budżety, poszukano winnych. Najłatwiej znaleźć „chłopca do bicia” zdala od siebie. Bruksela pasowała jak ulał. Na tym gruncie zakwitły (na brunatno) ruchy nacjonalistyczne, populistyczne i „nie - bo - nie” - radykalne.
Gdy kryzys zaglądnął w rodzinne budżety, poszukano winnych. Najłatwiej znaleźć „chłopca do bicia” zdala od siebie. Bruksela pasowała jak ulał. Na tym gruncie zakwitły (na brunatno) ruchy nacjonalistyczne, populistyczne i „nie - bo - nie” - radykalne.
Zdobycze wspólnego rynku – paradoksalnie , w kryzysie -
zaczęły dzielić społeczeństwa. Zdaniem wszechobecnych w mediach „starej” UE
populistów i nacjonalistów „nowi” odbierają ich obywatelom pracę, wyłudzają „socjal”,
kradną, gwałcą...
Jak w tej „atmosferze” wyglądają nastroje przedwyborcze w grupach politycznych Europarlamentu ?
– Chadecy-Ludowcy (centro-prawica), obecnie 275 posłów, z partii rządzących w wielu krajach (w tym PO i PSL) - liczą się ze spadkiem nawet o 50 posłów - po eurowyborach.
– Socjaldemokraci – teraz 195 posłów, mają nadzieję na wzrost poparcia, może aż o 35 posłów. Brytyjska Partia Pracy cieszy się znacznym poparciem, wzrasta lewica w Hiszpanii, Czechach i Niemczech.
– Liberałowie – obecnie 84 posłów. Nie są optymistami. Mogą stracić nawet połowę swojego składu. Zniknęli już we Włoszech, są w złej sytuacji w Niemczech, Francji i w Wielkiej Brytanii (płacąc za koalicję z partią Davida Camerona).
– Zieloni – teraz 58 posłów i Konserwatyści – 57 posłów, mogą stracić po kilkunastu posłów, zaś Komuniści – 35 posłów, liczą że tylu zyskają (głównie z Grecji i Francji).
– Największym zwycięzcą będą na pewno - INNI, nie mający jak dotąd w Europarlamencie żadnej realnej siły. Do tej nowej frakcji może przybyć od 70 – do 100 deputowanych. Dodawszy do tego wyniku dotychczasowych eurosceptyków, INNI mogą stać się trzecią lub nawet drugą siłą w UE.
Co to oznacza?
Jeśli te prognozy się sprawdzą, wystąpią trudności np. z przegłosowaniem unijnego rocznego budżetu, do czego potrzebna jest tzw. większość kwalifikowana. Możemy mieć podobną do amerykańskiej sytuację totalnej blokady środków, zafundowaną przez europejski odpowiednik Tea Party.
Biorąc po uwagę prognozy wyborcze w Polsce, większość sondaży zwiastuje zwycięstwo eurosceptycznego PiSu, dzisiaj zasiadającego w PE obok pragnących opuścić Unię Brytyjczyków.
Niepokoi mnie taka przyszłość. Czy po 10 latach, naprawdę nie chcemy już korzystać z funduszy i szans, które teraz są w naszym zasięgu? Nie chcemy już nowych dróg, mostów, kanalizacji, rewitalizacji starówek, dopłat dla rolników?
Brak budżetu do tego doprowadzi.
Jak dotąd w Parlamencie Europejskim zawsze było porozumienie centrolewicy S&D i centroprawicy EPP, wsparte przez Liberałów ALDE. To gwarantowało stabilność integracji. Do 1 lipca 2014 r.
Co będzie potem?
To zależy od Państwa wyborów 25 maja br....
Lidia Geringer de Oedenberg
Europejskie piekło...
Polskie eurowybory?
Hm.
Na razie puśćmy
wodze fantazji i spuśćmy napięcie.
Przymrużmy oko... i
wyobraźmy sobie, że regulująca nam od 10 lat Unia postanowiła
ogłosić „Oficjalny Eurodowcip”.
Specjalna grupa
robocza zaproponowała tekst mający wzmocnić więzi między
narodami, promując jednocześnie europejską kulturę i
autoironię.
Stanęło na eurozagadce. A oto i ona:
Stanęło na eurozagadce. A oto i ona:
Jak wygląda europejski RAJ?
W bramie euroRAJU wita Cię angielski gentleman,
w kuchni francuski mistrz przygotowuje smakowite potrawy, Włoch z finezją bawi towarzystwo, a perfekcyjny Niemiec organizuje całą imprezę.
Jak zatem wygląda europejskie PIEKŁO?
Francuz, stojący na piekielnej bramce, bez słowa rzuca ci pogardliwe spojrzenie, w kuchni pichci angielski kucharz, Niemiec zabawia towarzystwo, a Włoch odpowiada za organizację...
Nad propozycją debatują szefowie państw i rządów Wspólnoty.
Śmiertelnie poważny przedstawiciel Wielkiej Brytanii oznajmia, że dowcip jest... bardzo śmieszny.
Oburzony Francuz twierdzi, że jego kraj przedstawiono w niekorzystnym świetle, a kawał, w którym ktoś natrząsa się z Francji, nie może być zabawny.
Przedstawiciel Belgii docieka, czy proponowany dowcip jest bardziej flamandzki czy waloński, ponieważ będzie zmuszony go odrzucić/przyjąć – niezależnie od jego humorystycznej wartości.
Polska opuszcza
stół negocjacyjny – grozi Unii blokadą wszystkich innych
negocjacji, ponieważ... nie została ujęta w dowcipie.
Luksemburg pyta, ile trzeba zapłacić właścicielowi praw autorskich do kawału.
Zakłopotany przedstawiciel Szwecji w ogóle nie rozumie o co chodzi, płacić za polskie veto?
Dania i Finlandia dociekają, gdzie w dowcipie zakamuflowano podtekst seksualny...
Holandia jest chętna poprzeć taki podtekst, gdyż inaczej co śmiesznego byłoby w tym dowcipie?
Hiszpania i Portugalia stwierdzają, że co prawda kawał jest dość zabawny, ale nie do końca zrozumiały. Pytają, czy jedzenie jest przygotowywane na obiad, czy kolację, bo jeśli to lunch o 13:00, to dla nich powinno być menu śniadaniowe.
Grecja zgłasza protest, ponieważ nie poinformowano jej o tym obiedzie, co jest normą zawsze, gdy w grę wchodzi darmowe jedzenie.
Litwa i Łotwa oburzone stwierdzają, że znów pomylono ich tłumaczenia, to skandal. Podobny problem zgłaszają Słowenia i Słowacja.
Estonia dopytuje, czy to jest dowcip o hydraulikach, czy o kaczkach, bo chyba nastąpił błąd w tłumaczeniu.
Anglik zauważa, że dowcip o hydrauliku i kaczce mógłby być także zabawny.
Austria pyta, czy
chodzi o jakieś nowe preferencje dla drobiu, o których nie została
poinformowana?
Węgrzy protestują, ponieważ zmusza się ich do debaty, a tymczasem nie skończyli jeszcze czytać 120 stron swojego tłumaczenia.
Rumunia i Bułgaria stwierdzają, że nie należy żartować z jedzenia, gdy obywatele nie mają co do garnka włożyć, a poza tym nie podano daty ani adresu restauracji w ich tekście.
Przedstawiciel Malty nie dotarł na posiedzenie, bo samolot z Brukseli znowu wylądował na Sycylii nie odnajdując na morzu jego kraju.
Niemiec budzi Włocha, by ten nie spóźnił się na samolot i konferencję prasową, na której ma ogłosić decyzję o „Oficjalnym Eurodowcipie”.
Jaką decyzję? – pyta „oderwany” nagle od swojego iPada – reprezentant Irlandii.
Chorwacja nie zgłasza żadnych uwag, zastanawiając się, czy słusznie zrobiła wstępując do Wspólnoty.
W końcu uczestnicy Rady Europejskiej po wstępnej wymianie zdań, jednomyślnie zgadzają się, że nadszedł najwyższy czas, by udać się na kawę.
Mimo że to tylko krążący w Internecie dowcip, jest w nim dużo prawdy o codziennych w UE trudnościach w porozumiewaniu się...
Z pozdrowieniami
Lidia Geringer de
Oedeneberg
PS. Dla zainteresowanych kulisami Parlamentu Europejskiego polecam moją książkę - do pobrania bezpłatnie w wersji cyfrowej: "Kulisy Europarlamentu".
16 maja 2014
10 lat w Europarlamencie
Dziesiąta rocznica wstąpienia Polski do Unii skłania do podsumowań i uzmysłowienia sobie, co się zmieniło przez ten czas. Z jednej strony mamy kilometry autostrad, mosty, stadiony, oczyszczalnie ścieków, chodniki sfinansowane z funduszy europejskich, a z drugiej – nowy wizerunek Polski i Polaków w Europie. Współdecydujemy o przyszłości Unii, jesteśmy w grupie 6 największych i najbardziej wpływowych państw Wspólnoty. Staliśmy się poważnym graczem, z którego głosem należy się liczyć.
Powspominajmy przez chwilę...
Gdy 54-osobowa delegacja polskich europosłów w 2004 r. po raz pierwszy przekraczała progi Parlamentu Europejskiego nasi starsi stażem koledzy i koleżanki nie spodziewali się, że tak szybko staniemy się widoczni i wpływowi.
Pamiętam jak w pierwszych dniach naszego posłowania wybieraliśmy Przewodniczącego Parlamentu. Wśród najpoważniejszych kandydatów pojawił się powszechnie znany Europejczyk, polski poseł – Bronisław Geremek, nominowany na kandydata przez trzecią, co do wielkości parlamentarną frakcję polityczną Liberałów i Demokratów. Wsparcie dla jego kandydatury wykroczyło daleko poza krąg tej grupy politycznej, ale nie wystarczyło by Polak wtedy wygrał wybory. Gdy Bronisław Geremek zginał tragicznie w wypadku drogowym 13 lipca w 2008 r., europarlamentarzyści postanowili uczcić́ jego pamięć́, nazywając jego imieniem wewnętrzny dziedziniec Parlamentu Europejskiego w Strasburgu.
Wróćmy jednak do 2004 r. Przewodniczącym PE został wtedy Hiszpan Josep Borrell, na Wiceprzewodniczących wybrano dwóch Polaków: Jacka Saryusza- Wolskiego i Janusza Onyszkiewicza. W Prezydium zasiadła też – jako Kwestor – Genowefa Grabowska. Po ich 2,5-letniej kadencji, w następnych funkcyjnych wyborach w Prezydium pojawili się Wiceprzewodniczący: Adam Bielan i Marek Siwiec.
Europosłowie na tyle przyzwyczaili się do polskiej obecności „na szczycie”, że nikogo nie zdziwiło, gdy spośród kandydatów na Przewodniczącego PE w 2009 r. największe poparcie uzyskał Jerzy Buzek, z którym miałam przyjemność́ zasiadać́ wtedy w Prezydium jako Kwestor. Byliśmy jedynymi Polakami w tym gremium.
Po kolejnych wewnętrznych wyborach w 2012 r. dalej pełniłam funkcję Kwestora, a wraz ze mną w Prezydium zasiedli – Wiceprzewodniczący PE Jacek Protasiewicz i Bogusław Liberadzki jako Kwestor (w skład Prezydium PE poza Przewodniczącym, wchodzi 14 Wiceprzewodniczących i pięciu Kwestorów).
Od momentu akcesji Polacy odpowiadali także za bardzo ważne kwestie w Komisji Europejskiej. Od 2004 r. rozwój regionalny leżał w gestii Komisarz Danuty Hübner, a od 2009 r. nad budżetem unijnym czuwa Komisarz Janusz Lewandowski.
W 2006 r. w unijnej administracji, jako jeden z pierwszych, wysokie stanowisko objął Piotr Nowina-Konopka, zostając dyrektorem ds. kontaktów z parlamentami krajowymi w PE, a następnie od 2010 r. dyrektorem ds. kontaktów z Kongresem Stanów Zjednoczonych.
Jan Truszczyński w 2006 r. stał się wicedyrektorem w Dyrekcji Generalnej ds. Rozszerzenia UE w Komisji Europejskiej, a Marek Grela objął w 2006 r. funkcję dyrektora do spraw stosunków transatlantyckich, Ameryki Łacińskiej w Sekretariacie Generalnym Rady Unii Europejskiej w Brukseli.
W powołanej Traktatem Lizbońskim Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (unijnej dyplomacji), której szefuje Wiceprzewodnicząca KE Catherine Ashton zatrudnienie znaleźli: Maciej Popowski jako zastępca Sekretarza Generalnego ds. stosunków międzyinstytucjonalnych, Jan Tombiński jako szef Delegatury UE na Ukrainie i Tomasz Kozłowski na podobnym stanowisku w Korei Południowej.
Niezwykle istotny dla naszej pozycji był też moment objęcia przez Polskę po raz pierwszy Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 r.
Pamiętam uroczyste przemówienie Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w PE 13 września 2011 r. Obradom przewodniczył Jerzy Buzek (nota bene były szef niegdysiejszego Ministra Komorowskiego w latach 1997-2001), pierwsze miejsce wśród komisarzy zajmował Janusz Lewandowski, a miejsca w Radzie UE polscy ministrowie. Prezydent rozpoczął swoje wystąpienie od krótkiej lekcji historii integracji europejskiej i... polskiej Konstytucji dla Europy z 1831 roku! Tak bowiem nazwał stworzony przez siebie (po jednej z bitew powstania listopadowego) traktat „o wiecznym pokoju” polski myśliciel – Wojciech Jastrzębowski. Przemówienie nagrodzono owacją na stojąco. Nastrój był podniosły a moment historyczny, mimo że kilku polskich posłów wybranych z list PiS ostentacyjnie na początku wyszło, a ci którzy pozostali nie bili braw i nie wstali.
Będąc debiutantem w Prezydencji, spisaliśmy się dobrze, szczególnie na tle wcześniejszych „nowych” sterników: Czechów i Węgrów, którzy w powszechnej opinii pozaliczali spektakularne wpadki.
Jako Polkę niezwykle cieszą mnie nasze narodowe akcenty w Unii Europejskiej. Parlament Europejski od dawna ma w zwyczaju honorowanie wybitnych postaci, które przyczyniły się do europejskiej integracji poprzez nadawanie ich imion miejscom ważnym dla naszej Instytucji. „Swoje” budynki w Strasburgu i Brukseli posiadają m.in.: Winston Churchill, Altiero Spinelli, Willy Brandt czy József Antall (pierwszy Premier demokratycznych Węgier). Strasburski dziedziniec parlamentarny, jak wspominałam nosi nazwę Agora Bronislaw Geremek.
Gdy pojawiła się inicjatywa nadania świeżo oddanej do użytku promenadzie przebiegającej przez kompleks budynków Parlamentu Europejskiego w Brukseli nazwy „Esplanade de la Solidarité / Esplanade van de Solidariteit” – nie wszyscy członkowie Prezydium byli do tej idei przekonani. Pomysł, by uhonorować wkład polskiego ruchu w demokratyczne przemiany w Europie, a nie konkretną osobę, jak to miało do tej pory miejsce, pojawił się po raz pierwszy. Rok trwały uzgodnienia pomiędzy członkami Prezydium i belgijskimi władzami, do których formalnie należy promenada. W końcu 1 września 2011 r. promenadę uroczyście otwarto i nadano jej nazwę na część polskiej „Solidarności”.
Na tym jednak nie kończą się polskie akcenty w Parlamencie Europejskim. W Strasburgu przed naszymi budynkami powiewają flagi wszystkich państw członkowskich na masztach, wyprodukowanych w Stoczni Gdańskiej, o czym informują specjalne podpisy. Ponadto, na Agora Geremek znajduje się szklana rzeźba „Zjednoczona Ziemia” autorstwa Beaty i Tomasza Urbanowiczów ofiarowana Parlamentowi Europejskiemu 11 maja 2005 r. przez miasto Wrocław. Wszystkie grupy wizytujące Parlament Europejski fotografują się na jej tle.
Przechodząc obok polskich akcentów uśmiecham się do siebie myśląc, że jeszcze tak niedawno ani ich ani nas tu nie było...
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer do Oedenberg
PS. Więcej w mojej książce "Kulisy Europarlamentu" do pobrania nieodpłatnie na www.lgeringer.pl
15 maja 2014
Wolny Internet chroniony prawem do kultury?
W Komisji Prawnej przez dwie kadencje zajmowałam się harmonizowaniem i
upraszczaniem prawa wspólnotowego. W Komisji Petycji - zapewnianiem
równych szans wszystkim mieszkańcom Wspólnoty i dbaniem, by informacje o
wszelakich możliwościach, jakie stwarza nam Unia docierały do
zainteresowanych. W Komisji Budżetowej uczestniczyłam m.in w pracach nad
korzystnym dla Polski budżetem na lata 2014-2020, dzięki czemu do
naszego kraju trafi około 106 mld euro.
Jako kwestor i członek Prezydium poza moimi zwyczajowymi obowiązkami (m.in. nadzorem nad serwisem audiowizualnym, grupami odwiedzającymi nasze siedziby, biurami zewnętrznymi Parlamentu), doprowadziłam m.in do utworzenia prestiżowego Regionalnego Biura Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej we Wrocławiu, którego działalność przyczynia się do skutecznej, szeroko rozumianej promocji Polski, a także czynnego informowania obywateli o programach i szansach rozwoju z pomocą unijnych funduszy.
Po dekadzie pracy w Europarlamencie mam wyrobioną pozycję zarówno wśród posłów jak i unijnych funkcjonariuszy. Ubiegam się o trzeci mandat, by wykorzystać ten kapitał. Wiem jak pracować, aby uzyskiwać dobre efekty.
A jest sporo rozpoczętych projektów. Chciałabym m.in dokończyć prace nad harmonizacją i reformą prawa autorskiego, tak by dostęp online do wspólnego dziedzictwa był powszechny, za symboliczną opłatą lub najlepiej nieodpłatny, a autorzy otrzymywali godne wynagrodzenia. Wbrew pozorom to jest możliwe, trwają już całkiem zaawansowane prace nad takim rozwiązaniem.
Dostęp do kultury jest prawem każdego człowieka. Nigdy nie był tak łatwy i szeroki jak dzisiaj, w dobie Internetu. Tej wolności trzeba jednak bronić przed zakusami wielkich korporacji. Tak było w przypadku ACTA, gdy miliony Europejczyków na ulicach domagało się swoich praw. Ten protest pomógł europosłom lewicy (także tej „zielonej”) odesłać ACTA ... do historii. Chcę dalej stać na straży wolnego dostępu do kultury. W Internecie i w rzeczywistości. Bo tym, co naprawdę łączy wszystkich Europejczyków jest właśnie nasza wspólna kultura.
Ponadto, prawo do kultury, podobnie jak np. do edukacji - powinno być prawem podstawowym obywateli Wspólnoty, zagwarantowanym odpowiednim dokumentem. Dzięki Państwa poparciu może udać mi się doprowadzić ten projekt do finału.
Cieszę się, że moja praca jest dostrzegana przez obywateli, czego wyrazem było i to, że w eurowyborach w 2009 r. zaufało mi dwukrotnie więcej głosujących niż pięć lat wcześniej. Teraz startuję ponownie i mam nadzieję, że i tym razem wyborcy mi zaufają.
Zapraszam na wybory 25 maja!
Jako kwestor i członek Prezydium poza moimi zwyczajowymi obowiązkami (m.in. nadzorem nad serwisem audiowizualnym, grupami odwiedzającymi nasze siedziby, biurami zewnętrznymi Parlamentu), doprowadziłam m.in do utworzenia prestiżowego Regionalnego Biura Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej we Wrocławiu, którego działalność przyczynia się do skutecznej, szeroko rozumianej promocji Polski, a także czynnego informowania obywateli o programach i szansach rozwoju z pomocą unijnych funduszy.
Po dekadzie pracy w Europarlamencie mam wyrobioną pozycję zarówno wśród posłów jak i unijnych funkcjonariuszy. Ubiegam się o trzeci mandat, by wykorzystać ten kapitał. Wiem jak pracować, aby uzyskiwać dobre efekty.
A jest sporo rozpoczętych projektów. Chciałabym m.in dokończyć prace nad harmonizacją i reformą prawa autorskiego, tak by dostęp online do wspólnego dziedzictwa był powszechny, za symboliczną opłatą lub najlepiej nieodpłatny, a autorzy otrzymywali godne wynagrodzenia. Wbrew pozorom to jest możliwe, trwają już całkiem zaawansowane prace nad takim rozwiązaniem.
Dostęp do kultury jest prawem każdego człowieka. Nigdy nie był tak łatwy i szeroki jak dzisiaj, w dobie Internetu. Tej wolności trzeba jednak bronić przed zakusami wielkich korporacji. Tak było w przypadku ACTA, gdy miliony Europejczyków na ulicach domagało się swoich praw. Ten protest pomógł europosłom lewicy (także tej „zielonej”) odesłać ACTA ... do historii. Chcę dalej stać na straży wolnego dostępu do kultury. W Internecie i w rzeczywistości. Bo tym, co naprawdę łączy wszystkich Europejczyków jest właśnie nasza wspólna kultura.
Ponadto, prawo do kultury, podobnie jak np. do edukacji - powinno być prawem podstawowym obywateli Wspólnoty, zagwarantowanym odpowiednim dokumentem. Dzięki Państwa poparciu może udać mi się doprowadzić ten projekt do finału.
Cieszę się, że moja praca jest dostrzegana przez obywateli, czego wyrazem było i to, że w eurowyborach w 2009 r. zaufało mi dwukrotnie więcej głosujących niż pięć lat wcześniej. Teraz startuję ponownie i mam nadzieję, że i tym razem wyborcy mi zaufają.
Zapraszam na wybory 25 maja!
12 maja 2014
Potrójne wybory na wezwanie
8 000 458
Belgów zostało listownie wezwanych do głosowania 25 maja br. w
wyborach europejskich, federalnych i regionalnych. Wybory w Belgii są
obowiązkowe, za ich zlekceważenie płaci się kary od 25 do 125
euro (gdy delikwent konsekwentnie odpuszcza sobie obowiązek
wyborczy). Jeżeli wyborca nie pojawi się 4 razy w ciągu 15 lat -
zostaje usunięty z listy uprawnionych do głosowania na dekadę.
Ponadto, w tym czasie nie będzie miał prawa do awansu, jeśli jest
pracownikiem instytucji publicznej. Ponad 90% Belgów chodzi na
wybory.
Prowadzić
kampanię w Belgii nie jest łatwo. Tamtejsze prawo zabrania płatnych
reklam wyborczych w radiu, telewizji i na billboardach. Materiały
wyborcze nie mogą znajdować się też na żadnych komercyjnych
miejscach reklamowych. Plakaty można wywieszać jedynie na
specjalnie instalowanych w czasie kampanii tablicach, o ile zgodzą
się na to radni...
By uniknąć
nielegalnego plakatowania np. nocą, afisze można wywieszać tylko w
ściśle określonych godzinach. Na prowizorycznych tablicach plakaty
są chronione siatkami, co zabezpiecza je przed zdzieraniem przez
konkurentów (ale już nie przed pryskaniem sprayem).
Prawdziwa
kampania odbywa się na cyklicznych spotkaniach wyborczych, podczas
debat telewizyjnych i w Internecie, w szczególności na stronach
internetowych partii politycznych czy blogach.
Partie
polityczne oraz kandydaci nie mogą przekazywać żadnych dotacji
pieniężnych podczas oficjalnego 3 miesięcznego okresu kampanii.
Partie
finansowane są głównie z budżetu państwa, w oparciu o wyniki
uzyskane w poprzednich wyborach. Dodatkowe finansowanie partii
politycznych jest możliwe na poziomie regionów, o ile parlamenty
regionalne tak zadecydują, zabrania się jednak korporacyjnych
darowizn i ściśle ogranicza darowizny od osób fizycznych. Budżety
partii zasilają, poza dotacją, tylko składki członkowskie.
Istnieją również limity wydatków na kampanie wyborcze, zarówno
partii politycznych jak i kandydatów indywidualnych: 1mln euro dla
każdej partii, zaś pułapy dla kandydatów indywidualnych związane
są z ich pozycją na liście, lub populacją okręgu wyborczego (w
zależności od rodzaju wyborów). Darowizny od osób fizycznych mogą
wynosić max. 500 euro rocznie na rzecz jednej określonej partii i
ogółem 2.000 euro - na rzecz różnych partii politycznych w skali
roku. Partie polityczne i kandydaci muszą składać oświadczenia o
wszystkich wydatkach poniesionych na cele kampanii wyborczej w
trakcie oficjalnego okresu trwania kampanii, który rozpoczyna się
na trzy miesiące przed dniem wyborów.
Belgia jest
trochę jak Europa w miniaturze, z majętną północą - Flandrią i
biedniejszym, zadłużonym południem – Walonią. Niezły orzech
będzie miał do zgryzienia po wyborach nowy, niedoświadczony w
negocjacjach flamandzko-walońskich Król Belgów - Filip, który
objął tron w zeszłym roku i nigdy jeszcze nie „mediował”
rządu.
A nie jest to
łatwe. Po wyborach federalnych w 2007 r. tworzenie gabinetu trwało
194 dni, ale rekord świata pobito w 2010 r., gdy rząd sześciu
koalicjantów formował się 541 dni!
25 maja br.
Belgowie będą głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego, do
sześciu parlamentów krajowych i regionalnych oraz w wyborach
pośrednich do federalnego senatu.
Kumulowane
wybory to nowy dla nich pomysł, ale począwszy od tego roku
wielopoziomowe wybory będą w tym kraju już regularnie organizowane
co pięć lat (z wyjątkiem tych na szczeblu lokalnym). To celowa
próba zapobieżenia polityce krótkoterminowej i niestabilności
politycznej, które regularnie towarzyszą elekcjom w tym kraju.
A stawka
wyborów jest wysoka. Zwycięzca bierze wszystko, a partie, które
nie odniosą sukcesu, będą musiały czekać na kolejną szansę aż
pięć lat, czyli do 2019 r.
Co ciekawe, w
Belgii nie ma głosowania na szczeblu ogólnokrajowym. Flamandowie
mogą głosować tylko na flamandzkich polityków, a Waloni na swoich
francuskojęzycznych.
W dniu 25 maja,
Belgowie wybiorą 21 posłów do PE. 12 z części flamandzkiej, 8 z
francuskiej i 1 z niemieckiej.
Z
pozdrowieniami
Lidia Geringer
de Oedenberg
8 maja 2014
Ukraina na rozdrożu
Zaplanowany pod koniec listopada 2013 r. w Wilnie - trzeci szczyt Partnerstwa Wschodniego miał być okazałym finałem pierwszej litewskiej prezydencji w Radzie UE. Sukcesu jednak nie było. Ukraina i Armenia w ostatniej chwili zdecydowały o niepodpisywaniu umów stowarzyszeniowych.
Oficjalnym powodem miała być zbyt „słaba” dla Ukrainy oferta finansowa UE – szacowaną na 13 mld euro. Jak porównuję tę propozycję dla kandydata na kandydata z tym, co otrzymała Polska jako kraj członkowski w latach 2004-2006 – niecałe 12 mld, to mam wrażenie, że nie bardzo zrozumiano co naprawdę może w praktyce zaoferować Unia. Wspólnotowy budżet nie jest z gumy i bez konkretnej decyzji o zwiększeniu składki członkowskiej - nie ma co wyobrażać sobie, że pojawi się w nim nagle więcej środków. Co więcej, budżet na 2014-2020 został już podzielony, a o jakichkolwiek w nim - "luzach" finansowych nikt nie słyszał.
Konsekwencje "zawieszenia" euro-ukraińskich rozmów obserwowaliśmy najpierw na Majdanie, potem na Krymie, w Odessie i innych miastach naszego wschodniego sąsiada.
Unia Europejska oskarżana - co zabawne przez eurosceptyków - o opieszałość, z racji ograniczeń traktatowych po prostu nie może szybko reagować, gdyż nie jest państwem, a tylko zrzeszeniem 28 suwerennych podmiotów, które wspólnie decydują o każdym ruchu Wspólnoty. A to wymaga czasu, bowiem 28 ministrów odpowiedzialnych za konkretną dziedzinę musi uzgodnić swoje stanowisko zanim Unia podejmie jakąkolwiek decyzję. Nawet w tak trudnych "instytucjonalnie" warunkach udało się wiele osiągnąć.
- 21. marca 2014 r. podpisano z Ukrainą dokument "przedstowarzyszeniowy", wyrażający polityczną wolę przyszłego zbliżenia Kijowa z Unią, który stał się podstawą do konkretnej pomocy finansowej ze strony Wspólnoty.
- W geście solidarności UE postanowiła udzielić Ukrainie bezzwrotnej pomocy w wys. 1 610 mln EUR, a także jednostronnie otworzyć swój rynek dla ich towarów, co daje Ukrainie ok. 500 mln euro oszczędności na cłach (Autonomiczne Preferencje Handlowe otrzymało 95% produktów przemysłowych i 83% produktów rolnych i żywnościowych).
- Część gospodarczą umowy, w tym o pogłębionej strefie wolnego handlu (DCFTA) planuje się podpisać do 1 listopada 2014 r.
- Zaproponowano Ukrainie także 8 mld EUR w pakiecie pomocowym, jako wsparcie EBI i EBOR. - Wspólnie z MFW - Unia planuje uruchomienie kredytów w wysokości 17 mld dolarów.
W odpowiedzi na ostatnie rosyjskie "działania" Unia ponadto postanowiła:
- rozszerzyć listę Rosjan objętych zakazem wjazdu na jej terytorium, dodając 12 kolejnych nazwisk odpowiedzialnych za naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy,
- odwołać zaplanowany na czerwiec 2014 r. szczyt UE-Rosja
- poprzeć zawieszenie negocjacji z Rosją w sprawie przystąpienia do OECD i Międzynarodowej Agencji Energetycznej.
Zaktywizowano także działania wobec Mołdawii i Gruzji przyspieszając podpisanie z nimi umów stowarzyszeniowych z planowanego sierpnia najpóźniej do końca czerwca br. Podjęto także (7 marca br.) decyzję o zniesieniu wiz dla Mołdawian.
Mimo już podjętych działań obserwujemy jednak widoczną niechęć niektórych państw członkowskich wobec zacieśniania integracji z ogarniętą kryzysem politycznym Ukrainą oraz obaw o reakcje Rosji. Zdaniem wielu najpierw konieczne jest porozumienie z Rosją, która akceptując ukraińską drogę do Unii, nie utrudni własnej wymiany handlowej z tym krajem.
Unia porównywana stale z USA działałaby na pewno szybciej i sprawniej gdyby była Stanami Zjednoczonymi Europy. Jeden prezydent podejmowałby decyzje szybko, teraz mamy 28 szefów o bardzo różnych poglądach na konkretny temat, w tym przypadku Ukrainę. W tych warunkach osiągnięto już naprawdę wiele.
Lidia Geringer de Oedenberg
Oficjalnym powodem miała być zbyt „słaba” dla Ukrainy oferta finansowa UE – szacowaną na 13 mld euro. Jak porównuję tę propozycję dla kandydata na kandydata z tym, co otrzymała Polska jako kraj członkowski w latach 2004-2006 – niecałe 12 mld, to mam wrażenie, że nie bardzo zrozumiano co naprawdę może w praktyce zaoferować Unia. Wspólnotowy budżet nie jest z gumy i bez konkretnej decyzji o zwiększeniu składki członkowskiej - nie ma co wyobrażać sobie, że pojawi się w nim nagle więcej środków. Co więcej, budżet na 2014-2020 został już podzielony, a o jakichkolwiek w nim - "luzach" finansowych nikt nie słyszał.
Konsekwencje "zawieszenia" euro-ukraińskich rozmów obserwowaliśmy najpierw na Majdanie, potem na Krymie, w Odessie i innych miastach naszego wschodniego sąsiada.
Unia Europejska oskarżana - co zabawne przez eurosceptyków - o opieszałość, z racji ograniczeń traktatowych po prostu nie może szybko reagować, gdyż nie jest państwem, a tylko zrzeszeniem 28 suwerennych podmiotów, które wspólnie decydują o każdym ruchu Wspólnoty. A to wymaga czasu, bowiem 28 ministrów odpowiedzialnych za konkretną dziedzinę musi uzgodnić swoje stanowisko zanim Unia podejmie jakąkolwiek decyzję. Nawet w tak trudnych "instytucjonalnie" warunkach udało się wiele osiągnąć.
- 21. marca 2014 r. podpisano z Ukrainą dokument "przedstowarzyszeniowy", wyrażający polityczną wolę przyszłego zbliżenia Kijowa z Unią, który stał się podstawą do konkretnej pomocy finansowej ze strony Wspólnoty.
- W geście solidarności UE postanowiła udzielić Ukrainie bezzwrotnej pomocy w wys. 1 610 mln EUR, a także jednostronnie otworzyć swój rynek dla ich towarów, co daje Ukrainie ok. 500 mln euro oszczędności na cłach (Autonomiczne Preferencje Handlowe otrzymało 95% produktów przemysłowych i 83% produktów rolnych i żywnościowych).
- Część gospodarczą umowy, w tym o pogłębionej strefie wolnego handlu (DCFTA) planuje się podpisać do 1 listopada 2014 r.
- Zaproponowano Ukrainie także 8 mld EUR w pakiecie pomocowym, jako wsparcie EBI i EBOR. - Wspólnie z MFW - Unia planuje uruchomienie kredytów w wysokości 17 mld dolarów.
W odpowiedzi na ostatnie rosyjskie "działania" Unia ponadto postanowiła:
- rozszerzyć listę Rosjan objętych zakazem wjazdu na jej terytorium, dodając 12 kolejnych nazwisk odpowiedzialnych za naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy,
- odwołać zaplanowany na czerwiec 2014 r. szczyt UE-Rosja
- poprzeć zawieszenie negocjacji z Rosją w sprawie przystąpienia do OECD i Międzynarodowej Agencji Energetycznej.
Zaktywizowano także działania wobec Mołdawii i Gruzji przyspieszając podpisanie z nimi umów stowarzyszeniowych z planowanego sierpnia najpóźniej do końca czerwca br. Podjęto także (7 marca br.) decyzję o zniesieniu wiz dla Mołdawian.
Mimo już podjętych działań obserwujemy jednak widoczną niechęć niektórych państw członkowskich wobec zacieśniania integracji z ogarniętą kryzysem politycznym Ukrainą oraz obaw o reakcje Rosji. Zdaniem wielu najpierw konieczne jest porozumienie z Rosją, która akceptując ukraińską drogę do Unii, nie utrudni własnej wymiany handlowej z tym krajem.
Unia porównywana stale z USA działałaby na pewno szybciej i sprawniej gdyby była Stanami Zjednoczonymi Europy. Jeden prezydent podejmowałby decyzje szybko, teraz mamy 28 szefów o bardzo różnych poglądach na konkretny temat, w tym przypadku Ukrainę. W tych warunkach osiągnięto już naprawdę wiele.
Lidia Geringer de Oedenberg
30 kwietnia 2014
1 maja do lamusa?
Wyobraźmy sobie, że 1 maja przestaje być dniem wolnym od pracy. Ziszcza się marzenie jego oponentów i... Święto Pracy świętujemy pracując. Nici z długiego weekendu. Odwołujemy majówki, spotkania, wyjazdy rodzinne.
Właściciele pensjonatów, hoteli restauracji i inni świąteczni usługodawcy – powinni protestować, może nawet wyjść na ulice w pochodzie...
To tylko żart. 1 maja od 10 lat ma dodatkowe umocowanie do świętowania. A doprawdy mamy co świętować. Po latach starań i przygotowań zostaliśmy członkiem Unii Europejskiej. Dołączyliśmy na równych prawach do świata wzbudzającego wcześniej tylko naszą zazdrość...
Członkostwo Polski w UE – jak widzimy po dziesięciu latach - przyniosło wiele korzyści nam wszystkim. Samorządy, przedsiębiorcy i rolnicy korzystają z funduszy unijnych, polskie firmy z powodzeniem radzą sobie na wspólnym europejskim rynku, swobodnie podróżujemy po całym terytorium Unii, możemy za granicą studiować i mieszkać gdzie chcemy, legalnie podejmować pracę.
1 maja to też dobry moment by skorzystać z możliwości odwiedzenia przyjaciół w Pradze, Londynie czy Paryżu - za kilkadziesiąt złotych, tanią linią. 10 lat temu nie byłoby to takie proste.
Wróćmy jednak na moment do pierwszomajowych źródeł.
Od kiedy nikt nam nie każe chodzić w udających radość pochodach, możemy spojrzeć na tę datę z dystansem. Święto 1 maja upamiętnia krawawo stłumiony protest robotników z Chicago z 1886 r. , którzy walczyli o 8-godzinny dzień pracy. Dla nas to dziś to standard. Uważam, że warto oddać hołd tym, którzy zapłacili życiem za TEN standard.
Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy będę świętować w Nowej Rudzie. Na pochodzie.
Lidia Geringer de Oedenberg
Właściciele pensjonatów, hoteli restauracji i inni świąteczni usługodawcy – powinni protestować, może nawet wyjść na ulice w pochodzie...
To tylko żart. 1 maja od 10 lat ma dodatkowe umocowanie do świętowania. A doprawdy mamy co świętować. Po latach starań i przygotowań zostaliśmy członkiem Unii Europejskiej. Dołączyliśmy na równych prawach do świata wzbudzającego wcześniej tylko naszą zazdrość...
Członkostwo Polski w UE – jak widzimy po dziesięciu latach - przyniosło wiele korzyści nam wszystkim. Samorządy, przedsiębiorcy i rolnicy korzystają z funduszy unijnych, polskie firmy z powodzeniem radzą sobie na wspólnym europejskim rynku, swobodnie podróżujemy po całym terytorium Unii, możemy za granicą studiować i mieszkać gdzie chcemy, legalnie podejmować pracę.
1 maja to też dobry moment by skorzystać z możliwości odwiedzenia przyjaciół w Pradze, Londynie czy Paryżu - za kilkadziesiąt złotych, tanią linią. 10 lat temu nie byłoby to takie proste.
Wróćmy jednak na moment do pierwszomajowych źródeł.
Od kiedy nikt nam nie każe chodzić w udających radość pochodach, możemy spojrzeć na tę datę z dystansem. Święto 1 maja upamiętnia krawawo stłumiony protest robotników z Chicago z 1886 r. , którzy walczyli o 8-godzinny dzień pracy. Dla nas to dziś to standard. Uważam, że warto oddać hołd tym, którzy zapłacili życiem za TEN standard.
Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy będę świętować w Nowej Rudzie. Na pochodzie.
Lidia Geringer de Oedenberg
Subskrybuj:
Posty (Atom)