Masowe sprzeciwy obywateli będące główną przyczyną odrzucenia ACTA
uzmysłowiły rządzącym realną siłę Internautów skrzykniętych w sieci, a
demonstrujących na ulicach. Reprezentanci wielkiego biznesu, korporacji
posiadających prawa autorskie jednak nie spasowali, teraz - bogatsi o
doświadczenia z ACTA - są ostrożniejsi. Innymi ścieżkami i za szczelniej
zamkniętymi drzwiami dalej forsują podobne regulacje. Coraz to
pojawiają się przecieki o pracach nad nowymi międzynarodowymi umowami
jak np. CETA czy EU-India FTA . Próbuje się też wprowadzać globalną
kontrolę nad Internetem, czemu ma służyć konferencja organizowana przez
Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU) w Dubaju w dniach 3-14
grudnia 2012 r.
Po kolei.
CETA czyli the Comprehensive Economic and Trade Agreement to
międzynarodowe porozumienie pomiędzy krajami Unii Europejskiej a Kanadą.
Umowa powstawała przy założeniu, że jej poprzedniczka ACTA zostanie
przyjęta, dlatego niektóre zapisy, w szczególności te dotyczące praw
autorskich są identyczne w obu umowach np. „zrzucanie” odpowiedzialności
za piractwo na dostawców Internetu i nakładanie na nich obowiązku
dostarczania odpowiednim władzom danych osobowych osób je naruszających.
Wielki zwolennik ACTA i główny ich unijny negocjator - komisarz ds.
handlu w Komisji Europejskiej - Karel de Gucht wypowiadając się na temat
CETA w jednym z wywiadów, nawet nie ukrywał, że nowa umowa tylko
pozornie różni się od ACTA...
Nie możemy tego zweryfikować, gdyż dokument roboczy, który trafił na
początku listopada br. do sekretariatu Komisji Handlu Wewnętrznego w
Parlamencie Europejskim (INTA) - jest utajniony i jeszcze nie dostępny
nawet dla członków komisji. Nie ma jeszcze żadnych konkretnych dat jego
rozpatrywania w Parlamencie. To, co oficjalnie wiemy opiera się na
wydanym 10. września br. przez Komisję Europejską bardzo ogólnikowym
komunikacie dotyczącym prac nad CETA. Brak konkretów dziwi, tym
bardziej, że negocjacje trwają od maja 2009 r. Ostatnia tura rozmów na
ten temat miała miejsce w Radzie w połowie października br. Finalny
tekst ma zostać wynegocjowany do końca roku.
EU-India FTA - to przyjęta w 2009 r. umowa o wolnym handlu Unii z
Indiami, którą obecnie Rada renegocjuje. Nowe proponowane zapisy
wykazują duże podobieństwo do ACTA, np. te dotyczące zakazu importu do
UE hinduskich „podróbek” - do których najprawdopodobniej byłyby
zaliczane także leki generyczne (tanie zamienniki chronionych patentami
medykamentów) masowo produkowane w Indiach. Są też propozycje regulacji
szkodliwych dla małych, lokalnych rynkowych “graczy”, zaś “zielone
światło” zapala się przede wszystkim dla wielkich korporacji, wpieranych
przez organy ścigania chroniące ich interesy. Głównym celem umowy jest
ułatwienie międzykontynentalnego handlu, zmniejszenie ceł itp., ale przy
okazji próbuje się też wprowadzać zapisy zagrażające wolności
Internetu.
Niebawem, 3. grudnia br. w Dubaju - Międzynarodowy Związek
Telekomunikacyjny (ITU) organizuje poświęconą specjalnym regulacjom w
sieci - konferencję z udziałem 193 państw - członków organizacji. Za
zamkniętymi drzwiami odbędą się negocjacje nad przyszłością Internetu.
Przecieki wskazują na kolejną próbę wprowadzenia cenzury, ale nie
tylko... Jest też propozycja, aby międzynarodowe organizacje
kontrolowały bezpieczeństwo w Internecie, rozważa się wprowadzenie opłat
za międzynarodowe połączenia w sieci, ITU miałby nadzór nad
organizacjami non-profit, zarządzającymi domenami.
Zaniepokojony tymi pomysłami Parlament Europejski przyjął 22 listopada
br. rezolucję, w której obliguje 27 krajów UE, będących także członkami
ITU - do tego, by wszelkie zmiany Międzynarodowego Regulaminu
Telekomunikacyjnego ( przyjętego w 1988 r. i od tej pory nie
nowelizowanego) były "zgodne z dorobkiem prawnym UE i promowały interes i
cel Unii, jakim jest propagowanie Internetu, jako prawdziwie publicznej
przestrzeni, w której przestrzegane są prawa człowieka i podstawowe
wolności, w szczególności wolność słowa i zgromadzeń, a także zasady
wolnego rynku, neutralności sieci i przedsiębiorczości".
Dziwi nas - posłów, że negocjacje mogące znacząco wpływać na interes
publiczny, nie są prowadzone w sposób przejrzysty i otwarty. Uważamy, że
"ani Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny, ani żadna inna
pojedyncza, scentralizowana instytucja międzynarodowa nie jest właściwa
do występowania, jako organ regulacyjny zarządzający Internetem czy
przepływami ruchu w Internecie". Cały tekst rezolucji:
http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+TA+P7-TA-2012-0451+0+DOC+XML+V0//PL
Nauczony zimowymi manifestacjami “przeciw - ACTA” polski rząd sprzeciwia
się nowym regulacjom. Jak twierdzi minister administracji i cyfryzacji
Michał Boni - "Polska jest jednym z niewielu krajów, który deklaruje
chęć publicznych konsultacji dotyczących tych zmian, podkreślając także,
że polski rząd nie zgadza się na nadmierne regulacje Internetu czy
śledzenie użytkowników w sieci". Spora volta, zważywszy, że przed rokiem
polski rząd za naszej prezydencji w Radzie negocjował po kryjomu
ACTA...
Jedno jest pewne, Parlament Europejski jak pokazał w głosowaniach
odrzucających umowę ACTA - nie przepuści już jej bliźniaczki, nawet pod
atrakcyjnym przebraniem.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
Więcej :
http://mac.gov.pl/dzialania/zapraszamy-do-konsultacji-spolecznych-projektu-zmiany-miedzynarodowych-regulacji-telekomunikacyjnych-itr/
http://vieuws.net/financial-competition/trade-commissioner-de-gucht-on-ceta-the-eu-canada-trade-agreement/
http://falkvinge.net/2012/10/27/the-next-big-battles/
28 listopada 2012
21 listopada 2012
Kontrowersyjny sukcesor podejrzanego o korupcję komisarza
Po pełnym niepewności tygodniu w oczekiwaniu na decyzję Parlamentu
Europejskiego maltański kandydat na komisarza ds. zdrowia i ochrony
konsumentów - Tonio Borg, może odetchnąć z ulgą.
Borg nominowany w trybie pilnym przez rząd maltański na zastępcę zdymisjonowanego partyjnego kolegi komisarza Johna Dallego* zyskał dzisiaj (21/11/2012) w głosowaniu tajnym poparcie 386 posłów, przy 281 głosach sprzeciwu oraz 28 wstrzymujących się. Jego kandydatura musi zostać jeszcze zatwierdzona przez Radę Europejską, z czym jak myślę nie będzie już problemu.
Procedura zatwierdzania nowego komisarza zaczyna się od tzw. przesłuchań w Parlamencie Europejskim w komisjach merytorycznie właściwych (Traktat o UE 246(2)), zatem w ub. tygodniu Tonio Borg przez 3 godziny odpowiadał na pytania posłów z Komisji Ochrony Środowiska, Rynku Wewnętrznego oraz Komisji Rolnictwa. Na posiedzeniu kandydat na komisarza był bardzo pewny siebie, właściwie robił nam uprzejmość słuchając pytań, odpowiadał jak mu było wygodnie, omijając dość dalekim łukiem niebezpieczne rafy. Borg, jako wieloletni parlamentarzysta, członek maltańskich rządów, wsławił się swoim nieprzejednanym stanowiskiem w sprawie dalszego zakazu rozwodów (do niedawna Malta była jedynym krajem UE, gdzie prawo nie zezwalało na rozwody), ksenofobicznymi wypowiedziami czy pielęgnacją wyznaniowości państwa. Nic dziwnego, że kandydat na europejskiego komisarza ds. zdrowia z takim rodowodem budził sprzeciwy posłów zasiadających w ławach lewicowych aż po liberałów. W tym i mój. Teraz pozostaje nam wierzyć w zapewnienia pana Borga, że jego osobiste poglądy nie będą kolidować z nowymi obowiązkami, jako komisarza.
Zobaczymy jak będzie wyglądało w jego wykonaniu respektowanie i promowanie praw wszystkich obywateli UE bez względu na ich płeć lub preferencje seksualne.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* o sprawie pisałam na blogu http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/10/skandal_w_komisji_europejskiej/1http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/11/osobliwy_przypadek_johna_dalli/1
Borg nominowany w trybie pilnym przez rząd maltański na zastępcę zdymisjonowanego partyjnego kolegi komisarza Johna Dallego* zyskał dzisiaj (21/11/2012) w głosowaniu tajnym poparcie 386 posłów, przy 281 głosach sprzeciwu oraz 28 wstrzymujących się. Jego kandydatura musi zostać jeszcze zatwierdzona przez Radę Europejską, z czym jak myślę nie będzie już problemu.
Procedura zatwierdzania nowego komisarza zaczyna się od tzw. przesłuchań w Parlamencie Europejskim w komisjach merytorycznie właściwych (Traktat o UE 246(2)), zatem w ub. tygodniu Tonio Borg przez 3 godziny odpowiadał na pytania posłów z Komisji Ochrony Środowiska, Rynku Wewnętrznego oraz Komisji Rolnictwa. Na posiedzeniu kandydat na komisarza był bardzo pewny siebie, właściwie robił nam uprzejmość słuchając pytań, odpowiadał jak mu było wygodnie, omijając dość dalekim łukiem niebezpieczne rafy. Borg, jako wieloletni parlamentarzysta, członek maltańskich rządów, wsławił się swoim nieprzejednanym stanowiskiem w sprawie dalszego zakazu rozwodów (do niedawna Malta była jedynym krajem UE, gdzie prawo nie zezwalało na rozwody), ksenofobicznymi wypowiedziami czy pielęgnacją wyznaniowości państwa. Nic dziwnego, że kandydat na europejskiego komisarza ds. zdrowia z takim rodowodem budził sprzeciwy posłów zasiadających w ławach lewicowych aż po liberałów. W tym i mój. Teraz pozostaje nam wierzyć w zapewnienia pana Borga, że jego osobiste poglądy nie będą kolidować z nowymi obowiązkami, jako komisarza.
Zobaczymy jak będzie wyglądało w jego wykonaniu respektowanie i promowanie praw wszystkich obywateli UE bez względu na ich płeć lub preferencje seksualne.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
* o sprawie pisałam na blogu http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/10/skandal_w_komisji_europejskiej/1http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/11/osobliwy_przypadek_johna_dalli/1
Prawo do bycia zapomnianym
Delegacja Stanów Zjednoczonych podczas niedawnej wizyty w Parlamencie Europejskim w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) nie traciła czasu na uprzejmości. Po wygłoszeniu krótkiej mowy na temat transatlantyckich więzi, amerykańscy dyplomaci od razu przystąpili do ataku.
Powodem ich niezadowolenia była propozycja wprowadzenia w krajach Wspólnoty ujednoliconego prawa chroniącego dane osobowe. Bruce Shwartz z Departamentu Sprawiedliwości stwierdził, że nowelizacja przyczyni się do wzrostu przestępczości oraz zagrozi globalnemu bezpieczeństwu, natomiast Cameron Kerry z Departamentu Handlu ostrzegł, że regulacja uderzy w gospodarkę i spowoduje likwidację wielu miejsc pracy…
Krytyka wobec propozycji nowego prawa UE ze strony amerykańskiego rządu wyraźnie nasiliła się po tym jak Komisarz Viviane Reding zaprezentowała projekt zmian mających wprowadzić ulepszone standardy ochrony danych osobowych. Nowa regulacja ma zastąpić dyrektywę z 1995 r., która nie jest już w stanie sprostać wyzwaniom dzisiejszej cyfrowej rzeczywistości. Przyczynkiem do zmian stały się liczne skandale związane m.in. z handlem danymi użytkowników Internetu.
Europejczycy powinni mieć prawo do „bycia zapomnianym” w sieci.
Propozycja bardzo popularna wśród obywateli, w ogóle nie jest na rękę potentatom internetowym typu Facebook czy Google. Niedawne zmiany w polityce prywatności Google – ostro skrytykowane przez 30. europejskich rzeczników ds. ochrony danych osobowych prowadzą do niekontrolowanego przetwarzania danych osobowych bez wyraźnej zgody użytkowników, szczególnie w odniesieniu do korzystania z serwisów YouTube i Gmail. Poza tym firma Google – jak udowodniono, przechowywała bez zgody użytkowników informacje zawarte w cookies oraz te dotyczące stron odwiedzanych przez użytkowników, nawet z okresu dwóch lat wstecz.
Lobbyści internetowych gigantów są najbardziej niezadowoleni z tego, że nowe unijne prawo kategorycznie zakazałoby wszelkiego przetwarzania danych użytkowników, jeśli ci nie wyraziliby na to zgody – co zahamuje ich zdaniem – rozwój tzw. personalized advertising, czyli sposobu selekcjonowania pojawiających się reklam w witrynach internetowych na podstawie indywidualnych preferencji czy zainteresowań konkretnego użytkownika, tworzonych dzięki zebranych o nas danych.
W czym leży problem?
Za każdym razem, kiedy używamy telefonu komórkowego lub gdy wysyłamy e-mail, część naszych danych jest przechwytywana i przetrzymywana przez okres 6-24 miesięcy. Co prawda od 2006 r. unijna dyrektywa w sprawie zatrzymywania danych wymaga od państw członkowskich by “kolekcjonowały” wyłącznie dane na temat przesyłu, a nie treści wiadomości, jednak w praktyce rządy obligują swych narodowych usługodawców do identyfikowania komunikatu, źródła, celu i lokalizacji przekazu.
Nowe proponowane unijne prawo ma zastąpić obowiązującą w Polsce Ustawę o Ochronie Danych Osobowych z 29 sierpnia 1997 r. i ujednolicić systemy ochrony danych w całej Unii Europejskiej. W założeniu ma być rozwiązaniem wprowadzającym właściwy balans między ochroną jednostki a swobodnym przepływem danych. Jeśli plan KE zostanie wdrożony w życie, w całej Wspólnocie będzie obowiązywało to samo prawo.
Komisja chce rozporządzenia a nie “słabszej” prawnie dyrektywy, by uniemożliwić wprowadzenie zmian do projektu na szczeblach narodowych. W regulacji w sposób jasny określa się zakres typów danych, które mogą być zachowywane, minimalne normy dotyczące dostępu i korzystania z nich, zabezpieczenia ich przechowywania oraz spójne podejście do zwracania kosztów operatorom przechowującym dane.
Według Komisarz Reding na harmonizacji prawa skorzystają nie tylko konsumenci, ale także firmy, które będą miały jasne i równe zasady konkurencji. Amerykańscy potentaci internetowi twierdzą wręcz przeciwnie. Ledwo zarys projektu ujrzał światło dzienne Peter Fleisher przedstawiciel Google napisał na swoim blogu, że prawo do bycia zapomnianym to narzędzie do wprowadzania cenzury w sieci.
Faktem jest, że to nowe prawo – zawarte w art 17. proponowanego rozporządzenia – do usunięcia przez użytkownika wszelkich informacji o sobie kiedykolwiek zamieszczonych w sieci – jest jako pomysł dobre, problem leży w jego egzekwowaniu. Jak dotrzeć do wszystkich poszukiwanych danych w Internecie i jak je skutecznie zewsząd usunąć?
Jeśli założyłeś sobie profil na FB i chcesz go teraz usunąć – spróbuj. Fiasko.
W Norwegii już istnieje portal servisslettmeg.no, który udostępnia poradniki, konkretną pomoc oraz kontakty do osób odpowiedzialnych za przetwarzanie naszych danych, dając też wskazówki jak samemu usunąć dane lub do kogo się z tym zgłosić. W Polsce w biurze Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO) od niedawna także można uzyskać podobne informacje. Wg szefa GIODO dr. Wojciecha Rafała Wiewiórowskiego w pierwszych 4 miesiącach działalności serwisu wpłynęło 1478 zapytań.
Ponadto, rzeczywiście istnieje obawa, że nowe prawo do bycia zapomnianym mogłoby stworzyć coś w rodzaju instytucji „ministerstwa prawdy”, gdzie każdy użytkownik mógłby żądać usunięcia prawdziwych, lecz niewygodnych dla niego danych na własny temat. W niektórych krajach takie prawo już istnieje i obywatele próbują go dochodzić. Przykład z Niemiec: dwóch morderców, po odbyciu kary i wyjściu na wolność zażądało zatarcia faktu ich skazania od niemieckiej Wikipedii ( ich sprawa przed laty była bardzo szeroko komentowania, chodziło o zamordowanie tamtejszego celebryty). Po wyjściu z więzienia – z fatalnym PR w sieci nie mogli znaleźć pracy… Ich wniosek został uwzględniony – niemiecki sąd nakazał usunięcie dotyczącej ich noty z niemieckiej Wikipedii, w innych wersjach językowych dalej są mordercami…
W Parlamencie Europejskim nowy pakiet ochrony danych osobowych trafił do Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE). Sprawozdawcą do Rozporządzenia został poseł Jan Albrecht z Partii Zielonych. Trwają prace, o których będę Państwa informować na bieżąco.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
więcej:
http://www.guardian.co.uk/technology/2012/oct/16/google-privacy-policies-eu-data-protection
http://www.spiegel.de/international/business/us-government-and-internet-giants-battle-eu-over-data-privacy-proposal-a-861773.html
13 listopada 2012
Bitwa o budżet
Walka o unijny budżet na lata 2014-2020 wkroczyła w decydującą fazę. Planowany na 22-23 listopada br. szczyt Rady Europejskiej poświęcony temu zagadnieniu będzie gorący…
Obecna Cypryjska Prezydencja w Radzie UE za swój priorytet uznała osiągnięcie do końca roku kompromisu w sprawie nowej perspektywy finansowej, jednakże przedstawiona przez Cypryjczyków propozycja nie spodobała się nikomu.
Bitwie o liczby towarzyszą ostre słowa, a nawet groźby wyrażane przez europejskich polityków. Brytyjski Premier David Cameron oznajmił na ostatnim październikowym szczycie, że Wielka Brytania zgłosi weto, jeśli wieloletnie ramy finansowe (WRF), będą godzić w interes brytyjskich podatników. Podejrzewam, że miał głównie na myśli zapowiadane cięcia unijnych dopłat dla brytyjskich arystokratów – obszarników*. Z przedstawionej propozycji z innych względów nie jest zadowolony także Parlament Europejski, który wykorzystując swoją niedawno nabytą władzę budżetową (poprzez traktat lizboński) również straszy jej zawetowaniem.
Negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych są skomplikowane i budzą wiele emocji. Podobnie zresztą było przed ośmiu laty, gdy negocjowaliśmy budżet na lata 2007-2013. Wtedy nowa 10-tka państw, które dołączyły do Wspólnoty w 2004 r. dodatkowo nie miała doświadczenia w tego typu negocjacjach. Teraz jesteśmy bogatsi i to nie tylko o wyćwiczone praktyki.
Procedura ustalania następnych ram finansowych rozpoczęła się formalnie 29 czerwca 2011 r., kiedy to Komisja Europejska (KE) przedstawiła swoją propozycję 7-letniego budżetu UE. Punktem wyjścia był poziom obecnego wieloletniego budżetu (976 miliardów euro), po uwzględnieniu inflacji i minimalnego ok. 2% wzrostu – zaproponowano kwotę 1,025 mld euro. Odpowiadając na budżetowy vist Komisji, Parlament Europejski 23 października br. przegłosował raport, w którym uznał tę propozycję za absolutnie niewystarczającą do sfinansowania priorytetów UE.
29 października br. Cypryjska Prezydencja opublikowała tzw. „negotiating box”, prezentując po raz pierwszy ze strony Rady – konkretne liczby odnośnie budżetu na lata 2014-2020. Na dobry początek proponując cięcia rzędu 50 mld euro w porównaniu z propozycją KE. To rozwścieczyło Parlament, który po przeanalizowaniu dokumentu stwierdził, że niektóre programy wspierające szeroko rozumianą innowacyjność zaproponowano umieścić poza wieloletnimi ramami finansowymi (m.in. Galileo, czy ITER) – zatem proponowane cięcia w rzeczywistości wyniosą blisko 70 mld euro. Najbardziej nas dziwi, że cypryjskie „oszczędności” dotykają dziedzin powszechnie uznanych za priorytetowe dla stymulacji konkurencyjności, wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w UE.
Dla Rady jednak propozycja cypryjska jest zbyt… hojna, Brytyjczycy chcą odchudzenia budżetu nawet 200 mld.
Nastroje są dość minorowe. Do tego dokłada się jeszcze kryzys, dotykający południe Unii. Gołym okiem widać, że polityka nadmiernego zaciskania pasa „zabija pacjenta”. Jeśli Grecja się nie podniesie z pomocą Unii, upadnie i to z poważnymi konsekwencjami dla całej Wspólnoty. Nadmierne cięcia nie pozwalają jej na gospodarczy wzrost. Największy kraj Unii – Niemcy próbują teraz grać rolę rozjemcy, ale jak dotąd ze słabym skutkiem. Próbując przełamać „bad image” euroskąpca kanclerz Niemiec – Angela Merkel przybyła 7. listopada br. do Parlamentu Europejskiego. Byliśmy bojowo nastawieni do najbardziej wpływowej kobiety świata, ale po jej wystąpieniu – nagrodziliśmy ją ponadpolitycznym aplauzem. Przeważyły konkrety, którymi Kanclerz przekonała większość parlamentarzystów.
Stanowczo potwierdziła, że strefa euro wymaga gruntownej naprawy. To nowość, żaden kraj strefy euro wcześniej nie chciał tego przyznać. Gdy rozmawiałam z „ojcem euro” Jacquesem Delorsem, który przez dwie kadencje był szefem Komisji Europejskiej, jego największym zmartwieniem było to, że połowa jego nowatorskiego projektu waluty euro – nie została przez kraje członkowskie przyjęta. Ta część, która dzisiaj powoduje najwięcej problemów i wywołuje najwięcej emocji. Brak wspólnotowej kontroli nad budżetami narodowymi, powodującej nadmierne deficyty, zbyt rozbuchane poziomy długów publicznych i brak jakichkolwiek sankcji nieprzestrzegania przez państwa członkowskie tzw. kryteriów z Maastricht. Teraz, w głębokim kryzysie strefa euro przyznaje Delorsowi rację. Późno, ale jeszcze z szansą na uzdrowienie…
Naprawa euro nie będzie bezbolesna i wymaga zmian traktatowych. Ogólnie mówiąc ściślejszej integracji całej Unii, nie tylko tej ze wspólną walutą. To na pewno nie spodoba się za kanałem La Manche.
Wracając jednak do negocjacji budżetowych i groźby weta Brytyjczyków, jeśli nie uda się najpóźniej do połowy 2013 r. osiągnąć porozumienia w kwestii WRM 2014-2020, Unia zacznie funkcjonować w oparciu o tzw. prowizorium budżetowe kalkulowane, jako poziom z ostatniego roku bieżącej perspektywy 2007-2013 powiększony o 2% stopę inflacji. Co to oznacza?
Dla blokującej negocjacje Wielkiej Brytanii – utratę cennego rabatu, z którego korzystają od czasu wejścia do Unii (w 2011 r. wyniósł on 3,5 mld euro na 11,2 mld składki), dla pozostałych członków – skomplikowaną coroczną procedurę budżetową, na którą nikt nie ma ochoty i do tego brak możliwości realizacji wieloletnich projektów. Negocjatorem od stycznia 2013 r. będą przejmujący Prezydencję w Radzie – Irlandczycy, trudno przewidzieć na ile ich historyczne relacje z Brytyjczykami pomogą, czy zaszkodzą w negocjacjach budżetowych…?
Brak wieloletniego budżetu dla wszystkich będzie tak samo niewygodny i wierzę, że to skłoni do szukania kompromisu za wszelką cenę. Poziomu budżetu, który dla Wspólnoty będzie jeszcze do zaakceptowania, a dla Premiera Camerona stanie się dowodem jego siły i zwycięstwa docenionego w Izbie Gmin.
Jeśli chodzi o udział Polski w negocjacjach budżetowych, rząd zapowiedział, że będzie zabiegać o uzyskanie na lata 2014-2020 kwoty 300 mld PLN. Mam nadzieję, że tylko w polityce spójności, bowiem obecny poziom wszystkich środków, jakie pozyskujemy z Unii wynosi grubo ponad 400 mld PLN **, zatem raczej należałoby starać się o więcej niż mniej.
Trzymam kciuki za listopadowy szczyt, bowiem brak porozumienia byłby kolejnym złym sygnałem dla zagranicznych inwestorów i rynków, co wpłynęłoby niekorzystnie na życie unijnych obywateli, np. na ich raty kredytu.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*więcej : http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer
** polecam zabawny filmik o eurofunduszach http://www.youtube.com/watch?v=ACx2Pxexfms
Obecna Cypryjska Prezydencja w Radzie UE za swój priorytet uznała osiągnięcie do końca roku kompromisu w sprawie nowej perspektywy finansowej, jednakże przedstawiona przez Cypryjczyków propozycja nie spodobała się nikomu.
Bitwie o liczby towarzyszą ostre słowa, a nawet groźby wyrażane przez europejskich polityków. Brytyjski Premier David Cameron oznajmił na ostatnim październikowym szczycie, że Wielka Brytania zgłosi weto, jeśli wieloletnie ramy finansowe (WRF), będą godzić w interes brytyjskich podatników. Podejrzewam, że miał głównie na myśli zapowiadane cięcia unijnych dopłat dla brytyjskich arystokratów – obszarników*. Z przedstawionej propozycji z innych względów nie jest zadowolony także Parlament Europejski, który wykorzystując swoją niedawno nabytą władzę budżetową (poprzez traktat lizboński) również straszy jej zawetowaniem.
Negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych są skomplikowane i budzą wiele emocji. Podobnie zresztą było przed ośmiu laty, gdy negocjowaliśmy budżet na lata 2007-2013. Wtedy nowa 10-tka państw, które dołączyły do Wspólnoty w 2004 r. dodatkowo nie miała doświadczenia w tego typu negocjacjach. Teraz jesteśmy bogatsi i to nie tylko o wyćwiczone praktyki.
Procedura ustalania następnych ram finansowych rozpoczęła się formalnie 29 czerwca 2011 r., kiedy to Komisja Europejska (KE) przedstawiła swoją propozycję 7-letniego budżetu UE. Punktem wyjścia był poziom obecnego wieloletniego budżetu (976 miliardów euro), po uwzględnieniu inflacji i minimalnego ok. 2% wzrostu – zaproponowano kwotę 1,025 mld euro. Odpowiadając na budżetowy vist Komisji, Parlament Europejski 23 października br. przegłosował raport, w którym uznał tę propozycję za absolutnie niewystarczającą do sfinansowania priorytetów UE.
29 października br. Cypryjska Prezydencja opublikowała tzw. „negotiating box”, prezentując po raz pierwszy ze strony Rady – konkretne liczby odnośnie budżetu na lata 2014-2020. Na dobry początek proponując cięcia rzędu 50 mld euro w porównaniu z propozycją KE. To rozwścieczyło Parlament, który po przeanalizowaniu dokumentu stwierdził, że niektóre programy wspierające szeroko rozumianą innowacyjność zaproponowano umieścić poza wieloletnimi ramami finansowymi (m.in. Galileo, czy ITER) – zatem proponowane cięcia w rzeczywistości wyniosą blisko 70 mld euro. Najbardziej nas dziwi, że cypryjskie „oszczędności” dotykają dziedzin powszechnie uznanych za priorytetowe dla stymulacji konkurencyjności, wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w UE.
Dla Rady jednak propozycja cypryjska jest zbyt… hojna, Brytyjczycy chcą odchudzenia budżetu nawet 200 mld.
Nastroje są dość minorowe. Do tego dokłada się jeszcze kryzys, dotykający południe Unii. Gołym okiem widać, że polityka nadmiernego zaciskania pasa „zabija pacjenta”. Jeśli Grecja się nie podniesie z pomocą Unii, upadnie i to z poważnymi konsekwencjami dla całej Wspólnoty. Nadmierne cięcia nie pozwalają jej na gospodarczy wzrost. Największy kraj Unii – Niemcy próbują teraz grać rolę rozjemcy, ale jak dotąd ze słabym skutkiem. Próbując przełamać „bad image” euroskąpca kanclerz Niemiec – Angela Merkel przybyła 7. listopada br. do Parlamentu Europejskiego. Byliśmy bojowo nastawieni do najbardziej wpływowej kobiety świata, ale po jej wystąpieniu – nagrodziliśmy ją ponadpolitycznym aplauzem. Przeważyły konkrety, którymi Kanclerz przekonała większość parlamentarzystów.
Stanowczo potwierdziła, że strefa euro wymaga gruntownej naprawy. To nowość, żaden kraj strefy euro wcześniej nie chciał tego przyznać. Gdy rozmawiałam z „ojcem euro” Jacquesem Delorsem, który przez dwie kadencje był szefem Komisji Europejskiej, jego największym zmartwieniem było to, że połowa jego nowatorskiego projektu waluty euro – nie została przez kraje członkowskie przyjęta. Ta część, która dzisiaj powoduje najwięcej problemów i wywołuje najwięcej emocji. Brak wspólnotowej kontroli nad budżetami narodowymi, powodującej nadmierne deficyty, zbyt rozbuchane poziomy długów publicznych i brak jakichkolwiek sankcji nieprzestrzegania przez państwa członkowskie tzw. kryteriów z Maastricht. Teraz, w głębokim kryzysie strefa euro przyznaje Delorsowi rację. Późno, ale jeszcze z szansą na uzdrowienie…
Naprawa euro nie będzie bezbolesna i wymaga zmian traktatowych. Ogólnie mówiąc ściślejszej integracji całej Unii, nie tylko tej ze wspólną walutą. To na pewno nie spodoba się za kanałem La Manche.
Wracając jednak do negocjacji budżetowych i groźby weta Brytyjczyków, jeśli nie uda się najpóźniej do połowy 2013 r. osiągnąć porozumienia w kwestii WRM 2014-2020, Unia zacznie funkcjonować w oparciu o tzw. prowizorium budżetowe kalkulowane, jako poziom z ostatniego roku bieżącej perspektywy 2007-2013 powiększony o 2% stopę inflacji. Co to oznacza?
Dla blokującej negocjacje Wielkiej Brytanii – utratę cennego rabatu, z którego korzystają od czasu wejścia do Unii (w 2011 r. wyniósł on 3,5 mld euro na 11,2 mld składki), dla pozostałych członków – skomplikowaną coroczną procedurę budżetową, na którą nikt nie ma ochoty i do tego brak możliwości realizacji wieloletnich projektów. Negocjatorem od stycznia 2013 r. będą przejmujący Prezydencję w Radzie – Irlandczycy, trudno przewidzieć na ile ich historyczne relacje z Brytyjczykami pomogą, czy zaszkodzą w negocjacjach budżetowych…?
Brak wieloletniego budżetu dla wszystkich będzie tak samo niewygodny i wierzę, że to skłoni do szukania kompromisu za wszelką cenę. Poziomu budżetu, który dla Wspólnoty będzie jeszcze do zaakceptowania, a dla Premiera Camerona stanie się dowodem jego siły i zwycięstwa docenionego w Izbie Gmin.
Jeśli chodzi o udział Polski w negocjacjach budżetowych, rząd zapowiedział, że będzie zabiegać o uzyskanie na lata 2014-2020 kwoty 300 mld PLN. Mam nadzieję, że tylko w polityce spójności, bowiem obecny poziom wszystkich środków, jakie pozyskujemy z Unii wynosi grubo ponad 400 mld PLN **, zatem raczej należałoby starać się o więcej niż mniej.
Trzymam kciuki za listopadowy szczyt, bowiem brak porozumienia byłby kolejnym złym sygnałem dla zagranicznych inwestorów i rynków, co wpłynęłoby niekorzystnie na życie unijnych obywateli, np. na ich raty kredytu.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
*więcej : http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer
** polecam zabawny filmik o eurofunduszach http://www.youtube.com/watch?v=ACx2Pxexfms
8 listopada 2012
Ziołowo – tęczowe pokłosie wyborów w USA
Wybory prezydenckie w USA w kilku stanach wykorzystano także do wypowiedzenia się obywateli w referendach w sprawie legalizacji marihuany i małżeństw homoseksualnych.
6. listopada br. w Colorado 53.37% mieszkańców opowiedziało się za zrównaniem statusu marihuany i alkoholu. Gdy nowe prawo zwane Amendment 64 wejdzie w życie, władze Kolorado opodatkują „trawkę” i będzie można ją sprzedawać w specjalnych punktach wszystkim obywatelom powyżej 21 roku życia. Ponadto, będą oni mogli posiadać do 1 uncji suszu (ok. 27gr.) i hodować indywidualnie do 6 krzaków konopi na własny użytek. Trzeba przyznać, że to bardzo liberalna propozycja. Nawet holenderskie prawo nie idzie tak daleko, ograniczając sprzedaż do pięciu gramów marihuany i nie zezwalając na jej uprawę.
Badania przeprowadzone przez Colorado Center on Law and Policy twierdzą, że legalizacja marihuany przyniesie w tym stanie 120 milionów dolarów rocznie w postaci zysków z akcyzy. Dodatkowo nowe prawo ma zalegalizować uprawę tzw. konopi przemysłowych (nie mających właściwości psychoaktywnych), których włókna uchodzą za najmocniejsze w naturze i mogą mieć wiele możliwych zastosowań – ich masowa uprawa stworzy wiele nowych miejsc pracy.
Poza Colorado w referendum za legalizacją marihuany opowiedział się także stan Waszyngton. W Massachusetts obywatele chcą legalizacji marihuany do celów medycznych, tym samym staną się 19 stanem Ameryki, gdzie „trawkę” będzie można kupić na receptę. Stany Oregon i Arkansas odrzuciły podobną inicjatywę.
Teraz należy czekać na reakcję władz federalnych, które nie są jeszcze do końca przekonane do tego, by zakończyć całkowitą prohibicję marihuany, która jak zauważyli obywatele nie prowadzi do wychodzenia z uzależnień, ale produkuje masowo “użytkowników – kryminalistów” – nabijając przy okazji kasę mafii. O stanowiskach różnych krajów odnośnie walki z mafią narkotykową pisałam na moim blogu już wielokrotnie*.
6 listopada 2012 roku, wyborcy w Maine i Maryland w referendach wyrazili także swoją wolę w kwestii małżeństw homoseksualnych, które będą legalne w tych stanach. Podobnie jak w stanie Washington, gdzie oficjalne wyniki referendum nie zostały jeszcze ogłoszone, ale prognozy wydają się to potwierdzać.
Przypomnę, że w siedmiu stanach już takie prawo funkcjonuje: Connecticut (2008), Iowa (2009), Massachusetts (2008), New Hampshire (2010), District of Columbia (2009), Vermont (2009) i Nowym Jorku (2011). Ponadto Rhode Island uznaje małżeństwa tej samej płci zawarte w innych jurysdykcjach, a California (gdzie udzielano małżeństw parom jednopłciowym w 2008 r.) uznaje je warunkowo.
W Unii Europejskiej w zamężne pary homoseksualne stanowią : 2.5% małżeństw w Belgii, 2% w Holandii, 1.8 % w Hiszpanii, 4 % we Francji (związki partnerskie, obecnie trwają przygotowania do legalizacji małżeństw). Wg statystyk są to najtrwalsze małżeństwa, z najmniejszym odsetkiem rozwodów….
Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg
* ostatni wpis http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/11/demokracja_a_marihuana/2
Więcej na temat:
http://www.washingtonpost.com/blogs/election-2012/wp/2012/11/07/washington-approves-marijuana-legalization/
http://www.trueactivist.com/colorado-legalizes-recreational-marijuana-and-industrial-hemp/
5 listopada 2012
Demokracja a marihuana
Esencją demokracji jest możliwość decydowania przez społeczeństwo o zmianach w prawie. Rozwiązywanie wyjątkowo spornych spraw powinno odbywać się poprzez referenda.
Z tego założenia wychodzą też władze niektórych stanów w USA. Już jutro tj. 6 listopada w Colorado i Washington odbędą się referenda w sprawie legalizacji marihuany*. Warto też przypomnieć, iż w obu stanach marihuana jest już legalna do medycznego użytku, a także w niektórych lokalnych hrabstwach zdepenalizowana w przypadku użycia rekreacyjnego.
Jak twierdzi Ethan Nadelman z fundacji Drug Policy Alliance oba referenda są niezwykle ważne, a ich wynik może zachęcić inne stany do zmiany polityki narkotykowej.
Grupom zajmującym się promocją referendów udało się zebrać ponad milion dolarów w Colorado i kilkaset tysięcy dolarów w stanie Washington. Większość środków przeznaczona została na emisję spotów reklamowych zachęcających do dyskusji na temat problemu narkotyków:
http://www.youtube.com/watch?v=rCVc_kLfjMg&feature=player_embedded
Zwolennicy legalizacji „trawki” liczą też, że zaplanowane referendum na ten sam dzień co wybory prezydenckie zwiększy frekwencję wyborczą. Prywatne firmy zajmujące się sondażami twierdzą, że większość mieszkańców Colorado opowiada się za zrównaniem statusu marihuany i alkoholu – jednak w tym miejscu mainstream'owe media polecają być bardziej ostrożnym w przewidywaniu wyników, które poznamy najprawdopodobniej już jutro...
Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg
*http://abcnews.go.com/blogs/politics/2012/06/marijuana-legalizers-turn-to-colorado-washington-in-2012/
Z tego założenia wychodzą też władze niektórych stanów w USA. Już jutro tj. 6 listopada w Colorado i Washington odbędą się referenda w sprawie legalizacji marihuany*. Warto też przypomnieć, iż w obu stanach marihuana jest już legalna do medycznego użytku, a także w niektórych lokalnych hrabstwach zdepenalizowana w przypadku użycia rekreacyjnego.
Jak twierdzi Ethan Nadelman z fundacji Drug Policy Alliance oba referenda są niezwykle ważne, a ich wynik może zachęcić inne stany do zmiany polityki narkotykowej.
Grupom zajmującym się promocją referendów udało się zebrać ponad milion dolarów w Colorado i kilkaset tysięcy dolarów w stanie Washington. Większość środków przeznaczona została na emisję spotów reklamowych zachęcających do dyskusji na temat problemu narkotyków:
http://www.youtube.com/watch?v=rCVc_kLfjMg&feature=player_embedded
Zwolennicy legalizacji „trawki” liczą też, że zaplanowane referendum na ten sam dzień co wybory prezydenckie zwiększy frekwencję wyborczą. Prywatne firmy zajmujące się sondażami twierdzą, że większość mieszkańców Colorado opowiada się za zrównaniem statusu marihuany i alkoholu – jednak w tym miejscu mainstream'owe media polecają być bardziej ostrożnym w przewidywaniu wyników, które poznamy najprawdopodobniej już jutro...
Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg
*http://abcnews.go.com/blogs/politics/2012/06/marijuana-legalizers-turn-to-colorado-washington-in-2012/
3 listopada 2012
Osobliwy przypadek Johna Dalli
Po niedawnej kontrowersyjnej rezygnacji
maltańskiego Komisarza Johna Dalli, która nastąpiła w ślad za
wynikami raportu unijnego urzędu antykorupcyjnego OLAF, Parlament
Europejski zdecydował (26 października br.) by formalnie poprosić
Przewodniczącego Komisji J. M. Barroso o dostarczenie dodatkowych
informacji na temat okoliczności odejścia Komisarza.
Jak donoszą media, J. Dalli miał mieć
kontakty z maltańskim przedsiębiorcą, byłym wiceburmistrzem
Sliemy - Silvio Zammit'em, który to wg OLAFu, proponował Swedish
Match - wiodącemu producentowi tzw. bezdymnego wyrobu tytoniowego -
snusu, pomoc w legalizacji produktu w UE. Usługę swą wycenił na €
60mln euro.
Parlament Europejski zażyczył sobie
dostępu do raportu OLAFu, sporządzonego po wniesionej skardze na
Komisarza przez... Swedish Match.
Choć OLAF nie stwierdził żadnych
wiążących dowodów na bezpośredni udział w sprawie J. Dalli, ten
ostatni 16 października zrezygnował z funkcji. Następnego dnia
jednakże były już komisarz stwierdził, że jego rezygnacja nie
miała charakteru dobrowolnego - sugerując ponadto, iż jego
odejście było związane z intrygą uknutą przez przemysł
tytoniowy.
W konferencji prasowej 24 października
br. Dalli oświadczył, że jest gotów zaskarżyć zarówno
wymuszoną "prośbę" Barroso o podanie się do dymisji,
jak zawartość raportu OLAFu.
Pomimo różnych apeli ze strony
europosłów, międzynarodowych mediów oraz samego zainteresowanego,
raport z dochodzenia nie został jeszcze opublikowany. Dyrektor
generalny OLAFu, Giovanni Kessler stwierdził, że urząd nie jest
odpowiedzialny za publikację sprawozdania, ale nie będzie się też
sprzeciwiać upublicznieniu jego treści, jeśli takie będzie
życzenie... maltańskich władz.
Rezygnacja Dalli zbiega się w dziwny
sposób z przeglądem dyrektywy 2001/37/WE w sprawie wyrobów
tytoniowych. Dyrektywa proponuje umieścić szereg ograniczeń w
odniesieniu do opakowań papierosów i zaostrzyć przepisy dotyczące
stosowania środków aromatyzujących w tytoniu, z uwzględnieniem
takich produktów jak snus.
Snus to popularny w krajach
skandynawskich - mały woreczek z suszonym, aromatyzowanym tytoniem,
który umieszcza się pod górną wargą i w ten sposób "wysysa".
Chociaż w UE ze względu na szkodliwość zakazano jego sprzedaży w
1992 r., Szwecja z ponad 20% populacji używającej snusu,
wynegocjowała przystępując do UE w 1995 roku - odstępstwo od tego
zakazu, uzyskując pozwolenie na jego sprzedaż na własnym
terytorium.
Mimo, że nowa dyrektywa nie byłaby
bezpośrednio wymierzona w ograniczenie przyznanego Szwecji
odstępstwa, miałaby jednakże wpływ na zakaz stosowania środków
aromatyzujących w tytoniu, zawartych także w snusie, co
kosztowałoby przemysł tytoniowy, zwłaszcza w Szwecji, miliony
euro.
W wywiadzie udzielonym jednej z
maltańskich gazet, J. Dalli wyraził obawy odnośnie przyszłości
tej dyrektywy, twierdząc, że nawet przy szybkiej nominacji jego
następcy z Malty, opóźnienia w jej przeglądzie mogą wykroczyć
poza obecną kadencję Komisji, o co mogło chodzić w przygotowanym
przeciw niemu "spisku"...
Wbrew wcześniejszym spekulacjom, Malta
nie poczeka do nowych wyborów parlamentarnych i nowego rządu
(sondaże wskazują na zmianę warty) - z nominacją nowego
Komisarza. Odchodząca ekipa woli mieć swojego człowieka w Komisji.
Najprawdopodobniej przesłuchanie następcy Dalli, Tonio Borga
odbędzie się w Parlamecie Europejskim 13 listopada br. Po czym jego
kandydatura zostanie poddana pod głosowanie podczas listopadowej
sesji plenarnej.
Możliwe, że dziwne okoliczności
prowadzące do rezygnacji J. Dalli, to czysty przypadek, a może coś
więcej.
Z pozdrowieniami z Parlamentu
Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
Więcej informacji na temat snusu na
stronie Światowej Organizacji Zdrowia:
Subskrybuj:
Posty (Atom)