24 października 2013

Afera SWIFT w Europarlamencie

Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych LIBE w PE prowadzi obecnie śledztwo w sprawie masowej inwigilacji obywateli UE (czego nie rozpoczęło żadne z państw UE), w celu zweryfikowania oskarżeń i przeprowadzenia pełnego technicznego dochodzenia, czy i jak USA miały nieautoryzowany dostęp lub stworzyły "tylne drzwi" umożliwiające dostęp do serwerów SWIFT.

Po atakach terrorystycznych na WTC z 11 września 2001 r. i późniejszych zamachach w Madrycie w 2004 r. i w Londynie w 2005 r., Stany Zjednoczone zawarły umowę z Unią Europejską o przetwarzaniu i przekazywaniu danych z komunikatów finansowych do celów "Programu śledzenia środków finansowych należących do terrorystów". Porozumienie (Terrorist Finance Tracking Programme) zwane w skrócie „TFTP” weszło w życie w sierpniu 2010 r. zobowiązując Unię do przekazywania niektórych danych ze Stowarzyszenia na rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej - (Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) – SWIFT do Departamentu Skarbu USA.
23.10.13 r. wycofaliśmy jako Parlament Europejski swoje poparcie dla powyższej umowy, uważając, że konta bankowe obywateli UE muszą być chronione przed .... nielegalnym pobieraniem z nich informacji przez NSA.

Belgijska firma SWIFT przechowuje dane z 8.000 banków i działa w 200 krajach. Z uwagi na dużą ilość danych osobowych przechowywanych w tym systemie, jako parlamentarzyści, nigdy nie czuliśmy się komfortowo z tą umową, co pokazaliśmy odrzucając jej pierwszy projekt, mimo silnego lobbyingu ze strony samej Hillary Clinton. Zaakceptowaliśmy dopiero drugi projekt, który kładł większy nacisk na ochronę danych.

W ciągu ostatnich miesięcy, SWIFT powrócił do porządku obrad parlamentarnych, po ukazaniu się w kilku gazetach artykułów, sugerujących, że NSA może mieć dostęp do danych bankowych SWIFT poza tymi uzgodnionymi w ramach umowy TFTP.

Jeżeli te informacje potwierdzą się, naruszenie umowy będzie miało szersze konsekwencje dla stosunków UE - USA i będzie wymagało zdecydowanych działań z naszej strony.
Chociaż nie ma twardych dowodów na to, że warunki umowy TFTP zostały naruszone, posłowie z grup politycznych Socjalistów i Demokratów, Liberałów oraz Zielonych, uzyskali większość dla rezolucji PE ( + 280, - 254, 30 wstrzymało się), zwracając się tym samym do Komisji Europejskiej o wszczęcie procesu zawieszającego umowę TFTP, do momentu, kiedy właściwe i niezależne dochodzenie zostanie przeprowadzone w tej sprawie.

Choć Parlament Europejski nie ma formalnych uprawnień do jednostronnego zerwania umowy, możemy wycofać nasze poparcie dla niej - zmuszając Komisję do działania. A ponieważ jesteśmy współ-prawodawcami, poparcie Parlamentu jest konieczne do przyjęcia przyszłych umów międzynarodowych np. umowy o wolnym handlu z USA, dlatego uważamy, że Rada i Komisja szybko zareagują w tej sprawie.
Po wybuchu skandalu z PRISM, okazało się, że NSA inwigiluje wszystkich, nawet politycznych przyjaciół USA. Kanclerz Angela Merkel ma ponoć komórkę na amerykańskim podsłuchu podobnie jak i francuski Prezydent Francois Hollande, z czego osobiście próbował się w tym tygodniu tłumaczyć Prezydent Barack Obama.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg

 http://www.europarl.europa.eu/news/pl/news-room/content/20131021IPR22725/html/Pos%C5%82owie-o-zawieszeniu-porozumienia-UE-USA-w-nast%C4%99pstwie-inwigilacji-przez-NSA

10 października 2013

Kto zostanie następcą Barosso?

Zgodnie z Traktatem z Lizbony Parlament Europejski (PE) będzie w drugiej połowie 2014 r. po raz pierwszy wybierał przewodniczącego Komisji Europejskiej. Do tej pory posłowie mogli tylko zatwierdzić lub nie kandydata przedstawionego przez Radę, czyli szefów państw i rządów. W każdej grupie politycznej w PE trwają teraz gorączkowe poszukiwania "biorących" nazwisk. Wiadomo, że taki kandydat będzie musiał mieć większość w przyszłym PE, aby zostać wybranym.

Moja grupa polityczna S & D postanowiła, jako pierwsza przedstawić swojego "kandydata na kandydata" przewodniczącego przyszłej Komisji Europejskiej i został nim (9.10.12 r.) obecny Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
S & D* jest drugą, co do wielkości frakcją polityczną w Parlamencie Europejskim, z 194 posłami z 28 krajów. Jeśli utrzymamy pozycję po eurowyborach to Schulz będzie miał już na wstępie duże poparcie. Małe grupy polityczne będą miały jedynie do wyboru poprzeć większych, bo ze swoimi kandydatami się nie przebiją. Ostateczna rozgrywka stoczy się więc zapewne pomiędzy Schulzem - kandydatem Socjaldemokratów i nieznanym jeszcze Chadekiem.

Schulz jest sprawnym politykiem i ma szanse przekonać Angelę Merkel do poparcia swojej kandydatury mimo, że są z innej politycznej bajki. Jego atutem będzie to, że najprawdopodobniej w Niemczech zawiąże się na dniach tzw. wielka koalicja Chadeków z Socjaldemokratami oraz to, że do tej pory nigdy żaden Niemiec nie był szefem komisji. Trudno będzie pani Kanclerz nie popierać swojego rodaka...

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg


*S&D jest członkiem Partii Europejskich Socjalistów (PES), zrzeszającej partie i organizacje centrolewicowe z całej Europy. 6 listopada br. PES oficjalnie ogłosi wspólnego kandydata na to stanowisko. Teraz "kandydaci na kandydatów" muszą zebrać poparcie przynajmniej 15% członków PES-u, czyli co najmniej sześciu partii z różnych krajów. Schulz już takie poparcie uzyskał.

9 października 2013

Trójnogi Europarlament przed amputacją

Obecnie mamy trzy miejsca pracy: Brukselę, Strasburg i Luksemburg. Ograniczenie się do jednej siedziby to ok.1,5 mld euro oszczędności w budżecie 2014-2020. Jest o co walczyć, szczególnie w dobie kryzysu. Same koszty delegacji służbowych urzędników ulokowanych w Luksemburgu a podróżujących między pozostałymi dwoma miejscami pracy wyniosą w tym roku niemal 30 mln euro. Do tego należy doliczyć kolejne wątpliwe wydatki związane np. z budową gigantycznego biurowca w Luksemburgu (KAD) dla 6 tys. urzędników, którego koszty były tak trudne do oszacowania, że żadna firma budowlana nie chciała się tego podjąć, więc Parlament sam postanowił wystąpić w roli dewelopera. Według różnych szacunków koszt budynku może sięgać nawet ponad 800 mln euro.
Posłowie od dawna burzyli się przeciw bezsensownym nieustającym przeprowadzkom. Niestety bez poparcia większości parlamentarnej i bez wiary w możliwość zmiany Traktatów- inicjatywy upadały*. W końcu międzypartyjna, nieformalna grupa Single Seat, w której skład weszło 5 członków Prezydium PE (wraz z piszącą te słowa) oraz posłowie ze wszystkich grup politycznych** zdołała wywalczyć dla idei „Jednej Siedziby” zdecydowaną większość. Naszą inicjatywę popiera już ponad 80% posłów.
Sprawna instytucja powinna pracować w jednym miejscu. Zdecydowana większość posłów opowiada się za Brukselą, gdzie łatwiej dotrzeć i praca jest lepiej zorganizowana.
Zgodnie z traktatami, ostateczne decyzja w sprawie siedziby Parlamentu Europejskiego nie należy do nas - posłów, lecz do rządów krajowych – czyli Rady. My narzekamy na marnotrawstwo pieniędzy i czasu, Rada jak do tej pory nas nie słucha, mając niezrozumiałe dziś dla nas i obywateli zobowiązania polityczne. Cóż, czym innym jest decyzja zaspokajająca ambicje krajów do “posiadania” prestiżowych instytucji na swoim terytorium, a czym innym codzienność. Praca w trzech miejscach nie jest ani tania ani wygodna.

Ale, wraz z nowym Traktatem – Lizbońskim, Parlament Europejski (PE) zdobył prawo obligowania Komisji Europejskiej do przygotowania koniecznych naszym zdaniem propozycji legislacyjnych. Wykorzystując nowe prerogatywy właśnie kończymy prace nad specjalnym raportem w Komisji Konstytucyjnej (AFCO) w sprawie zmian traktatowych dających PE prawo określenia miejsca swojej pracy (co do tej pory było definiowane przez Radę Europejską). Autorami raportu w komisji wiodącej są Ashley Fox (ECR) i Gerald Häfner (Greens).

Do raportu dwie komisje już przygotowały swoje pozytywne opinie:
- 17 września br. Komisja Petycji (PETI)
- 26 września br. Komisja Budżetowa (BUDG)

Główny raport w AFCO będzie poddany pod głosowanie 14. października br., ostateczne głosowanie na sesji plenarnej przewidziane jest na listopad.

Francuzi i Luksemburczycy wszelkich politycznych maści - zjednoczeni w obronie zyskownego dla nich status quo - walczą z inicjatywą, przy wsparciu największej grupy politycznej – Chadeków, ale jak na razie to my, "reformatorzy" mamy ciągle większość.

Przyjęcie wspomnianego raportu w końcu zmusi Radę do zajęcia się problemem i mam nadzieję – odpowiednich zmian traktatowych, co skończy marnotrawstwo pieniędzy i czasu.

Nadszedł czas konfrontacji rozsądku z historią. Zobaczymy kto wygra...

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*W grudniu 1992 r.,w Edynburgu, na szczycie w czasie brytyjskiej prezydencji zdecydowano o “lokalizacji instytucji i niektórych organów i służb Wspólnot Europejskich (Dz.U. C-341 23/12/1992). Protokół z “mapą” politycznych targów dołączono wtedy do Traktatu Amsterdamskiego.
Dokument stanowi, iż Parlament Europejski ma swą siedzibę w Strasburgu, gdzie odbywa się dwanaście miesięcznych sesji plenarnych, Komisje Parlamentu Europejskiego obradują w Brukseli, zaś urzędnicy, czyli Sekretariat Generalny Parlamentu Europejskiego i jego służby pracują w Luksemburgu. Tekst ten można odnaleźć obecnie w protokole 6. Traktatu z Lizbony.

**Członkowie Single Seat Group:
Edward McMILLAN-SCOTT UK, Liberal Democrat, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Alexander ALVARO Germany, FDP, EP Vice-President, Single Seat Co-Chair
Isabelle DURANT Belgium, ECOLO, EP Vice-President
Oldřich VLASAK Czech Republic,Občanská demokratická strana, EP Vice-President
Lidia Joanna GERINGER DE OEDENBERG Poland, Sojusz Lewicy Demokratycznej, EP Quaestor
Dan JORGENSEN Denmark, Socialdemokratiet
Ashley FOX UK, Conservative
Bart STAES Belgium, Groen
Krzysztof LISEK, Poland, Platforma Obywatelska
Göran FARM Sweden, Arbetarepartiet- Socialdemokraterna
Anna-Maria CORAZZA-BILDT Sweden, Moderata Samlingspartiet
Seán KELLY Ireland , Fine Gael
Sandra Kalniete Latvia,Vienotiba
Mario DAVID Portugal, Partido Social Democrata
Lara COMI Italy, Il Popolo della Libertà
Ulrike LUNACEK Austria, Die Grünen - Die Grüne Alternative
Judith MERKIES The Netherlands, Partij van de Arbeid
Marisa MATIAS Portugal, Bloco de Esquerda
Diane DODDS UK, Democratic Unionist Party
Edvard KOZUSNIK Czech Republic, Občanská demokratická strana
Phil PRENDERGAST Ireland, Labour Party, Committee on the Internal Market and Consumer Protection
Esther DE LANGE Netherlands, Christen Democratisch Appèl
Raul ROMEVA I RUEDA Spain, Iniciativa per Catalunya Verds
Cornelis DE JONG Netherlands, Socialistische Partij
Frédérique RIES Belgium, Mouvement Réformateur

8 października 2013

Tytoniowa zadymka w Europarlamencie

65% powierzchni papierosowego pudełka na przerażające zdjęcia i ostrzeżenia, zakaz mentoli i innych smaków (w przyszłości). Papieros ma wyglądać jak papieros i "pachnieć" naturalnie. E-papieros nie będzie lekarstwem. Slimy zostają. Na razie. Mogę się zgodzić z ogólnymi założeniami tytoniowej dyrektywy dotyczącymi ograniczenia palenia, uświadamiania obywateli o jego negatywnych skutkach czy prewencji inicjacji tytoniowej wśród młodych ludzi, ale uważam, że nie możemy tworzyć prawa niezgodnie z naszymi kompetencjami nadanymi przez Traktaty...

Wątpliwości nasuwa podstawa prawna wybrana dla dyrektywy tytoniowej przez Komisję Europejską tj. art. 114 (1) TFUE, który ma za zadanie "dostosowywać i ulepszać wymogi służące lepszemu funkcjonowaniu jednolitego rynku". Zastanawiające, w jaki sposób wycofywanie mentoli z produkcji ma temu pomóc? Raczej może prowadzić do dyskryminacji pewnych przedsiębiorców i faworyzowania innych, co na pewno zakłóci konkurencję na rynku unijnym i spowoduje "przejęcie" tego towaru przez czarny rynek...
Komisja podkreśla, że ochrona zdrowia publicznego jest nadrzędnym celem tego wniosku, tylko że nasze zdrowie leży zakresie kompetencji państw członkowskich na mocy art 168 ust. 5 TFUE, który jednoznacznie wyklucza jakąkolwiek harmonizację w tym względzie. Każdy kraj może przyjmować własne rozwiązania prozdrowotne, ale jeśli wszystkie się zgodzą na takie same to wymóg jasnej unijnej podstawy prawnej da się ominąć...

"Stara" dyrektywa tytoniowa działa już prawie 12 lat i trzeba przyznać, że wprowadzone w niej środki walki z paleniem przyniosły pewną poprawę w postaci spadku liczby palaczy w UE - z 40% mieszkańców w 2002 r. (w 15 krajach ówczesnej Unii) do 28% w 2012 r. (w 27 krajach UE). Niestety palenie nadal zabija i to ok. 700 tys. osób rocznie, a koszty leczenia palaczy sięgają 25 mld euro każdego roku.

Przegłosowany przez Parlament Europejski (8.10.13 r.) projekt dyrektywy (do negocjacji z Radą)* został przyjęty 560 głosami ZA, przy 92 głosach PRZECIW i 32 wstrzymujących się od głosu.

Po zakończeniu negocjacji państwa członkowskie, będą miały 18 miesięcy na wdrożenie dyrektywy oraz kolejnych 36 na wprowadzenie przepisów dotyczących" dodatków", a także pięć następnych lat na wprowadzenie zakazu mentolu.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

* http://www.europarl.europa.eu/plenary/en/texts-adopted.html 

1 października 2013

Monarcha ponad prawem – czyli konsekwencje królewskiego skoku w bok

Jego Belgijską Królewską Mość Alberta II w tym roku panowanie zmęczyło do tego stopnia, że w święto narodowe 21 lipca br. oddał tron swojemu synowi i następcy – Filipowi. Czy sfatygowany Król miał dosyć polityki - nie wiadomo, jednakże "po uszy" na pewno miał nieodstępujących go plotek, które nabrały w końcowym okresie jego panowania “narodowych” rozmiarów. Dzban przelała domniemana nieślubna córka Króla - Delphine Boël, próbująca testami DNA zmusić Jego Mość, by przyznał się do jej ojcostwa.
 
Świat po raz pierwszy dowiedział się o królewskiej córce spoza małżeńskiego łoża w 1999 r. z ... biografii żony Alberta II - Królowej Paoli. Dziś media przyjmują niemal za pewnik, że 45-letnia Delphine jest córką monarchy, choć Albert II nigdy się do tego otwarcie nie przyznał.
Matka Delphine - Baronessa Sybille de Selys Longchamps miała na przełomie lat 60. i 70. romans z Królem, co w kręgach arystokratycznych było tajemnicą poliszynela. Prawny ojciec Delphine - Jacques Boël, z przyprawionymi przez “towarzystwo” rogami rozwiódł się z Sybille w latach 70, a po opublikowanych rewelacjach książkowych - wydziedziczył “swoją” córkę - potwierdzając tym samym krążące plotki o własnym wątpliwym ojcostwie. Nic dziwnego, że pozbawiona ojca i majątku Delphine wystąpiła o zbadanie królewskiego DNA.

Złożywszy stosowny wniosek do sądu w Brukseli wywołała na początku roku prawdziwą medialną burzę. Powstał spór, czy konstytucyjnie wyłączony spod wymiaru sprawiedliwości monarcha może zostać wezwany przed sąd, czy nie. Zdaniem jednych - w świetle belgijskiego prawa to niemożliwe, zdaniem innych po abdykacji króla - jak najbardziej. Sęk w tym, że w prawie nie ma nic na temat statusu "byłego Króla".

Prawnicy Boël uważają, że przepisy belgijskiej konstytucji powinny ustąpić prawu międzynarodowemu, w tym konwencjom Rady Europy o prawach dzieci, które gwarantują pobranie DNA od domniemanego ojca. Dzieci uznane czy nieuznane korzystają z tych samych praw. Gdyby to w przypadku Króla okazało się niemożliwe, ojcostwo Alberta II można byłoby ustalić na podstawie DNA domniemanego przyrodniego rodzeństwa Boël ( czyli np. obecnego Króla Filipa...).

Aby rozpocząć procedurę uznania ojcostwa, dotychczasowy ojciec musi utracić swój status prawny, ponieważ nie można mieć dwóch tatusiów. Zatem Delphine musi najpierw dowieść, iż Jacques Boël nie jest jej ojcem, ten z kolei jak donoszą "źrodła dobrze poinformowane" poddany presji “pałacowej“ nie specjalnie zamierza zaprzeczać swojemu ojcostwu.

Postawiona przed faktami matka Delphine - Sybille de Selys udzieliła ostatnio wywiadu flamandzkiej telewizji, potwierdzając, że była z Albertem, kiedy urodziła się jej córka, ale zdaniem prawników Króla same listy czy zdjęcia Alberta z małą Delphine z tego okresu niczego nie dowodzą. Powstaje pytanie, czy Sybille posiada jeszcze inne “materiały”, które mogą być uznane za dowód ojcostwa przez sądem.

Były król może odmówić przeprowadzenia badań, wtedy za niego zadecyduje sąd, a to oznaczałoby jego narodową kompromitację. Trzeba pamiętać, że w skonfliktowanej Belgii – Król (nawet były) pełni rolę symbolicznego łącznika między frankofońską a flamandzką częścią kraju. Co się stanie jak jego autorytet legnie w gruzach - trudno przewidzieć. Belgowie zapewne woleliby “poszerzenia” familii panującej od rozpadu ich Królestwa.

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

*Świetnie się ubierająca Matylda, żona nowego króla Filipa, już jest wzorem szyku w tutejszych kolorowych pismach. To daleka kuzynka prezydenta Bronisława Komorowskiego, poprzez matkę Annę d'Udekem d'Acoz, z domu Komorowską.