Europejskie media ciągle kreślą nowe scenariusze opuszczenia przez
Grecję strefy euro, tymczasem tzw. Grexit wydaje się być mniej
prawdopodobny niż Brexit - czyli brytyjskie wyjście z Unii
Europejskiej*.
Trochę historii.
Wielka Brytania obserwując sukces powołanej w 1951 r. Wspólnoty Węgla i
Stali ostro przymierzała się do członkostwa w tworzącej się na jej
bazie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG) - przez dłuższy czas bez
skutku. W latach 60-tych jej przyłączenie się do EWG dwukrotnie
blokował ówczesny prezydent Francji Charles de Gaulle'a, który nie
widząc miejsca dla wyspiarzy we Wspólnocie mawiał ponoć: "...po moim
trupie". Tak też się stało. Zmarł w 1970 r., trzy lata później
Brytyjczycy wstąpili do EWG, po czym już w 1975 r. ... przeprowadzili
pierwsze referendum, czy może jednak z niej nie wystąpić.
Wolą ludu zostali, ku swojemu i pozostałych krajów UE - utrapieniu.
W 1984 r. dotknięci miażdżącym kryzysem, wynegocjowali nawet specjalny
rabat w składce, do dzisiaj będący w mocy przywilej, z jakiego nie
korzysta żaden inny kraj UE - stanowiący ciągłe źródło nieporozumień,
tym bardziej, że obecnie są jednymi z najbogatszych w Europie...
W wielu wspólnotowych regulacjach Brytyjczycy mają tzw. klauzulę opt
out, czyli “nas to nie dotyczy”, co też denerwuje pozostałe państwa
członków Unii. Nie przystąpili do strefy Schengen, nie weszli do strefy
euro. Nie pojawiają się nawet na pamiątkowych fotografiach, np. na
uroczystość podpisania traktatu lizbońskiego w 2007 r. nawet prounijny
lewicowy premier Gordon Brown ponoć celowo się spóźnił, by uniknąć
kłopotliwego corpus delicti...
Rządząca obecnie Partia Konserwatywna z premierem Davidem Cameronem na
czele, od dawna specjalizuje się w wytykaniu wszelkich unijnych wad. Na
tej krytyce m.in. doszła do władzy, obiecując wyborcom referendum w
kwestii pozostania w UE. Od 2010 r. sprawuje rządy, ale na referendum
ciągle jeszcze nie znalazła czasu, co więcej - gdy miało już dojść do
głosowania w Izbie Gmin w tej sprawie - sama zabroniła swoim członkom
popierania tej inicjatywy. Teraz coś przebąkuje o 2015 r. jako dogodnej
na referendum dacie, czyli przed nowymi wyborami...
Cameron jest pod silną presją znacznej części własnej partii, usiłuje
też rywalizować z Partią Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) -
zagorzałą przeciwniczką Unii, która zdobywa coraz większą popularność w
sondażach. By przyciągnąć do siebie elektorat żongluje statystykami
europejskiej biurokracji, przekonując, że Brytyjczycy płacą do Unii 50
milionów funtów dziennie nic nie otrzymując w zamian, przemilcza
jednocześnie oczywisty fakt, że wpływy z eksportu do UE znacznie
przewyższają wysokość ich składki oraz, że wprowadzenie ewentualnych ceł
po wyjściu z UE negatywnie wpłynęłyby na brytyjski eksport, dochody
firm, zatrudnienie i na końcu na wysokość ich PKB.
Gospodarka brytyjska jest niemal w połowie uzależniona od handlu z UE, w
przypadku Brexitu jest wielce naiwnym myśleć, że Wielka Brytania nadal
będzie mieć pełny i równy dostęp do wspólnotowego rynku, jeśli nie
będzie jego członkiem. Bez prawa wpływania na wspólnotowe regulacje,
musiałaby “grać” według zasad narzuconych przez Unię, by móc z niego
korzystać. Zatem koszt "wyjścia" dla brytyjskiej gospodarki byłby
ogromny i skończyłby się przede wszystkim ucieczką kapitału, spadkiem
wymiany handlowej, wzrostem bezrobocia itd.
Londyn stale podkreśla, ze chce zorientowanej na rynek Europy, ale
ponieważ jest poza strefą euro i Schengen sam wyklucza się z jądra Unii,
co nie jest dobre szczególnie dla kraju świadczącego usługi finansowe w
tak znacznej mierze dla krajów Wspólnoty.
Oliwy do brytyjskiego ognia dolała ostatnio tzw. eurogrupa, która chce
stworzyć w obrębie strefy euro nowy bankowy organ nadzorczy. Wielka
Brytania obawia się teraz "blokowych" głosowań 17 członków unii
walutowej w kwestiach regulacji bankowych. Swoją drogą wielkim błędem
Camerona było zawetowanie paktu fiskalnego, zobowiązującego kraje strefy
euro do odpowiedzialności budżetowej, tym bardziej, że propozycja ta
nie uderzała w żaden sposób w brytyjskie banki, co więcej - Unia i tak
znalazła sposób, by zatwierdzić pakt fiskalny wprowadzając nową
regulację, nie obejmującą Wielkiej Brytanii. Teraz przy trudnych
negocjacjach budżetowych na okres 2014-2020 naprawdę pojawia się dla
wyspiarzy szansa na wyjście z UE, tym bardziej, że obowiązujący od 2009
r. Traktat Lizboński przewiduje taki scenariusz, może z tej nowej okazji
wreszcie korzystają...
Trwająca bitwa o nowy siedmioletni budżet UE może sprawić, że blokujący
Londyn znowu... straci. Wetująca postawa Brytyjczyków jest powodem
wielu napięć. Wielka Brytania angażując się w kolejną bitwę prowadząc do
własnej marginalizacji. Premier Cameron chciałby renegocjować związek z
Unią, co jednak może skończyć się prawdziwym rozwodem...
Teraz nawet z prounijni Laburzyści obiecują swym wyborcom referendum na
temat brytyjskiego związku z Unią. Edward Milibrand, lider Partii Pracy
też kalkuluje, że w ten sposób może wygrać następne wybory. Ale póki co -
49% Brytyjczyków opowiada się za wyjściem z Unii, 28% za pozostaniem,
według niedawnych sondaży przeprowadzonych przez YouGov.
Myślę, że tylko polski entuzjazm prounijny pomnożony przez ilość
pracowników płacących podatki na brytyjskich wyspach może odmienić ten
eurosceptyczny image ...? Zobaczymy.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Gernger de Oedenberg
*Polecam ciekawe teksty:
http://www.pressdisplay.com/pressdisplay/viewer.aspx
http://www.telegraph.co.uk/news/politics/9687422/Leaving-the-EU-would-be-an-economic-disaster-Ken-Clarke-has-said.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz