30 stycznia 2013

Berlusconi chwali Mussoliniego: Gafa czy prowokacja?

We Włoszech tuż przed wyborami atmosfera jak zawsze była "naturalnie" gorąca, ale do wrzenia doprowadziła ją ostatnio wypowiedź byłego premiera Silvio Berlusconiego, w której uznał faszystowskiego dyktatora Benito Mussoliniego za znakomitego przywódcę...

Kontrowersyjna opinia Berlusconiego, którego konserwatywna partia zajmuje obecnie drugie miejsce w sondażach, padła podczas wywiadu w związku z mediolańską ceremonią upamiętniającą ofiary Holocaustu. Zdaniem Berlusconiego - Mussolini wcale nie był admiratorem Hitlera, ale po prostu najprawdopodobniej wykalkulował, że dla dobra kraju lepiej opowiedzieć się za silniejszą stroną ewentualnego konfliktu... Ponadto, nie licząc paru rasistowskich ustaw, które były ewidentną pomyłką - Duce wprowadził we Włoszech wiele pozytywnych zmian.

Właśnie wczoraj odwiedzałam jedną z "pomyłek" Duce, obóz koncentracyjny w Trieście, przez który wyekspediowano połowę włoskich Żydów w kierunku Auschwitz. Może należałoby niektórym politykom serwować przymusowe lekcje historii z odwiedzinami w podobnych miejscach historycznych, by odświeżyć ich dawno zapomnianą wiedzę szkolną?...

Swoją drogą we wspomnianym muzeum w Trieście w opisach dokonanych tam zbrodni wszędzie występują NAZIŚCI, bez przynależności do jakiegokolwiek państwa. Za parę lat kolejne pokolenia będą najprawdopodobniej sądzić, że te bestie przybyły z innej planety. Obóz w Trieście był głównie tymczasowym miejscem dla tysięcy więźniów, bowiem finalną destynacją była... Polska, obóz w Auschwitz, dokąd udawali się w charakterze siły roboczej (!). Stąd już krok do "polskich obozów"...
Niedzielna wypowiedź kandydata na "po- raz- czwarty- premiera" wywołała oburzenie także w międzynarodowych mediach, które zakwalifikowały ją jako promowanie faszyzmu, czego zabrania nie tylko włoskie prawo.

"Zdziwiony" obrotem sprawy Berlusconi wydał właśnie oświadczenie, w którym nie specjalnie wycofuje się z wcześniejszych opinii, tylko żałuje, iż nie dodał, że jest przeciwny jakimkolwiek dyktaturom.

Z pozdrowieniami z politycznie gorących Włoch 
Lidia Geringer de Oedenberg

Więcej: 
http://www.nytimes.com/2013/01/28/world/europe/berlusconi-praises-mussolini-as-good-leader.html?_r=1& 
http://www.economist.com/blogs/charlemagne/2013/01/italian-politics

23 stycznia 2013

Wielki Brat w kieszeni, samochodzie, lodówce...

Lodówka wysyła nam maila z informacją, że nie mamy mleka, a jogurt waniliowy właśnie się przeterminował. W niedalekiej przyszłości urządzenia domowe za pośrednictwem Internetu będą się z nami tak komunikować, co więcej będą też wymieniać informacje między sobą, bez udziału człowieka. Brzmi jak science fiction? Nie, w niektórych dziedzinach to już tak działa.

Parlament Europejski przygotował specjalne sprawozdanie w sprawie perspektyw rozwoju sieci, łączącej m.in samochody, urządzenia AGD i produkty na sklepowych półkach. Komunikacja między urządzeniami zwana M2M (maszyna-maszyna) staje się coraz bardziej powszechna za sprawą dostępnych aplikacji, a napędza ją zainteresowanie ze strony rynku konsumentów. Podłączone do sieci sprzęty dysponują nowymi funkcjami, z których zastosowań nie zdajemy sobie do końca sprawy. A zgoda na ich użycie to zezwolenie na przesyłanie naszych danych...
Komisja Europejska przedstawiła już nawet plan działania, pozwalający przygotować unijne przepisy do nadchodzącej nowej ery sprzęto-komunikacji. 


Internet urządzeń
To nowe zastosowanie technologii internetowych w rozmaitych sprzętach, które w najbliższych dziesięciu - piętnastu latach stanie się codziennością.
Pralka i zmywarka skomunikują się ze sobą dzięki standardowi RFID (radio frequency identification) - technologii otrzymywania i przekazywania informacji drogą bezprzewodową i wyślą nam sygnał o twardości wody, z którą muszą się zmagać czy niezbędnych środkach ją zmiękczających. Parę układów scalonych z antenką, posiadających zdolność do przechowywania wielu informacji i ich przekazywania drogą radiową na niewielkie odległości będzie w każdym nowym urządzeniu w naszym mieszkaniu, naszym życiu...
Przykładowo w sektorze rolno-spożywczym RFID pozwoli szybko i efektywnie śledzić produkty i pozyskiwać informacje o ich: miejscu przechowywania, składzie chemicznym, poziomie glutenu itp. 


Przekaz naszych danych już odbywa się praktycznie ...wszędzie.
Jeśli zsynchronizujesz swojego smartphone'a z samochodowym radiem, by słuchać w czasie jazdy zapisanej w nim muzyki – przesyłasz nie tylko ulubione piosenki. Nieświadomie udostępniasz wszystkie swoje dane ze smartphone'u (zapisane odtąd w pamięci radia) mechanikowi samochodowemu, który jeśli zechce będzie je mógł odtworzyć z naszego odbiornika podczas naprawy samochodu.


Czujniki poboru prądu mające optymalizować jego dostawę, zainstalowane w naszym mieszkaniu przekazują tak szczegółowe dane, że można nie tylko stwierdzić, czy jesteś w domu, ale nawet jaki program oglądasz i czy masz włączony alarm.

Szpieg zwany SIM
Karty SIM są nie tylko w naszych telefonach komórkowych czy smartphone'ach.
Są umieszczane np. w tabletach, konsolach do gier, kamerach, samochodach przekazując różne informacje za pośrednictwem sieci telefonii komórkowej.
Dystrybutory napojów również posiadają karty SIM, wysyłające dostawcom informacje na temat stanu zużycia produktów, by ci uzupełnili je na czas. Terminale płatności z kartą SIM pozwalają płacić kartą płatniczą w naszym domu np. za dostawę mebli.
Firmy transportowe od dawna “szpiegują” w ten sposób swoje samochody, uzyskując za pośrednictwem karty dane o realnym czasie przemieszczania się pojazdów, miejscu, w jakim znajdują się w danej chwili, trasie, jaką pokonały, ciśnieniu w oponach, czy ilości postojów po drodze. Urządzenia te są legalne, o ile pracownicy o nich wiedzą. Przykładowo Trancis, belgijska firma transportowa stosuje ten system od lat, zarządzając z sukcesem flotą swoich samochodów w całej Europie.
 

 Kolejny przykład – inteligentne samochody, które same wzywają pomoc w razie wypadku, czy też potrafią się zdezaktywować w razie kradzieży. Takie auta już istnieją - Touareg VW. W Belgii, gdzie od 9 lat mieszkam 10 000 samochodów posiada już taki system. Inne urządzenia “donoszące” o naszych danych prosto z samochodu to powszechna już nawigacja GPS, wykorzystująca technologię M2M, aktualizując podawane nam informacje na bieżąco np. odnośnie zmian w ruchu drogowym. W samochodach Renault, nawigacja “Tom Tom live” dostępna jest w standarcie w 50% nowych Clio i 90% nowych Scenic.
 

 Karta SIM zbiera też informacje dotyczące innych parametrów samochodu, a wszystko, co zawiera komputer pokładowy może być przekazywane dalej - kilometraż, poziom oleju, benzyny i wiele innych. Dane te pozwolą producentowi dokonać diagnostyki samochodu na odległość i zaproponować kierowcy rozwiązania ad hoc. Firma Renault opracowuje już ofertę handlową dla swoich klientów, którym po przekroczeniu pewnej ilości kilometrów, np. zaproponuje przegląd i to w najbliższym dostępnym warsztacie. Oczywiście za wcześniejszą zgodą klienta.
 

 Amazon w rodzinie Wielkiego Brata
Specjalność Amazona to nie sprzedaż książek, jak by się mogło wydawać, ale zbieranie informacji. Podobnie zresztą jak wielu innych wirtualnych platform typu Facebook czy Google. Wirtualny sklep Amazon gromadzi niewyobrażalnie dużą ilość cennych danych związanych z przyzwyczajeniami i preferencjami zakupowymi swoich klientów.
Amazon śledzi nawet odwiedzających stronę, którzy niczego nie kupili. Firma jest liderem monitoringu. Ma też swoich pomocników jak Kindle. W warunkach ogólnych licencji, którą klient musi zaakceptować, Kindle jasno wskazuje, że jego oprogramowanie dostarcza Amazonowi różnorakie informacje, nawet o ostatniej przeczytanej stronie, prędkości, z jaką czytasz książkę czy zawartości archiwów. Podobnie jak inni uczestnicy rynku książek elektronicznych Kobo czy Barnes&Nobles - Amazon wie wszystko na temat nawyków czy upodobań użytkowników aplikacji Kindle. W czasie rzeczywistym, za sprawą elektronicznego czytnika wyposażonego w swoisty system kontrolny z kartą SIM, (o czym wielu użytkowników nie wie, bo nie płacą swojemu operatowi za połączenie wyręczeni przez Amazon) - Kindle 3G zbiera swe cenne dane.
 

 1.6 mld szpiegów na świecie
Tyle szacuje się, że już dziś jest podłączonych różnych sprzętów do sieci. W małej Belgii wg Le Soir naliczono ich ok. 7 mln .
Komunikujące się maszyny to najlepsi klienci dla operatorów telefonicznych i choć to nie jest ich sztandarowa usługa, to okazuje się być najbardziej opłacalną. Każde połączenie generuje około 15% płynących opłat do operatora. Na każde 10 euro wygenerowanych przez podłączone urządzenie, operator dostaje 1,5 euro.
 

 Szpieg w kawie
By zwiększyć swoje dochody operatorzy preferują dziedziny generujące przepływ dużej ilości danych jak sektor samochodowy czy elektroniczny, ale ostatnio np. Orange podpisało umowę z Nespresso... Firma wyposaża właśnie swoje ekspresy do kawy w karty SIM połączone z Orange, by mieć informacje na temat stanu filtrów, pomp etc. W przypadku wykrytej awarii Nespresso nawiąże bezpośredni kontakt z klientem. Czujniki pozwolą również kontrolować godzinę, ilość oraz rodzaj konsumowanej kawy...
 

 Szpiegowski odkurzacz
Samsung wypuścił w zeszłym roku inteligentny odkurzacz, który sam “zamawia” online filtry i in akcesoria. Podobne innowacje dotyczą także naszego zdrowia. Grupa Sorin opracowała wspólnie z Orange czytniki pulsu, wysyłające samodzielnie do lekarza dane dotyczące kondycji kardiologicznej pacjenta, pozwalając na ograniczenie ilości jego wizyt. Inne aplikacje oparte na idei “dobrego samopoczucia" także już istnieją: choćby bransoletki mierzące przebyte km firmy Fitbit, pokonane na schodach stopnie, spalone kalorie czy jakośc naszego snu.
 

 Inteligentne miasto
Operatorzy telefonii marzą o stworzeniu “połączonych” miast, w których wszystkie elementy znajdujące się w przestrzeni publicznej, współgrałyby ze sobą: transport publiczny, oświetlenie, kamery, wywóz śmieci, sygnalizacja świetlna etc, co mogłoby się przyczynić do poprawy efektywności energetycznej transportu i zmniejszenia zanieczyszczeń. Przykładowo nowa technologia pozwoliłaby uniknąć korków poprzez dopasowaną do ruchu zmianę świateł.
Połączenie wszystkich danych zebranych przez “inteligentne” miasta umożliwiłoby zarządzanie w czasie rzeczywistym całością przestrzeni miejskiej. Dzięki tym super połączeniom np. ambulans mógłby "ustawiać" światła sygnalizacyjne na zielone na całości trasy swojego przejazdu, a pacjent po ataku serca, byłby "obserwowany" non stop przez swojego lekarza, dzięki układowi wszczepionemu pod skórę. W ten sposób można by kontrolować wiele funkcji czy objawów naszego organizmu i zapobiegać chorobom. Pomysły brzmią obiecująco, choć nie mamy jeszcze wyników badań wpływu fal radiowych (za pomocą których te urządzenia się porozumiewają) na ludzkie zdrowie.
 

 Internet urządzeń czysta wygoda dla europejskich konsumentów?
Technologia daje niezliczone możliwości aplikacji służących naszemu komfortowi i biznesowi, ale nie pozostaje bez wpływu na prawa podstawowe obywateli. Firmy i osoby korzystające z tych rozwiązań otrzymują dostęp do informacji na temat naszego życia prywatnego. Sprawą otwartą i kluczową pozostaje kwestia zarządzania wszystkimi tymi danymi. Sposób, w jaki będą gromadzone i wykorzystywane, nie tylko z punktu widzenia przedsiębiorstw, które będą się tym zajmować, ale i osób trzecich, którym dane mogłyby być sprzedawane.
 

 Jak chronić naszą prywatność w Internecie?
Szpiegująca lodówka nas trochę przeraża, ale nie dzielenie się "wszystkim" z bliskimi i znajomymi w Internecie. Umieszczamy nasze zdjęcia, komentarze na temat pracy czy osobistego życia na forach społecznościowych, czasami podając nawet swój adres czy telefon. Z najnowszych danych Eurobarometru wynika, że 74 % Europejczyków uznaje ujawnianie informacji o sobie w Internecie za część obecnego życia. Aż 67 proc. badanych nie wie, że w krajach UE są urzędy odpowiedzialne za ochronę danych( w Polsce - GIODO). Czy potrzeba zatem chronić nas przed ... nami samymi?
 

 Art 16. Traktatu o Funkcjonowaniu UE gwarantuje wszystkim obywatelom prawo do ochrony ich danych osobowych. Obecnie obowiązująca dyrektywa o ochronie danych została przyjęta w "epoce przedinternetowej" - w 1995 r. i pilnie potrzebuje nowelizacji, by gwarantować głównie ochronę Internautów bez jednoczesnego naruszania prawa do prywatności.
Na stole negocjacyjnym leżą obecnie Dyrektywa i Rozporządzenie - dwie propozycje nowych regulacji dotyczących ochrony danych rozpatrywane jako pakiet.
 

 Zdaniem polskiego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Wojciecha Rafała Wiewiórowskiego wszystko, cokolwiek zostanie zaproponowane w Dyrektywie odnośnie funkcji kontrolnych nad danymi zbieranymi i przetwarzanymi przez organy państwowe tj. policję i służby, będzie lepszym rozwiązaniem niż to, które dziś istnieje w Polsce - gdzie nikt takiej zewnętrznej niezależnej kontroli nie sprawuje. Hm...
 

 Pracując w Komisji Prawnej, gdzie opiniujemy wspomniane dokumenty - główne zagrożenia upatruję przede wszystkim w definicjach użytych w tych dokumentach. Prawo do ochrony naszych danych jest prawem podstawowym, które jedynie w wyjątkowych sytuacjach może być ograniczane przez inne regulacje - np. w celu walki z terroryzmem, utrzymania bezpieczeństwa narodowego.
Filarem proponowanego tekstu są : definicja "zgody na przetwarzanie naszych danych", która musi być obwarowana pewnymi zabezpieczeniami oraz definicja “uzasadnionego interesu administratora danych” - dziś często nadinterpretowana przez korporacje.
W propozycji Komisji Europejskiej pojawia się też nowy termin "prawa do bycia zapomnianym", którego wprowadzenia chce aż trzy czwarte Europejczyków. O sprawie pisałam na blogu http://lgeringer.natemat.pl/40003,prawo-do-bycia-zapomnianym.
 

Komisją właściwą w sprawie raportu do dyrektywy w Parlamencie Europejskim jest Komisja Wolności Obywatelskich - LIBE. Dyskusja jeszcze trwa, a termin składania poprawek do dokumentu upływa 27.02.2013 r. Posiedzenia i debaty można śledzić on line na stronach Parlamentu Europejskiego.
 

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg 

22 stycznia 2013

Internet wygrywa z fast foodem, alkoholem i seksem

“Z którego z nawyków byłbyś z stanie zrezygnować na rok, w zamian za dostęp do Internetu?”To pytanie zostało zadane przez grupę Boston Consulting, w badaniach przeprowadzonych w 13 krajach. 80% respondentów odpowiedziało, że byłoby skłonne zrezygnować z fast foodów, 75% z alkoholu, a 27% z seksu, by tylko zatrzymać dostęp do Internetu. Wyniki te ilustrują jak ważną rolę odgrywa Internet w naszym życiu codziennym. Wśród 2, 4 mld Internautów, trudno znaleźć osoby, które nie miałyby e-maila, konta na Facebooku lub Twitterze, albo które nigdy nie odwiedziły innych portali społecznościowych takich jak YouTube, LinkedIn czy Picasa.

Internet zawładnął nie tylko naszymi sposobami komunikowania się, wolnym czasem i metodami szeroko rozumianej konsumpcji, wpłynął także na zaangażowanie w życie publiczne swoich użytkowników. Mimo, że większość obywateli w życiu codziennym nie emocjonuje się polityką, w Internecie jednakże sytuacja wygląda inaczej.
Jeśli można było wywołać rewolucję za pośrednictwem Facebooka, czego dowodem jest Arabska Wiosna, wpłynąć na legislację skrzykując się w sieci na Wall Street, obalić ACTA – wyciągając z ciepłych domów na mróz setki tysięcy Internautów –politycy skonstatowali, że mają do czynienia z namacalną siłą użytkowników sieci wpływającą na ukształtowanie sceny politycznej, czy stanowienie prawa.


Tę "siłę" z jednej strony sami wykorzystują jako narzędzie komunikacji do własnych kampanii, ale też stale próbują “regulować” przepływy w sieci, często pod pozorem zapewnienia użytkownikom bezpieczeństwa – usiłować wprowadzać cenzurę usprawiedliwioną dobrem publicznym.


Stale rodzą się nowe pomysły "okiełznania" Internetu, niektóre bardzo poważne, jak ten debatowany pod koniec 2012 r. w Dubaju na Konferencji Międzynarodowego Związku Komunikacji (ITU) - agendy ONZ, gdzie niektóre państwa szczególnie naciskały na wprowadzenie do sieci kontroli, czy nawet wstrzymywania przepływów w necie. Dyskusje były tak burzliwe, że po kilkunastu dniach negocjacji kompromisowy tekst dalej nie jest ani jasny ani satysfakcjonujący nawet dla członków ITU. Co prawda w części dotyczącej bezpieczeństwa użyto nowego sformułowania określającego bezpieczeństwo nie "w" sieci, tylko "dla" sieci, co miało przesunąć punkt ciężkości w stronę techniczno–infrastrukturalną, a nie merytoryczną przesyłów, ale po ukazaniu się kompromisowego tekstu 14 grudnia ub. roku stało się jasne, że poszczególne państwa mają bardzo różne wizje rozumienia tych zapisów. Szczególnie zapędy cenzorskie kilku państw z "ograniczoną demokracją" wyraźnie pokazują, że nie chodzi im o szeroko rozumiane bezpieczeństwo obywateli, ale raczej legalizację opresji na obywatelach. 


Po upadku ACTA nie będzie już możliwe przynajmniej w UE przemycić coś cichcem w skomplikowanych regulacjach.


The Economist * opublikował w swojej pierwszej edycji w tym roku ciekawy artykuł, porównujący aktywność rodzących się w latach 60-tych ruchów ekologicznych z rozwojem obecnych ruchów “cyfrowych”. Z analizy ekspertów wynika, że aktywiści internetowi wpływają znacznie skuteczniej na polityków, niż niegdyś ekolodzy i w znacznie krótszym czasie opanowali metody efektywnego używania narzędzi politycznych.


Weźmy za przykład kampanie prezydenckie Baracka Obamy, szczególnie tę z 2008 r. po raz pierwszy opartą głównie na społecznościowych kanałach dotarcia do wyborców, rekrutowania wolontariuszy i do pozyskiwania funduszy na kampanię. Kolejnym przykładem może być używanie e-dyplomacji czy e-usług przez rządy i liderów politycznych do komunikowania się z wyborcami. Polityka wyraźnie przenosi się do Internetu.


W kontrapunkcie do tej tezy parę dni temu francuski kanał France 2 wyemitował ciekawą debatę na temat roli politycznej aktywności w sieci w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej w 2012 r. Okazało się, że pomimo niezwykle intensywnej działalności w sieci obu kandydatów z II tury - Sarkozy'ego i Hollande'a, ten drugi z uporem naciskał także na równoległą, tradycyjną kampanię “od drzwi do drzwi” i wygrał. Zdaniem analityków postawił na zaufanie wyborców, a to skuteczniej zyskuje się w kontaktach bezpośrednich.


Co kraj to obyczaj. 


Mam wrażenie, że polskie społeczeństwo dotknięte alergią na rodzimych polityków, nie chodzi co prawda na wybory (przynajmniej jego połowa), ale siedząc przed telewizorem czy w necie - obficie obsypane "wysypką" - czerpie rozkosz z bolesnego drapania.

 

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg

 

* więcej: http://www.economist.com/news/briefing/21569041-can-internet-activism-turn-real-political-movement-everything-connected  http://www.economist.com/news/briefing/21569041-can-internet-activism-turn-real-political-movement-everything-connected

16 stycznia 2013

4 lata dla austriackiego europosła - lobbysty

Były austriacki minister spraw wewnętrznych i eurodeputowany Ernst Strasser został 14.01.13 skazany na cztery lata więzienia za korupcję.

Fikcyjna firma o nazwie Taylor Jones Public Affairs - wymyślona przez dziennikarzy brytyjskiego tabloida „The Sunday Times” przez rok poprzez swoich „lobbystów” próbowała przekupić ponad 60 eurodeputowanych, głównie z najsilniejszych grup politycznych: Chadeków i Socjaldemokratów, mających realny wpływ na eurolegislację. Zdecydowana większość „kuszonych” posłów nie wyraziła ochoty na proponowane spotkanie, ale kilku zainteresowało się tematem. (O sprawie pisałam http://lidiageringer.blog.onet.pl/2011/04/07/brytyjski-agent-tomek-w-parlamencie-europejskim/).

Posłom proponowano uposażenie członka “rady doradczej” w zarządzie fikcyjnej firmy w wysokości 100 tys. euro rocznie, zaś ich “konsultacje” miały prowadzić do zmian w dyskutowanych przez PE dokumentach dotyczących pewnych regulacji finansowych, tak by przepisy były korzystne dla "płacącego".

Choć nikt z oskarżanych wtedy na łamach prasy deputowanych nie przyznał się do winy, to "wyrok medialny" zapadł natychmiast, bez jakiegokolwiek domniemywania niewinności. W efekcie dwóch deputowanych zrezygnowało z mandatów poselskich pod polityczną presją swoich partii: Austriak Ernst Strasser i Słoweniec Zoran Thaler. Rumun Adrien Severin nie zrezygnował z mandatu, ale został przymuszony do wystąpienia z grupy politycznej Socjaldemokratów. Uczynił to niechętnie, gdyż był przekonany, że nie zrobił niczego niewłaściwego - zgodził się na normalne usługi konsultingowe, co nie stoi w sprzeczności ze statutem eurodeputowanego (to prawda, należy tylko zgłosić taki fakt w deklaracji majątkowej), co więcej chcąc być w zgodzie z prawem skonsultował nawet tę umowę z serwisem prawnym PE, który nie doszukał się w niej niczego niewłaściwego... Hiszpan Pablo Zalba Bidegain, także nie zrezygnował z mandatu, wytoczył natomiast sprawę gazecie i pozostał w swojej grupie politycznej Chadeków.

Od afery minęły prawie dwa lata.Strasser, Thaler, podobnie jak pozostający w PE Severin i Zalba Bidegain wcześniej byli prawdziwymi bossami w swoich krajach. Ernst Strasser był ministrem austriackiego MSW, Zoran Thaler stał na czele słoweńskiej dyplomacji, Adrian Severin był wicepremierem i ministrem rumuńskiego MSZ, a Pablo Zalba Bidegain był wysokiej rangi menadżerem w Arcelor Mittal. Mieli mocną polityczną pozycję, dobre perspektywy przed sobą i spore majątki. 100 tys. euro w ich przypadku to nie fortuna, dla której warto wszystko ryzykować. Co ich skłoniło do współpracy z niby-lobbistami z brytyjskiego brukowca? To wyjaśniają obecnie słoweńskie, rumuńskie i hiszpańskie organy ścigania, bowiem austriackie już zakończyły ten proces. Ernst Strasser, polityk konserwatywnej Austriackiej Partii Ludowej usłyszał już wyrok: 4 lata wiezienia, bez możliwości zwolnienia warunkowego - za zgodę na forsowanie zmian legislacyjnych w Parlamencie Europejskim w zamian za 100 tys. euro.

Swoją linię obrony Strasser oparł na twierdzeniu, że zdawał sobie sprawę z podstępu, ale podejmując "grę" chciał rozszyfrować fałszywych lobbystów, których uważał za ... amerykańskich agentów służb specjalnych. Sędzia Georg Olschak nie uwierzył w tę linię obrony, co więcej skomentował ją, jako najbardziej dziwaczną, jaką słyszał podczas swoich 20 lat praktyki zawodowej... Strasser przyjął werdykt z kamienną twarzą, jego prawnik Thomas Králík zapowiedział już apelację.Ciekawym jest, że w czasie przesłuchań były deputowany wcale nie krył, że działał już wcześniej otwarcie, jako lobbysta. Jego zwyczajową stawką było 70 tys. euro rocznie. W listopadzie 2010 r. podniósł klientom taryfę do 100 tys. euro. Miał już sześciu kontrahentów zanim pojawili się lobbyści - dziennikarze.Sędzia Olschak ogłaszając wyrok zaznaczył, że „w historii II Republiki Austriackiej było tylko kilka osób, które naruszyły godność Republiki tak jak Pan..."  

Ciąg dalszy zapewne nastąpi
Lidia Geringer de Oedenberg 

więcej: http://www.eubusiness.com/news-eu/austria-corruption.lr2/

9 stycznia 2013

Hugh Grant contra David Cameron...

...czyli etyka mediów po brytyjsku.

Przez ostatni rok ochrona danych osobowych i wolność w Internecie nie schodziły z agendy Parlamentu Europejskiego. Wygrana batalia z ACTA potwierdziła, że prawo do prywatności i brak zgody na cenzurę są dla obywateli XXI wieku niezwykle istotne*.

Mówiąc o cenzurze, mamy na myśli zagrożoną wolność mediów, ale czy pisać lub pokazywać można wszystko? Czy i gdzie są granice tej wolności? Trwa gorąca debata w brytyjskim Parlamencie. Autor nowej propozycji legislacyjnej – sędzia Sir Brian Henry Leveson zaleca utworzenie … systemu nadzoru mediów. Ministerstwo Prawdy? Nie do końca.
Leveson nie ma dobrego zdania o brytyjskich mediach, określa je w swoim raporcie jako : “skandaliczne”, “lekceważące fakty”, działające “na styku policji i struktur politycznych”. 
 Proponowany przez niego “urząd nadzoru” miałby działać niezależnie od polityki, czy rządu – ustanowiony przez same media, z uprawnieniami do prowadzenia dochodzeń w sprawach naruszeń prawa, z mocą nakładania grzywien w wysokości do 1, 2 mln funtów. Ofiary medialnych ataków mogłyby przed wspomnianym urzędem – dochodzić swoich praw w sposób szybki i niekosztowny. 

Przyczyną powstania raportu był skandal związany z nielegalnymi podsłuchami rozmów telefonicznych, który zmusił brytyjskie władze do przemyślenia relacji prasy z policją, osobami publicznymi i politykami…

Afera wybuchła w 2010 r. wraz z odkryciem, że dziennikarze “The News of the World”, jednego z najlepiej sprzedających się tabloidów w Wielkiej Brytanii, nielegalnie nagrywali rozmowy i włamywali się do skrzynek głosowych celebrytów, polityków, ofiar przestępstw czy nawet członków Rodziny Królewskiej. Punktem zwrotnym skandalu było odkrycie, że w 2011 r. dziennikarze wspomnianej gazety podsłuchiwali nagrania z poczty głosowej zamordowanej nastolatki Milly Dowler. Stwierdzone fakty łamania prawa zmusiły potentata mediowego Ruperta Murdocha do zamknięcia “The News of the World”- 7 lipca 2011 r.
Nieco wcześniej, w czerwcu 2011 r. pod presją opinii publicznej brytyjski premier David Cameron zlecił sędziemu Leveson sporządzenie raportu na temat dotychczasowych “praktyk” brytyjskiej prasy. Po ponad roku śledztwa 29 listopada ub.roku Leveson opublikował pierwszą część raportu – ponad 2 tys. stron, podsumowanych zaleceniem stworzenia nowego prawa, pozwalającego regulować działanie mediów w Wielkiej Brytanii. Od tego momentu sprawa nie schodzi z pierwszych stron brytyjskich gazet.

Reakcje wobec raportu były skrajnie różne: premier Cameron nie krył niezadowolenia i zgłosił natychmiastowy sprzeciw wobec propozycji, przez co sam się postawił w bardzo niezręcznej sytuacji, bowiem jego przyjaźń z Rebekah Brooks, szefową zamkniętego tabloidu 
“The News of the World” jest tajemnicą poliszynela … Dodatkowo ostatnio oliwy do ognia dolał wysoki rangą śledczy d/s antyterroryzmu – April  Casburn – podejrzany o sprzedawanie „The News of the World” poufnych informacji. 

Koalicjanci z rządu, jak wicepremier Nick Clegg -  popierają Levesona i prowadzą rozmowy na rzecz przyjęcia proponowanego nowego prawa. Cameron tymczasem boi się, że zgadzając się na propozycję straci poparcie popularnych mediów, dzięki którym m.in. wygrał wybory. 

Zagrożone procesami przewidzianymi w nowej regulacji tabloidy mogą w odwecie obrócić przeciwko niemu miliony swoich czytelników – jego wyborców. Wydaje się, że w tej sytuacji pragmatyzm wyborczy premiera wygrywa z etyką.

W przeciwieństwie do Camerona brytyjski aktor Hugh Grant – twierdzi, że nowe prawo będzie chronić dobre dziennikarstwo. Dlaczego właśnie Hugh?

Trochę historii. Kilka miesięcy temu, Grant pojawił się w Parlamencie Europejskim, by wziąć udział w dyskusji na temat niezależności mediów. Oprócz bycia powodem westchnień obecnych na konferencji pań (szczególnie moich asystentek), aktor pokazał swoje zaangażowanie na serio w walkę z infiltracją i nieetycznymi metodami pozyskiwania informacji przez media, np. za pośrednictwem nielegalnych podsłuchów telefonicznych, czy włamań do skrzynek mailowych.

Grant, który sam padł ofiarą takich metod, w ostatnich miesiącach stał się osobą najbardziej kojarzoną z raportem Levesona. Grant “zagrał” też specjalną rolę w całej sprawie, demonstrując spore umiejętności śledcze – nagrał byłego dziennikarza “The News of the World” Paula McMullana, który “przy kieliszku” – przyznał się do podsłuchiwania rozmów telefonicznych znanych osób publicznych.
 

W konsekwencji tych wyznań piosenkarz James Blunt, jeden z podsłuchiwanych przez “The News of the World” już wniósł sprawę przeciw wydawcy tabloidu, jego śladem idą następni celebryci. 22 z 178 ofiar “hackingu” telefonicznego już zgłosiło podobne roszczenia. Nie wszyscy, bowiem obecnie obrona prawa do prywatności i tajemnicy korespondencji ze względów finansowych dostępna jest tylko nielicznym, nowa regulacja ma to zmienić.

6. stycznia br. grupa Campaign Hacked Off, której twarzą stał się Hugh Granth opublikowała projekt ustawy, w całości popierający wdrożenie zaleceń raportu Levesona. 

Propozycja regulacji „watchdoga” mediów bez wątpienia jest kontrowersyjna, szczególnie w kręgach dziennikarskich, gdzie “wolność” słowa jest często pod komercyjną presją prywatnych potentatów, którzy stosując makiaweliczną metodę „cel uświęca środki”- realizują własną politykę. Nie tak dawno i my w Europarlamencie byliśmy świadkami “implementacji” podobnych „środków”, użytych przez murdoch’owych dziennikarzy udających lobbystów, posługujcych się fałszywymi dokumentami – fabrykujących „niezbite dowody” przeciw kilku posłom, by potem zmanipulowanym materiałem szokować opinię publiczną. Zarzucanej korupcji nikomu później nie udowodniono, ale trzech europosłów pod presją mediów i swoich partii – zrzekło się mandatów. 

Nie jest łatwo znaleźć balans dla wolności mediów i prawdy odpowiedzialnego przekazu, ale myślę, że premier Cameron może wziąć przykład z innych krajów, które znalazły takie rozwiązanie, np. z Danii.

Duńska Rada Mediów została utworzona w 1992 r. i jest odpowiedzialna za nadzór dziennikarstwa – w prasie, telewizji, radiu oraz coraz częściej w sieci. Rada składa się z przewodniczącego, vice przewodniczącego (obaj wybierani przez duński Sąd Najwyższy) i 6 innych członków, którzy nominowani są przez Ministra Sprawiedliwości z rekomendacji duńskich dziennikarskich związków zawodowych, wydawców i Duńskiej Rady Edukacji Dorosłych. Jak widać wieloletnie istnienie i działalność Rady nie zagraża Danii, ani dobrze tam funkcjonującej demokracji, ceniącej wolność prasy.

Jakąkolwiek drogę obierze premier Cameron, jego decyzja będzie miała wpływ nie tylko na media, czytelników i kulturę dziennikarstwa w jego kraju – ale także na inne państwa.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg


*Dzień po odrzuceniu ACTA – Rada Praw Człowieka ONZ przyjęła rezolucję potwierdzającą, że prawa człowieka w Internecie są takie same jak prawa poza siecią.
więcej : http://www.guardian.co.uk/media/2012/dec/17/james-blunt-settles-phone-hackinghttp://www.guardian.co.uk/media/interactive/2012/nov/29/leveson-report-executive-summary http://hackinginquiry.org/news/hacked-off-publishes-the-leveson-bill/ http://www.bbc.co.uk/news/uk-20930781

8 stycznia 2013

Subiektywne europodsumowanie 2012 r.

Spowolnienie gospodarcze, kryzys strefy euro i przyszły siedmioletni budżet bez wątpienia były głównymi tematami naszych prac w Parlamencie Europejskim w trakcie przypadających na 2012 r. dwóch Prezydencji: duńskiej i cypryjskiej.

Duńczycy, którzy objęli przewodnictwo w Radzie UE po polskiej prezydencji - szczególny nacisk położyli na wdrażanie nowych reguł przewidzianych pakiecie regulacji zwanym „sześciopakiem” - narzucającym państwom członkowskim m.in. ścisłą dyscyplinę finansów publicznych wraz z nową procedurą kontroli budżetów narodowych. Dania podobnie jak Polska, dużą uwagę poświęciła również rynkowi wewnętrznemu, zabiegając o obniżenie kosztów administracyjnych dla małych i średnich przedsiębiorstw, ze szczególnym naciskiem na rzecz ekologicznej Europy i tzw. zielonych miejsc pracy.

Przy bardzo dobrej współpracy z duńską Prezydencją, jako główny sprawozdawca z Komisji Prawnej opracowywałam dyrektywę z dziedziny praw autorskich o dozwolonym użytku tzw. dzieł osieroconych. Regulacja, która już niedługo wejdzie w życie otworzy skarbiec z długo skrywanymi dziełami europejskiej kultury, zablokowanymi prawem autorskim z racji niemożności odnalezienia właścicieli praw do nich i uzyskania zgody na ich użycie. Dyrektywa umożliwi dostęp do wszelkich publikacji: książek, gazet, zdjęć, nagrań czy filmów chronionych prawem autorskim, przy założeniu, że właściciele praw otrzymają rekompensatę za użycie dzieła, po tym jak zostaną odnalezieni. Metody poszukiwania zostały ściśle określone w dyrektywie.

Po ponad 30 latach negocjacji Europa doczekała się nareszcie jednolitego patentu, który w swym założeniu ma być narzędziem wzrostu i konkurencyjności naszej gospodarki. Dziwi mnie, że nasz rząd, który de facto wynegocjował zasady wspólnotowego patentu i ogłosił to sukcesem polskiej prezydencji, teraz myśli nad wycofaniem swojego poparcia dla inicjatywy...
W Parlamencie trwają także od ponad roku intensywne prace nad harmonizacją prawa własności intelektualnej oraz reformą prawa ochrony danych osobowych, które mają nadążyć za szybko zmieniającym się światem cyfrowym, tak by lepiej chronić i służyć europejskim obywatelom.

W drugim półroczu 2012 r. w czasie cypryjskiej prezydencji działania skupiały się przede wszystkim wokół przywrócenia wzrostu gospodarczego i opanowania skutków kryzysu strefy euro. Cypr, którego gospodarka jest ściśle powiązana z grecką, miał wyjątkowo trudną sytuację negocjacyjną, co nie pomagało w dyscyplinowaniu budżetów poszczególnych państw członkowskich przy wdrażaniu wspomnianego "sześciopaku”. Trzymanie w ryzach greckiego budżetu w praktyce oznacza zamiast dopuszczalnego 60% zadłużenia publicznego - dług rzędu 180% PKB.

Cypryjczycy za cel postawili sobie także inwestowanie w programy sprzyjające tworzeniu nowych i lepszych miejsc pracy oraz szkoleniu – zwłaszcza młodych bezrobotnych – z myślą o dostosowaniu ich kwalifikacji do potrzeb rynku pracy.  Najważniejszy priorytet Cypryjskiej Prezydencji, jakim było doprowadzenie do przyjęcia budżetu UE na lata 2014-2020, nie został niestety osiągnięty. Projekt siedmioletniej perspektywy finansowej przedstawiony przez Komisję Europejską w wysokości ponad 1000 mld euro został zredukowany w propozycji Przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya o około 75 mld euro. Planowane cięcia mają dotyczyć głównie wydatków na infrastrukturę i innowacyjność.
Mimo, że dla Polski - propozycja ta oznaczałaby w stosunku do pierwotnego planu o 1,5 mld euro mniej środków w polityce spójności, to jednak w praktyce nasz kraj otrzymałby około 72,4 mld euro na następne 7 lat, podczas gdy w obecnym budżecie na lata 2007-2013, Polsce przypadło niecałe 68 mld euro. Nawet w odchudzonym budżecie planuje się dla nas ok. 5 miliardów więcej.

Kolejny styczniowy szczyt już pod irlandzką prezydencją powinien przynieść konkretne rozwiązania, ale nie sądzę by były już ostateczne. Swój sukces negocjacyjny Irlandczycy zapewne taktycznie przetrzymają do końca swojej prezydencji , czyli do czerwca br.
W roku 2012 odbyły się też bardzo istotne dla polityki europejskiej wybory prezydenckie we Francji. Objęcie rządów w Pałacu Elizejskim przez socjalistę Francois Hollanda, ochłodziło relacje w dotychczasowym tandemie francusko-niemieckim. Widoczna podczas listopadowego szczytu - przychylność niemieckiej Kanclerz dla drastycznych oszczędności proponowanych przez Londyn w budżecie na lata 2014 -2020, stanowi być może zapowiedź przyszłych zmian układu sił w zjednoczonej Europie. W czasach kryzysu egoizmy narodowe wyraźnie zaczynają brać górę nad wspólnym interesem, co nie jest dobre dla przyszłości Unii. Z historii wiemy, że brak współpracy i stawianie na swoim kończyło się... wojnami. A sam projekt Wspólnoty - to przede wszystkim zapewnienie pokoju w Europie. Czy zdajemy sobie sprawę, że żyjemy obecnie w najdłuższym okresie pokoju w historii Polski?Bardzo się cieszę, że Komitet Noblowski wybrał kandydaturę Unii Europejskiej spośród 231 nominowanych do pokojowej Nagrody Nobla. Miałam zaszczyt uczestniczyć w specjalnej ceremonii z tej okazji zorganizowanej w Parlamencie Europejskim i czułam się dumna jako Polka i Europejka, że jestem członkiem tej Wspólnotowej Rodziny. Unia Europejska została wyróżniona za rolę, jaką odegrała w jednoczeniu Starego Kontynentu w procesie odbudowy po drugiej wojnie światowej i szerzeniu stabilności w byłych krajach komunistycznych po upadku muru berlińskiego.

Życząc wszelkich sukcesów osobistych i zawodowych w 2013 roku,
pozdrawiam z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg