5 grudnia 2012

Brytyjska cena wyjścia z Unii

Europejskie media ciągle kreślą nowe scenariusze opuszczenia przez Grecję strefy euro, tymczasem tzw. Grexit wydaje się być mniej prawdopodobny niż Brexit - czyli brytyjskie wyjście z Unii Europejskiej*.

Trochę historii.
Wielka Brytania obserwując sukces powołanej w 1951 r. Wspólnoty Węgla i Stali ostro przymierzała się do członkostwa w tworzącej się na jej bazie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG) - przez dłuższy czas bez skutku. W latach 60-tych jej przyłączenie się do EWG dwukrotnie blokował ówczesny prezydent Francji Charles de Gaulle'a, który nie widząc miejsca dla wyspiarzy we Wspólnocie mawiał ponoć: "...po moim trupie". Tak też się stało. Zmarł w 1970 r., trzy lata później Brytyjczycy wstąpili do EWG, po czym już w 1975 r. ... przeprowadzili pierwsze referendum, czy może jednak z niej nie wystąpić.
Wolą ludu zostali, ku swojemu i pozostałych krajów UE - utrapieniu.

W 1984 r. dotknięci miażdżącym kryzysem, wynegocjowali nawet specjalny rabat w składce, do dzisiaj będący w mocy przywilej, z jakiego nie korzysta żaden inny kraj UE - stanowiący ciągłe źródło nieporozumień, tym bardziej, że obecnie są jednymi z najbogatszych w Europie...


W wielu wspólnotowych regulacjach Brytyjczycy mają tzw. klauzulę opt out, czyli “nas to nie dotyczy”, co też denerwuje pozostałe państwa członków Unii. Nie przystąpili do strefy Schengen, nie weszli do strefy euro. Nie pojawiają się nawet na pamiątkowych fotografiach, np. na uroczystość podpisania traktatu lizbońskiego w 2007 r. nawet prounijny lewicowy premier Gordon Brown ponoć celowo się spóźnił, by uniknąć kłopotliwego corpus delicti...


Rządząca obecnie Partia Konserwatywna z premierem Davidem Cameronem na czele, od dawna specjalizuje się w wytykaniu wszelkich unijnych wad. Na tej krytyce m.in. doszła do władzy, obiecując wyborcom referendum w kwestii pozostania w UE. Od 2010 r. sprawuje rządy, ale na referendum ciągle jeszcze nie znalazła czasu, co więcej - gdy miało już dojść do głosowania w Izbie Gmin w tej sprawie - sama zabroniła swoim członkom popierania tej inicjatywy. Teraz coś przebąkuje o 2015 r. jako dogodnej na referendum dacie, czyli przed nowymi wyborami...


Cameron jest pod silną presją znacznej części własnej partii, usiłuje też rywalizować z Partią Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) - zagorzałą przeciwniczką Unii, która zdobywa coraz większą popularność w sondażach. By przyciągnąć do siebie elektorat żongluje statystykami europejskiej biurokracji, przekonując, że Brytyjczycy płacą do Unii 50 milionów funtów dziennie nic nie otrzymując w zamian, przemilcza jednocześnie oczywisty fakt, że wpływy z eksportu do UE znacznie przewyższają wysokość ich składki oraz, że wprowadzenie ewentualnych ceł po wyjściu z UE negatywnie wpłynęłyby na brytyjski eksport, dochody firm, zatrudnienie i na końcu na wysokość ich PKB.


Gospodarka brytyjska jest niemal w połowie uzależniona od handlu z UE, w przypadku Brexitu jest wielce naiwnym myśleć, że Wielka Brytania nadal będzie mieć pełny i równy dostęp do wspólnotowego rynku, jeśli nie będzie jego członkiem. Bez prawa wpływania na wspólnotowe regulacje, musiałaby “grać” według zasad narzuconych przez Unię, by móc z niego korzystać. Zatem koszt "wyjścia" dla brytyjskiej gospodarki byłby ogromny i skończyłby się przede wszystkim ucieczką kapitału, spadkiem wymiany handlowej, wzrostem bezrobocia itd.


Londyn stale podkreśla, ze chce zorientowanej na rynek Europy, ale ponieważ jest poza strefą euro i Schengen sam wyklucza się z jądra Unii, co nie jest dobre szczególnie dla kraju świadczącego usługi finansowe w tak znacznej mierze dla krajów Wspólnoty.


Oliwy do brytyjskiego ognia dolała ostatnio tzw. eurogrupa, która chce stworzyć w obrębie strefy euro nowy bankowy organ nadzorczy. Wielka Brytania obawia się teraz "blokowych" głosowań 17 członków unii walutowej w kwestiach regulacji bankowych. Swoją drogą wielkim błędem Camerona było zawetowanie paktu fiskalnego, zobowiązującego kraje strefy euro do odpowiedzialności budżetowej, tym bardziej, że propozycja ta nie uderzała w żaden sposób w brytyjskie banki, co więcej - Unia i tak znalazła sposób, by zatwierdzić pakt fiskalny wprowadzając nową regulację, nie obejmującą Wielkiej Brytanii. Teraz przy trudnych negocjacjach budżetowych na okres 2014-2020 naprawdę pojawia się dla wyspiarzy szansa na wyjście z UE, tym bardziej, że obowiązujący od 2009 r. Traktat Lizboński przewiduje taki scenariusz, może z tej nowej okazji wreszcie korzystają...


Trwająca bitwa o nowy siedmioletni budżet UE może sprawić, że blokujący Londyn znowu... straci. Wetująca postawa Brytyjczyków jest powodem wielu napięć. Wielka Brytania angażując się w kolejną bitwę prowadząc do własnej marginalizacji. Premier Cameron chciałby renegocjować związek z Unią, co jednak może skończyć się prawdziwym rozwodem...


Teraz nawet z prounijni Laburzyści obiecują swym wyborcom referendum na temat brytyjskiego związku z Unią. Edward Milibrand, lider Partii Pracy też kalkuluje, że w ten sposób może wygrać następne wybory. Ale póki co - 49% Brytyjczyków opowiada się za wyjściem z Unii, 28% za pozostaniem, według niedawnych sondaży przeprowadzonych przez YouGov.


Myślę, że tylko polski entuzjazm prounijny pomnożony przez ilość pracowników płacących podatki na brytyjskich wyspach może odmienić ten eurosceptyczny image ...? Zobaczymy.


Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego

Lidia Gernger de Oedenberg


*Polecam ciekawe teksty:

http://www.pressdisplay.com/pressdisplay/viewer.aspx
http://www.telegraph.co.uk/news/politics/9687422/Leaving-the-EU-would-be-an-economic-disaster-Ken-Clarke-has-said.html 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz